SERCE PONOWNIE BIJE

twojacena.pl 6 dni temu

DZIŚ CIEPŁO W SERCU

Kinga urodziła swoją Kornelię nie wiadomo od kogo. Jak to mówią, „wpadła” przed ślubem.

Owszem, zalecał się do Kingi jeden przystojniak. Na ożenek jednak nie kwapił. Za to był olśniewająco urodziwy i uprzejmy. Kinga prowadzała go pod rękę z dumą, mijając babcie-„słoneczniki” siedzące pod blokiem. Te emerytki zawsze (niczym słoneczniki za słońcem) obracały głowy za przechodzącymi.

Młody człowiek nigdzie nie pracował. Wolał fruwać przez życie jak motyl. Kinga go karmiła, poiła, układała do snu. Gotowa była ścielić się kolorowym chodnikiem na jego drodze.

Ale pewnego dnia zalotnik oznajmił, iż z Kingą jest mu okropnie nudno, iż nie docenia go jako kobieta. I w ogóle, mogłaby go choć raz zabrać nad morze, jeżeli go kocha…

Kinga wypłakała cały tydzień. Potem podarła zdjęcia „niedokochanego” i spaliła. Przez miesiąc cierpiała w samotności. Aż poznała Marka.

…Pewnego ranka Kinga spieszyła się do pracy. Nerwowo czekała na przystanku. Wtedy zatrzymała się taksówka. Kierowca otworzył drzwi i zaproponował podwózkę. Kinga bez namysłu wsiadła.

W drodze kierowca zagadał. Kinga od razu oceniła mężczyznę. Był po czterdziestce, zadbany, ogolony, uczesany, wyprasowany. Ujęła ją też galanteria taksówkarza. Cały jego wygląd „zdradzał” troskliwą kobiecą rękę. Kinga uznała, iż to ręka matki.

Marek (tak się przedstawił) był zupełnym przeciwieństwem pierwszego wybranka. Kinga bez wahania zostawiła mu swój numer. Chciała kontynuować znajomość. To był jedyny raz, gdy przejechała się taksówką za darmo.

…Zaczęli się spotykać. Marek obsypywał Kingę kwiatami, darował prezenty, kochał czule.

Pewnej wiosny spacerowali po lesie. Na duszy było lekko i radośnie. Kinga zbierała przylaszczki. Marek, widząc zapał dziewczyny, przyłączył się do zbierania. „Plon” był obfity. Kinga z bukiecikiem usiadła w aucie.

Marek usiadł za kierownicą, a swój naręcz przylaszczek delikatnie położył na tylne siedzenie. Kinga od razu pomyślała: „Dla żony”. Bała się dopytać. A nuż żonaty? A Kinga przez pół roku zdążyła przywyknąć do uprzejmego Marka. Wybrała słodkie złudzenie. Milczała…

Ale niedługo do Kingi zawitała żona Marka. Przyprowadziła ze sobą dwójkę małych dzieci i oświadczyła:

– Proszę, kochanie, wychowujcie je! One bardzo kochają tatusia!

Kinga, oszołomiona, ledwo wykrztusiła:

– Przepraszam, nie wiedziałam, iż Marek jest żonaty. Nie zamierzam rozbijać państwa związku. Nie będę wić gniazda pod cudzym progiem.

Tego samego wieczoru Kinga dała odpraw „żonatemu”.

…Następnym ukochanym okazał się Zurab.

Był Gruzinem. Ich romans był krótki jak wiosenna burza. Wpadł w życie Kingi jak huragan i równie gwałtownie zniknął.

Poznali się na urodzinach przyjaciółki. Zurab od razu „wziął w obrót” miłą i spokojną dziewczynę. Kinga nie opierała się urokowi charyzmatycznego mężczyzny.

Zurab podbił Kingę szerokością duszy, hojnością i optymizmem. Z nim nie miała czasu w nudę czy smutek. Zawsze miał w zanadrzu mnóstwo atrakcji. Wydawało się, iż nigdy nie ma problemów. Kinga byłaby gotowa biec za nim na koniec świata. Ale niestety…

Rok Zurab nosił Kingę na rękach. Potem wrócił do Gruzji. Nie przyzwyczaił się w Polsce. Może klimat nie pasował, może chorą matkę wzywała…

Kinga poczuła się porzucona i niepotrzebna. Postanowiła, iż ma dość cierpienia. „Będę żyła sama. Przynajmniej bez łez”.

A gdy pogodziła się z losem samotnej kobiety, okazało się, iż pod jej sercem rośnie nowe życie. Wiadomość wprawiła Kingę w osłupienie! Po pierwsze, kto jest ojcem dziecka? Po drugie, jak żyć dalej? Po trzecie, jak nie zwariować?

…Urodziła się dziewczynka. Kinga nazwała córeczkę Klarą. Klara stała się sensem jej życia. Dziewczynka była podobna do Zuraba. Te same loczki, czarne oczy i urzekający uśmiech. To jakoś cieszyło Kingę. Może dlatego, iż kochała go jak nikogo dotąd. Patrząc na Klarę, Kinga wspominała beztroskie dni spędzone z Zurabem.

Oczywiście, czasem miała ochotę wyć z bezsilności, z zazdrości o zamężne koleżanki. Ale wychowanie Klary zajmowało cały jej czas. Nie było choćby chwili na łzy.

…We wrześniu Klara poszła do szkoły.

W ławce posadzono ją z chłopcem – Kacprem. Od razu się nie polubili. Kacper nazwał Klarę „zakręconą idiotką”.

Dzieci nie znosiły się na zabój. Nauczycielka musiała ich rozsadzić. Ale i tak bili się na przerwach.

Kinga poszła do szkoły, by dowiedzieć się, dlaczego córka wraca podrapana.

Nauczycielka, czując się winna, od razu podała adres Kacpra. Niech rodzice się między sobą dogadają.

Kinga, nie zastanawiając się długo, pośpieszyła bronić Klary. Poszła pod wskazany adres.

…Drzwi otworzył mężczyzna. Wycierał ręce w ręcznik zawieszony na szyi.

– Do mnie? Proszę wejść. Zaraz zaproponuję kawę. Tylko nakarmię tego urwisa – mężczyzna pośpiesznie zniknął w kuchni.

Kinga zdjęła buty i weszła do maleńkiego pokoju. Od razu widać było brak kobiecej ręki. Rzeczy porozrzucane, kurz i zapach papierosów.

„No tak…” – pomyślała Kinga.

Gospodarz wrócił z tacą. Dwie filiżanki aromatycznej kawy.

(Ten zapach Kinga zapamięta na całe życie.)

– Czym zasłużyłem na wizytę tak pięknej pani? – zapytał.

– Jestem mamą Klary – zaczęła Kinga.

– Aaa… już wiem. Mój Kacper zakochał się w pani córce – uśmiechnął się.

– I dlatego moja Klara jest podrapana? – Kinga przeszła do ataku.

– Hm… Nie rozumiem? – szczerze zdziwił się ojciec Kacpra.

– Proszę porozmawiać z synem. Dziękuję za kawę – Kinga zbKinga spojrzała w oczy mężczyzny i poczuła, iż po latach bólu jej serce znów zaczyna bić pełnią życia.

Idź do oryginalnego materiału