Sekret ukryty pod kanapą

polregion.pl 1 tydzień temu

Tajemnica ukryta pod kanapą

Halina siedziała w kuchni, wpatrując się przez okno, gdzie jesienny wiatr tańczył z liśćmi. Jej zamyślenie przerwała Weronika, która wpadła do pokoju z radosnym okrzykiem: „Mamo, ciesz się! Wychodzę za mąż! Z Krzysztofem złożyliśmy papiery, za miesiąc ślub!” Halina zdrętwiała, nie wierząc własnym uszom. „Córeczko, mówisz poważnie? – wyjąkała. – Dlaczego tak nagle? Nic mi nie mówiłaś!”

Weronika, promieniejąc szczęściem, opowiedziała, jak Krzysztof, jej chłopak, niespodziewanie zawląkł ją do urzędu stanu cywilnego. „Szliśmy obok, złapał mnie za rękę i powiedział: ‚Masz dowód? Chodź!’ choćby nie pomyślałam, żeby się sprzeciwiać” – śmiała się. Halina, wciąż zdezorientowana, szepnęła: „Jutro Krzysztof przyjdzie z matką, żeby się oświadczyć.” Patrzyła na córkę, próbując pojąć, jak gwałtownie ta dorosła. „Trzeba się przygotować” – pomyślała, czując, jak serce ściska się z mieszaniny euforii i niepokoju.

Następnego ranka Halina wstała przed świtem. Należało nakryć do stołu, doprowadzić się do porządku – goście w końcu nie przychodzą codziennie. Wkładając jabłecznik do piekarnika, zamyśliła się. Krzysztof jej się podobał: poważny, pięć lat starszy od Weroniki, od roku prowadził własny warsztat samochodowy. Wychowany tylko przez matkę, był pracowity i wydawał się opiekuńczy. Ale myśli Haliny powędrowały w przeszłość, gdzie jej własne życie potoczyło się zupełnie inaczej, niż marzyła.

Dwadzieścia lat temu Halina była młodą dziewczyną, zakochaną w Dominiku. Poznali się na potańcówce w miejskim domu kultury. Był trochę starszy, pewny siebie, z iskrą w oku. Spacerowali do północy, pływali łódką po Wiśle, wdychali zapach świeżo skoszonej trawy. Halina czuła się najszczęśliwsza na świecie. Wszystko się zmieniło, gdy zorientowała się, iż jest w ciąży. Matka ją zbeształa, ale wsparła. Dominik, dowiedziawszy się, zgodził się na ślub. „Będziemy rodziną” – mówił, a Halina mu wierzyła.

Gdy przygotowywała się do porodu, Dominik wyjechał do pracy za granicę. Pieniądze były potrzebne, zwłaszcza z dzieckiem na drodze. Przyjeżdżał, przynosił sumy, które wydawały się jej ogromne, i znów odjeżdżał. Teściowa, dobra kobieta, pokochała synową od pierwszego dnia. Gdy nadszedł czas, by zabrać Halinę z Weroniką ze szpitala, Dominik nie pojawił się. Matka i teściowa przyszły z kwiatami, ale ich wymijające spojrzenia zaniepokoiły Halinę. Myślała, iż się spóźnia z pracy, ale serce już przeczuwało nieszczęście.

Pogrążona w opiece nad córeczką, Halina mieszkała u teściowej – tak nalegał Dominik. Pewnego dnia, sprzątając pokój, znalazła list zagubiony pod kanapą. Pismo męża. „Mamo, nie wiem, jak powiedzieć Halinie, ale wpadłem w tarapaty. Poznałem dziewczynę na urodzinach kolegi. Spodziewa się dziecka, ma siedemnaście lat. Jej brat i ojciec postawili ultimatum: ślub albo… Wybrałem ślub. Nie chcę problemów. Powiedz Halinie sama. Potrzebny rozwód. Weronice i jej będę pomagał, nie wyrzekam się córki.” Halinie zabrakło tchu z bólu, łzy spływały po policzkach.

Jak przetrwała to zdradę? Dzięki pomocy matki i teściowej. Wróciła do rodziców, mimo próśb teściowej, by została. „Nie dam rady, jeżeli przyjedzie z nową rodziną” – tłumaczyła. Ale teściowa się nie wycofała. Przychodziła co dzień, przynosiła smakołyki dla Weroniki, jakby chciała odkupić winę syna. „Jesteś dla mnie jak córka – mówiła. – A Weronika to moja radość.” Halina nie trzymała urazy, widząc, jak teściowa kocha wnuczkę.

Ale zdrowie teściowej pogarszało się. Pewnego dnia, gdy trzy dni się nie pojawiła, Halina pobiegła do niej. Ta, ściskając jej dłoń, wyznała: „Choruję od półtora roku. Wybacz mi Dominika. Zhańbił mnie. Proszę, nie wzywaj go, choćby gdy mnie zabraknie. Mieszkanie i oszczędności zostawiam Weronice.” Halina dotrzymała obietnicy. Teściową pochowano bez Dominika.

Po trzech latach odeszła też matka Haliny. Została sama z Weroniką, która miała już trzynaście lat. Dziewczynka była bystra, posłuszna, uczyła się świetnie, i to było jedyną pociechą. Czas mijał, i pewnego dnia przy klatce Halina spotkała Dominika. Zmienił się: zniszczony, ze zmęczonym wzrokiem, śladu dawnej pewności siebie nie zostało. „Halina, cześć” – powiedział, próbując się uśmiechnąć. Zatrzymała się, starając się nie pokazać wzburzenia.

– Jak Weronika? Przywiozłem pieniądze, wiem, iż zalegam. Życie mi nie osładza – wyjąkał, grzebiąc w kieszeni.

– U nas wszystko dobrze – odparła chłodno Halina. – Twoja matka prosiła, żeby cię nie wzywać, choćby gdy chorowała. Nie chciała cię widzieć.

Dominik coś mruknął o chęci zobaczenia córki, ale Halina już wchodziła do klatki. Później sąsiedzi opowiedzieli: jego małżeństwo się rozpadło, okazało się, iż dziecko nie było jego, ale żony i jej kolegi z klasy. Kobieta odeszła do tamtego, a Dominik nigdy więcej się nie ożenił.

Halina ocknęła się z zadumy. Jabłecznik już wypełnił kuchnię aromatem. Nakrywała do stołu, spoglądając przez okno. „Jak gwałtownie płynie czas – myślała. – Weronika już narzeczona. Wczoraj jeszcze wiązałam jej warkocze, a dziś wychodzi za mąż.” W oknie zobaczyła, jak Krzysztof pomaga Weronice wysiąść z samochodu, a potem podtrzymuje swoją matkę. „Jaki troskliwy” – uśmiechnęła się.

– Mamo, poznaj mamę Krzysztofa, Alinę Januszewską – przedstawiła Weronika.

– Proszę, mów mi Alina – uśmiechnęła się kobieta, podając dłoń. – Bardzo mi miło.

Młodzi poszli do pokoju, a Halina z Aliną rozmawiały, jak stare przyjaciółki. Śmiały się, dzieliły historiami, i obie czuły, iż ich dzieci będą szczęśliwe. PobłogHalina spojrzała na krzątającą się Weronikę i pomyślała, iż choć przeszłość bolała, przyszłość zapowiadała się jasno.

Idź do oryginalnego materiału