Sekrety na widoku

newsempire24.com 2 dni temu

W jeden z pochmurnych wieczorów, przeglądając stare rzeczy w rodzinnym domu, Zosia natknęła się na rozmowę, która przewróciła jej życie do góry nogami. Siedziała w swoim pokoju, gdy z kuchni dobiegł ją pełen niepokoju głos matki:

— Zosia, może wrócisz do niego? No co ty, naprawdę wszystko rzuciłaś i wyjechałaś?

— Mamo, mówiłam, iż to tymczasowe — odpowiedziała zmęczonym głosem Zosia. — Lokatorzy niedługo się wyprowadzą z mieszkania dziadka w Krakowie, tam się przeniosę. Nie chcę wam zawracać głowy.

— Jakie zawracanie głowy, Zosiu? — głos matki drżał. — Żyliście z Bartkiem, wszystko było w porządku. No nie pił, nie kobieciarz. Czego ty jeszcze chcesz? Nauczcie się dogadywać, nie pierwszy rok razem!

Zosia gorzko się uśmiechnęła, patrząc przez okno, za którym mżył deszcz. Czuła, jak w środku narasta burza. Jak wytłumaczyć matce, iż jej małżeństwo było jak życie pod lupą obcych oczu?

— Mamo, ty nie wiesz, jak ja żyłam przez te wszystkie lata — zaczęła, a jej głos zadrżał od tłumionych emocji. — Zasłaniasz zasłony na noc? W sypialni jesteś tylko z tatą, czy z całym osiedlem? A jeżeli chcecie czegoś intymnego, to cała klatka już wie? Nie? A u nas było właśnie tak! Jakbym żyła w akwarium, gdzie każdy mój krok, każdy oddech — na widoku. Nie zdziwiłabym się, gdyby całe osiedle wiedziało, jaki kolor ma moja bielizna, albo… — zawahała się — czym zajmowaliśmy się z Bartkiem w nocy. I uważasz to za normalne?

Matka milczała, zszokowana. Zosia kontynuowała, nie mogąc się powstrzymać:

— Wiesz, kto opowiada o tym całemu osiedlu? Mój mąż! Ten sam, od którego wyszłam i do którego nie wrócę. On nie umie trzymać języka za zębami! Proszę: „Bartek, to tylko między nami”, a za godzinę wszyscy już wiedzą. Patrzy jak sroka w kość i mówi: „Przecież to w sekrecie, co w tym złego?” — Zosia zaciśniętą pięść. — Ostatnio urządził scenę, krzyczał, iż tak już ma, iż jego mama nie ze złości, tylko się martwi. Ale po co, powiedz, jego matce znać datę, kiedy planujemy dziecko?!

Matka zakryła usta dłonią.

— Tak, mamo, dokładnie tak było! — Zosia prawie krzyczała. — Dzwoni do mnie jego matka i pyta, jak poszło, bo chce wnuków. choćby chodziła do jakichś znachorek, ziółka mi podrzucała przez Bartka, żeby mi do herbaty dosypywał! To była ostatnia kropla. Nie da się tak żyć! Idę ulicą, a ludzie się uśmiechają, jakby wiedzieli, co robiliśmy wczoraj. Już mam paranoję! Jego matka dzwoni i troskliwie pyta, czy stoję na głowie po… no, wiesz. Nie mam już siły!

Zosia zamilkła, ciężko oddychając. Matka patrzyła na nią z przerażeniem, nie wiedząc, co powiedzieć.

— A niespodzianki? — ciągnęła Zosia ciszej. — Nie da się zrobić niespodzianki. On wszystko rozgada! Kupi mi coś, a ja już miesiąc wcześniej wiem od sąsiadki, co planował. Fajny, tak, nie pije, nie pali, pracowity. Ale ten jego język… Nie daję rady, mamo.

Ojciec, zwykle małomówny, nagle włączył się do rozmowy:

— Daj już spokój, kobieto, nie dręcz dziewczyny! — jego głos był stanowczy. — Powiedziała, iż nie może, to znaczy, iż nie może. Kto ją wesprze, jak nie my? Mieszkaj, córuś, ile potrzebujesz.

Zwrócił się do Zosi, łagodniejąc:

— Znałem takich jak twój Bartek. W mojej brygadzie był jeden, nazywali go Gadusiński. Żadnej tajemnicy mu nie powierzyłeś — zaraz rozniesie. Mówił, iż cała jego rodzina taka, odziedziczył po ojcu. Może kłamał, kto wie. Ale żyć z takim — to męka.

Zosia wdzięcznie skinęła głową i wróciła do swojego pokoju. Kochała swoje przytulne mieszkanie, gdzie wszystko było urządzone z ciepłem i starannością. Ale życie z Bartkiem, którego gadatliwość niszczyła każdą prywatność, było nie do zniesienia.

Zapukano do drzwi. Weszła matka, nerwowo gładząc fartuch.

— Zosia, naprawdę wniesiesz o rozwód?

— Mamo, daj mi pomyśleć — westchnęła Zosia. — Ale chyba tak. On się nie zmieni.

— A może jednak się poprawi? — z nadzieją spytała matka.

— Nie poprawi się — ucinała Zosia. — Myślisz, iż mi łatwo?

Matka wyszła, a Zosia położyła się na łóżku i puściła łzy. Nie spodziewała się, iż jej małżeństwo z Bartkiem — tak czarującym, solidnym i dobrym na pierwszy rzut oka — skończy się tak. Jeszcze przed ślubem były znaki: raz nocowali na działce, a potem wszystkie sąsiadki zaczęły ją witać, uśmiechać się, nazywać pieszczotliwie. Teściowa zaś kiedyś rzuciła, iż współczesne dziewczyny są „rozwiązłe”, a Zosia — „porządna, czysta”. Po latach, w ferworze kłótni, wyznała, iż znała dziewictwo Zosi jeszcze przed ślubem.

— Powiedziałeś swojej matce?! — wrzasnęła wtedy Zosia.

— No i co? Tak się cieszyła! — odpowiedział Bartek, nie rozumiejąc jej gniewu.

To był punkt zwrotny. Zosia zrozumiała, iż dłużej nie wytrzyma.

Minęły trzy miesiące. Zosia przeniosła się w inny rejon Krakowa, by zacząć od nowa. Nie spodziewała się tam spotkać Bartka.

— Cześć, Zosia — stał przed jej klatką, niepewnie przestępując z nogi na nogę.

— Cześć — odpowiedziała lodowato.

— Pogadamy?

— Magnetofon włączyłeś? — zyszała Zosia. — Żeby potem słowo w słowo wszystkim opowiedzieć?

Bartek zaczerwienił się.

— Właśnie chciałem przeprosić. Zrozumiałem, Zosia. Dość głupot. Beze mnie źle. Już taki nie będę.

— Mnie też bez ciebie źle — przyznała, ale dodała: — Ale wybrałeś swoją drogę. Nie umiesz milczeć — koniec.

— Złożyłaś pozew? — spytał cicho.

— Tak.

— Masz kogoś?

— Nikogo — odcięła. — Ale może będzie. I w przeciwieństwie do ciebie, będzie umiał milczeć. Idź już, Bartek.

Odwróciła się i odeszła, czując, jak serce ściska sięBartek stał jeszcze chwilę pod jej blokiem, aż deszcz zmoczył go do suchej nitki, ale gdy wiatr przyniósł mu dźwięk jej cichego płaczu przez uchylone okno, w końcu zrozumiał, iż niektóre tajemnice warto było zabrać ze sobą do grobu.

Idź do oryginalnego materiału