Pewnego pochmurnego wieczoru, przeglądając stare rzeczy w rodzinnym domu, Eliza natknęła się na rozmowę, która odmieniła jej życie. Siedziała w swoim pokoju, gdy z kuchni dobiegł ją pełen niepokoju głos matki:
— Elizo, może jednak wrócisz do niego? No jak tak można, wszystko rzucić i uciekać?
— Mamo, mówiłam, iż to tymczasowe — odpowiedziała zmęczona Eliza. — Lokatorzy niedługo wyprowadzą się z dziadkowej kawalerki w Poznaniu, to się tam przeniosę. Nie chcę wam zawracać głowy.
— Ale jak to zawracać głowy, Elżuniu? — głos matki drżał. — Żyliście z Jakubem, wszystko było w porządku. Nie pił, nie hulał. Czego ci jeszcze trzeba? Nauczysz się dogadywać, nie pierwszy rok razem!
Eliza gorzko się uśmiechnęła, patrząc przez okno na mżący deszcz. Czuła, jak w środku narasta burza. Jak wytłumaczyć matce, iż jej małżeństwo było jak życie pod lupą całej okolicy?
— Mamo, nie wiesz, jak żyłam przez te wszystkie lata — zaczęła, a jej głos zadrżał od tłumionych emocji. — Zasłaniasz zasłony na noc? A w sypialni jesteście tylko ty z tatą, czy całe osiedle? A jeżeli chcecie czegoś osobistego, to czy zaraz wiedzą o tym wszyscy w bloku? Nie? A u nas właśnie tak było! Jakbym mieszkała w akwarium, gdzie każdy mój krok, każdy oddech był na widoku. Nie zdziwiłabym się, gdyby cała dzielnica znała kolor mojej bielizny albo… — zawahała się — czym zajmowaliśmy się z Jakubem po nocach. I to ma być normalne?
Matka milczała, zszokowana. Eliza mówiła dalej, nie mogąc się powstrzymać:
— A wiesz, kto o tym wszystkim opowiada całemu światu? Mój mąż! Ten sam, od którego wyszłam i do którego nie wrócę. On nie potrafi utrzymać języka za zębami! Proszę: „Kubuś, to tylko między nami”, a godzinę później już wszyscy wiedzą. On tylko niesmiało mruga oczami i mówi: „No przecież tylko po cichu, co w tym złego?” — Eliza zacisnęła pięści. — Ostatnio urządził scenę, krzyczał, iż taki już jest, iż jego mama nie ze złości, tylko się martwi. Ale po co, powiedz, jego mamie znać datę, kiedy planujemy dziecko?!
Matka zakryła usta dłonią.
— Tak, mamo, właśnie tak było! — Eliza prawie krzyczała. — Dzwoni do mnie jego matka i pyta, jak poszło, bo się martwi o wnuki. choćby chodziła do jakichś znachorek, przemycała zioła przez Kubę, żeby mi je dosypywał do herbaty! To była ostatnia kropla. Nie mogę tak żyć! Idę ulicą, a ludzie się uśmiechają, jakby wiedzieli, co robiliśmy wczoraj. Mam już paranoję! Jego matka dzwoni i „troskliwie” pyta, czy stoję na głowie po… no wiesz. Nie daję już rady!
Eliza zamilkła, ciężko oddychając. Matka patrzyła na nią z przerażeniem, nie wiedząc, co powiedzieć.
— A niespodzianki? — dodała Eliza ciszej. — Nie da się zrobić niespodzianki. On wszystko rozgada! Kupi mi coś, a ja już od miesiąca od sąsiadki wiem, co będzie. Fajny, tak, nie pije, nie pali, pracowity. Ale ten jego język… Nie wytrzymam, mamo.
Ojciec, zwykle małomówny, nagle się odezwał:
— Zostaw ją wreszcie, kobieto! — jego głos był twardy. — Powiedziała, iż nie może, to nie może. Kto ją wesprze, jeżeli nie my? Mieszkaj, córuś, jak długo chcesz.
Zwrócił się do Elizy, łagodząc ton:
— Znałem takich jak twój Jakub. Na budowie był jeden, przezywali go Gadajło. Żadnej tajemnicy mu nie powierzyć — wszystko roznosił. Mówi, iż cała rodzina taka, po ojcu odziedziczył. Może i kłamał, kto go tam wie. Ale życie z takim to męka.
Eliza wdzięcznie skinęła głową i wyszła do swojego pokoju. Kochała ten przytulny kąt, gdzie wszystko było urządzone z sercem. Ale życie z Jakubem, którego gadatliwość niszczyła każdą prywatność, stało się nie do zniesienia.
Zapukano do drzwi. Weszła matka, nerwowo gładząc fartuch.
— Elizo, naprawdę się rozwiedziesz?
— Mamo, daj mi czas — westchnęła Eliza. — Ale pewnie tak. On się nie zmieni.
— A jeżeli jednak się poprawi? — z nadzieją spytała matka.
— Nie poprawi się — ucinała Eliza. — Myślisz, iż mi łatwo?
Matka wyszła, a Eliza położyła się na łóżku i puściła łzy. Nie spodziewała się, iż jej małżeństwo z Jakubem — tak urokliwym, solidnym i dobrym na pierwszy rzut oka — skończy się właśnie tak. Już przed ślubem były sygnały: gdy raz nocowali na działce, a potem wszystkie sąsiadki zaczęły ją witać z przesadnym uśmiechem, nazywając „skarbem”. A teściowa kiedyś rzuciła, iż „dzisiejsze dziewczyny to takie latawice, ale Eliza to porządna, czysta”. LatDopiero po latach, podczas gwałtownej kłótni, teściowa zdradziła, iż wiedziała o dziewictwie Elizy jeszcze przed ślubem.