Obcy dla siebie

polregion.pl 2 godzin temu

Po powrocie z premii z fabryki, Andrzej z dwoma kumplami siedzieli w małej knajpce. Premia była niewielka, ale on, samotny, nie przywiązywał wielkiej wagi do pieniędzy.

„Jak są dobrze,” mówił wesołym tonem, „a jak nie ma poczekam do wypłaty.”

Tak tłumaczył kolegom, gdy ci narzekali, iż muszą oddawać wszystkie zarobki żonom. jeżeli udało im się coś odłożyć „na czarną godzinę”, uważali to za sukces.

„No tak, Andrzeju, samotnemu żyje się lżej,” westchnął Marek. „A ja mam trzech synów, a pensja nie taka duża. Słuchaj mnie nie żenij się, bo i tak żona cię zmęczy: dzieci głodne, buty dziurawe, ubrania za małe…”

Chłopaki się śmiali, gdy nagle podszedła do nich dziewczyna śmiała, żywiołowa. Od razu przysiadła się do Andrzeja, niemal wskakując mu na kolana. Był najmłodszy z całej trójki, więc trochę się speszył, ale mimo to ją objął.

„Jestem Kasia,” przedstawiła się wesoło. „A ty?”

„Andrzej,” odparł, a kumple tylko puszczali do siebie porozumiewawcze spojrzenia i chichotali.

Kasia wstała i usiadła na krześle, które Marek podsunął z sąsiedniego stolika. Andrzej, choć pochodził ze wsi i od roku pracował w mieście, był skromny i nie wiedział, jak zachować się wobec tak śmiałych dziewczyn. ale Kasia bardzo mu się spodobała. Tego wieczoru wyszli razem, a rano obudził się obok niej.

„Muszę do pracy,” powiedział, gwałtownie się ubierając, a ona została w łóżku.

„Andrzejku, mam nadzieję, iż to nie nasze ostatnie spotkanie?” przeciągnęła się leniwie. „Wpadnij do mnie po pracy, będę czekać.”

Dzień w pracy dłużył mu się niemiłosiernie, ale wieczorem pobiegł do Kasi. Czekała na niego w swoim akademiku. Andrzej zakochał się w tej żywiołowej dziewczynie, choć ledwo ją znał. Kumple ostrzegali, iż często bywa w męskim towarzystwie, ale on i tak gwałtownie ją poślubił.

Rok później urodziła się im córeczka Ola. Na początku Kasia była dobrą gospodynią: gotowała, sprzątała, zajmowała się dzieckiem. Ale gdy Ola skończyła rok, wszystko się zmieniło. Andrzej wracał z pracy, a dziecko zostawione u sąsiadki. Ta tylko kręciła głową:

„Andrzej, sama mam dwie córki i mnóstwo roboty. Powiedz swojej Kasi, iż już więcej nie będę pilnować Oli.”

Kłótnie były coraz częstsze. Andrzej groził, iż jeżeli żona znów wróci pijana i zostawi dziecko, to będzie problem. Ale Kasia tylko zapraszała do domu innych mężczyzn. Czasem wracał, a tam pełno ludzi. Wyrzucał ich, aż w końcu Kasia rzuciła:

„Zabierz Olę i wynoś się gdzie pieprz rośnie. Nie potrzebuję was obojga. Wracaj na swoją wieś.”

Tak też zrobił. Od dawna o tym myślał, ale ciągle wierzył, iż Ksia się opamięta. W rodzimej wsi jego matka, Weronika, była już ciężko chora i nie wstawała z łóżka. Sąsiadka, Agnieszka, opiekowała się nią. Ich domy stały blisko choćby furtki nie trzeba było otwierać, bo płot był rozwalony. Agnieszka tylko schodziła ze swojego ganku i już była u Weroniki. Dogodnie było nosić jej jedzenie.

Andrzej dawno nie był w domu i nie wiedział, jak źle było z matką. A poza nim nie miała nikogo. Teraz miał podwójny problem chorą matkę i dwuletnią Olę. Znalazł pracę w okolicznym gospodarstwie, a córeczką zajmowała się Agnieszka. Jej syn, Kacper, miał trzy lata, więc dzieci bawiły się razem.

„Dziękuję, Aga, nie wiem, co bym bez ciebie zrobił,” mówił wdzięcznie.

Agnieszka była mężatką, ale jej mąż, Rysiek, nie był dobrym człowiekiem pił, bił się, a Andrzej nie raz musiał go „pouczyć”. Ostatnio zrobił to tak skutecznie, iż Rysiek ledwo doszedł do siebie, spakował rzeczy i wyprowadził się do matki w sąsiedniej wsi. Agnieszka wcale nie płakała przeciwnie, podziękowała Andrzejowi. Bała się swojego męża.

„Jeszcze nigdy w domu nie było tak cicho. Dobrze, iż go przepędziłeś. Pewnie już nie wróci. Ze mną nie miał hamulców, ale przed silniejszymi się chował.”

Rozwiodła się, a miesiąc później Weronika zmarła.

Po pogrzebie życie toczyło się dalej. Andrzej szedł do pracy, a Ola biegła do Agnieszki. W ramach wdzięczności pomagał sąsiadce we wszystkim. Jego dom był mały i stary jeszcze dziadkowie w nim mieszkali. Dom Agnieszki był solidny jej ojciec, Władysław, był znanym w okolicy cieślą. Sam zbudował porządny dom, ale niedługo w nim pożył.

Rodzice Agnieszki odeszli krótko po sobie najpierw ojciec, potem matka. Została z siostrą, ale gdy ta wyszła za mąż i wyjechała, Agnieszka miała osiemnaście lat. Wtedy o jej rękę zaczął się starać Rysiek. Weronika radziła:

„Wyjdź za niego, Aga. Po co ci samotność?”

I tak się stało. Urodził się Kacper. Agnieszka kochała syna, ale z mężem było coraz gorzej.

Po śmierci matki Andrzej zaczął się zastanawiać. Agnieszka bardzo mu się podobała zupełnie inna niż Kasia. Gospodarna, troskliwa, gotowała pyszne obiady, a gdy na niego patrzyła, w jej oczach było coś ciepłe.

„Jak mogłem wpaść w sidła Kasi? Taka kobieta to dopiero skarb,” myślał często.

Pewnego dnia wrócił z pracy, a Ola leżała u Agnieszki z gorączką.

„Chora. Wezwałam felczera, dałam leki. Niech śpi, zostanie u mnie.”

Bał się o córeczkę, ledwo zmrużył oczy. Rano zajrzał do Agnieszki.

„Gorączkowała całą noc, ale nad ranem spadła. Nie martw się, idź do roboty.”

Wieczorem Ola już siedziała w łóżku i się uśmiechała.

„Tato, zostańmy u cioci Agi. Będę ją nazywać mamą!” wyrwała się nagle.

Od dawna ciągnęło ich do siebie, ale oboje bali się pierwszego kroku.

„Córeńka, czy to wypada?”

„A dlaczego nie?” zaczerwieniła się Agnieszka. „Ola ma rację. Po co wam ten zimny domek?” urwała, zawstydzona własną śmiałością.

Andrzej się zawahał, ale w końcu uśmiechnął się.

„Widocznie Ola postanowiła za nas. Ja od dawna o tym myślałem. DziękujęPo roku odbyło się huczne wesele, a Ola i Kacper, choć nie byli rodzeństwem, stali się prawdziwą rodziną, ucząc innych, iż miłość i troska są ważniejsze niż więzy krwi.

Idź do oryginalnego materiału