Złamane serca i tajemne oczarowanie
Weronika wróciła do domu po wywiadówce w małym miasteczku pod Poznaniem. Ledwo przekroczyła próg, skierowała się do pokoju syna i zaczęła wychowawczą rozmowę.
— Mamo, daj już spokój, znudziły mnie twoje kazania! — wybuchnął Bartek.
— Co znaczy „daj spokój”? Dopiero zaczęłam! Pani Bożena jest tobą bardzo niezadowolona — Weronika spojrzała na syna z wyrzutem.
— Robię, co chcę, tak jak tata! Teraz wiem, dlaczego ma inną kobietę — pewnie go wkurzałaś, tak jak mnie! — rzucił Bartek.
— Jaką inną kobietę? O czym mówisz? — Weronika zastygła, a jej głos zadrżał z niedowierzania.
Weronika wracała ze szkoły, gdzie nauczycielka znów narzekała na Bartka: nie odrabia lekcji, nie uważa na zajęciach, przechwala się. Co się stało z chłopcem? Stał się roztrzepany, zamknięty w sobie, nic nie opowiada. Musi porozmawiać z mężem, niech ojciec się tym zajmie.
Nagle zauważyła samochód męża zaparkowany przy chodniku. Może po nią przyjechał? Ależ miły gest! Przyspieszyła kroku, ale nagle się zatrzymała. Z auta wysiadł jej mąż, Marek, z bukietem róż, ale podszedł nie do niej, tylko do jakiejś nieznajomej. Kobieta objęła go, zabrała kwiaty i odjechali.
Weronika stała jak sparaliżowana. Kim była ta kobieta? Wysoka, o długich rudych włosach, w obcisłej sukience — zupełne przeciwieństwo niskiej Weroniki z krótkimi, ciemnymi lokami. Marek twierdził, iż zostanie w pracy, iż omawiają nowy projekt z zespołem. Czyżby ta kobieta była jego koleżanką? Przez piętnaście lat małżeństwa Weronika nigdy nie wątpiła w jego wierność.
Pobrali się z miłości, zaraz po studiach. Rodzice Marka, zamożni przedsiębiorcy, podarowali im mieszkanie w centrum Poznania. Teściowie uwielbiali Weronikę, a w ich córce, która urodziła się później, nie mogli się nachwalić. Marek przejął firmę ojca, gdy ten odszedł ze względu na zdrowie. Z początku było ciężko, ale sobie poradził, a pracownicy go szanowali. Pensji starczało na wszystko: kupili dom letniskowy pod lasem, jeździli tam z przyjaciółmi i rodziną, wypoczywali za granicą. Marek proponował Weronice, by rzuciła pracę pielęgniarki i zajęła się domem, ale ona kochała swoją pracę — pomaganie ludziom było jej powołaniem.
I co teraz? Skoro ma inną, to znaczy, iż przestał ją kochać. Niedługo odejdzie… Łzy popłynęły jej po policzkach. Jak boli, jak niesprawiedliwie! Czego mu brakowało? Byli nie tylko małżeństwem, ale i przyjaciółmi, dzielili się wszystkim, ich intymność nigdy nie była problemem. Jak mógł tak zdradzić? Marek nigdy nie patrzył na inne kobiety, choć był przystojnym mężczyzną.
W domu Weronica zaczęła rozmowę z synem.
— Mamo, dosyć, mam dość twoich wykładów! — wybuchnął Bartek.
— Jak to „dosyć”? Pani Bożena mówi, iż zupełnie się rozpuściłeś!
— Robię, co chcę, tak jak tata! Teraz wiem, dlaczego ma inną kobietę — wkurzałaś go, tak jak mnie!
— Jaką kobietę? O czym ty mówisz? — głos Weroniki się załamał.
— Widziałem tatę w kawiarni z jakąś laską. Szedłem obok, nie zauważył mnie. I co ty na to?
Weronika runęła na kanapę, zakrywając twarz dłońmi. Łzy płynęły strumieniami.
— Mamo, no nie płacz… — Bartek, zawsze przejmujący się matką, był zdezorientowany.
— Ot, syneczku… Żyliśmy, kochaliśmy się, a on znalazł sobie inną…
— Mamo, różnie bywa. Ja też kocham tatę, ale jeżeli tak cię traktuje, niech idzie. Dad— Poradzimy sobie. — Bartek podał matce chusteczkę, a Weronika, ocierając łzy, przytuliła go mocno.