Sen z ostrzeżeniem: historia, która zmieniła wszystko

polregion.pl 2 tygodni temu

Ostrzeżenie ze snu: historia, która wszystko zmieniła

Kasia zajmowała się przetworami — właśnie marynowała grzyby, gdy nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Jej mąż, Marek, był w podróży służbowej i zabrał klucze. W domu została tylko ona i ich córeczka Ola. — Kto to może być? — mruknęła pod nosem, wycierając ręce w ściereczkę i idąc do drzwi.

Na progu stał chłopiec, około dziesięcioletni. Nieznajomy. Ubrany schludnie, z plecakiem na ramionach, a w oczach miał coś starszego, poważniejszego niż jego wiek.
— Dzień dobry — powiedział grzecznie. — Czy pan mąż jest w domu? Potrzebuję z nim pilnie porozmawiać.
Kasia zmieszała się.
— Witaj. Nie ma go teraz… A co się stało? Może ja mogę pomóc?
— Nie. Tylko on. To ważna sprawa.

Serce Kasi ścisnęło się niepokojem. Nie wiedziała nawet, jak zareagować.
— Wpadnę później. O której zwykle wraca?
— Czasem jest, czasem go nie ma… A kim ty adekwatnie jesteś? Co się dzieje?
— Na razie nic. Ale może się zdarzyć. Do widzenia.

Kasia śledziła go wzrokiem, aż zniknął za rogiem. Co za dziwadło? Po co Markowi ten dzieciak? I skąd go zna? Resztę dnia spędziła, nie mogąc się skupić. A gdy wieczorem Marek wrócił, od razu mu wszystko opowiedziała.

— Był dziś u ciebie jakiś chłopak. Dziesięć lat, może mniej. Mówił, iż musi z tobą pilnie pogadać. Nic więcej nie wyjaśnił.
— Co za bzdury? Nie znam żadnego dzieciaka. Może pomylił mieszkanie?
— Nie, wyraźnie wymienił twoje nazwisko. Twierdził, iż tylko ty możesz mu pomóc.

Marek wzruszył ramionami i poszedł pod prysznic. Ale Kasi nie dawały spokoju czarne myśli. Kim był ten chłopiec? Może to… jego syn? Nieznany, z przeszłości? Przecież Marek przed nią miał inne związki… W głowie przemknęło jej jedno imię — Agnieszka. Kiedyś byli zaręczeni. Może zaszła w ciążę i nie powiedziała?

Następnego dnia ostrożnie zaczęła wypytywać:
— Marku, pamiętasz tamtą, z którą prawie się ożeniłeś? Jak ona się nazywała?
— Kasia, po co ci to? Dawno zamknięty rozdział. Agnieszka.
— Tak tylko pytam. Ty wiesz wszystko o moich ex, a ja o twoich ledwo co.

Kasia natychmiast rzuciła się na poszukiwania Agnieszki w mediach społecznościowych. Ale nazwisko pewnie zmieniła, bo nic nie znalazła. Pozostało tylko czekać, czy chłopiec znów się pojawi.

Parę dni później Marek oznajmił, iż jedzie w delegację.
— Do Łodzi. Nikt inny nie chciał, a szef nalegał.
Kasi znowu zapaliła się czerwona lampka. Marek od lat nie jeździł służbowo. W uszach dźwięczały jej słowa chłopca: *„Może się zdarzyć”*. Instynkt podpowiadał — coś jest nie tak.

I rzeczywiście, w przeddzień wyjazdu Marka, ten sam chłopiec znów zadzwonił. Kasia gwałtownie wpuściła go do środka.
— Słuchaj, powiedz mi, o co chodzi. Jestem jego żoną. Wszystko mu przekażę. Jak masz na imię?
— Tomek. Proszę pani… Mama mi się śniła. Kazała pilnie przekazać panu mężowi — nie może jechać. Inaczej go nie będzie.
— Tomek, co ty mówisz? Jaka mama?
— Moja mama umarła pięć lat temu. Ale teraz często mi się śni. Babcia mówi, iż jesteśmy ze sobą połączeni… Mama bardzo mnie kochała. Tata? Nigdy go nie poznałem. Ale od jakiegoś czasu mama w snach powtarza: *„Znajdź go. Powiedz mu, żeby nie jechał”*.

Kasi przeszły ciarki po plecach.
— A wiesz, kim on był dla twojej mamy?
— Nie. Ale mama mówiła — jeżeli pojedzie, nie wróci.

Kasia odprowadziła Tomka do drzwi, a gdy je zamykała, ogarnęła ją fala paniki. W duchy nie wierzyła… Ale to było zbyt konkretne.

Następnego dnia Marek wyjechał. Kasia próbowała zająć się domem, by nie myśleć. Po południu zadzwonił telefon.

— Kasia, nie martw się… Ze mną wszystko w porządku. Ale… coś dziwnego się stało.
— Co?! Gdzie jesteś?!
— Jadę. Słuchałem radia. Nagle na drogę weszła kobieta. Zupełnie ni stąd, ni zowąd. Skręciłem gwałtownie, uderzyłem w barierkę… A samochód przede mną wyleciał w powietrze. Wypadek. Ludzie nie żyją… Ja powinienem być na ich miejscu.
— Boże…
— Nie wiem, kim ona była. Pojawiła się i zniknęła. Ale gdyby nie ona — nie byłoby mnie.

Wieczorem Marek wrócił do domu.
— Nie sądzisz, iż to mogła być… tamta kobieta? Matka Tomka?
— Kasia… To zbieg okoliczności. Jakaś magia.
— Nie, Marku. To nie przypadek. Czuję to.

Nazajutrz Marek oświadczył:
— Już wiem. Przypomniałem sobie. Pięć lat temu szedłem koło płonącego domu. Ludzie stali i bali się wejść. A ja nie wytrzymałem — wbiegłem do środka. Wyniosłem chłopca. Jego matki nie zdążyłem uratować…

Postanowili odwiedzić adres, który podał Tomek. Przywitała ich babcia chłopca.
— Tak, Tomek tu mieszka. To mój wnuk. Jego mama zginęła wtedy w pożarze. Pan go uratował. Jestem panu tak wdzięczna… On nie wszystko pamięta. Zostały tylko zdjęcia. Ale ona mu się pokazuje. A mnie już nie.
— To ona mnie uratowała…
— Ania zawsze była wyjątkowa. Chcą państwo zobaczyć? Proszę, oto ona.

Na fotografii była ta sama kobieta. Marek poznał ją od razu.

Do pokoju wszedł Tomek.
— Witajcie. Mama powiedziała, iż żyjesz. Jest szczęśliwa. Ale mówi — nigdy więcej tą drogą nie jedź. Następnym razem nie pomoże. Zapamiętaj to.

— Dziękuję, Tomek. I podziękuj swojej mamie. Chcesz się ze mną zaprzyjaźnić? Mam córeczkę, ale z nią nie mogę łowić ryb. A z tobą pojadę. I na mecz, i gdzie tylko zechcesz. Zgoda?

Tomek skinął głową. A Kasia płakała. Z wdzięczności dla losu… i z przekonania, iż czasem choćby sen może ocalić życie.

Idź do oryginalnego materiału