Tajemnica starej walizki: dramat rodzinnych więzi
W spokojnym miasteczku Kazimierz Dolny, gdzie wieczory pachną lipą, a stare domy skrywają tajemnice przeszłości, Maria Kowalska siedziała w przytulnym salonie, wciągnięta w ulubiony meksykański serial. Nagle ciszę przerwał skrzyp drzwi wejściowych, a serce staruszki zadrżało z zaskoczenia.
– Babciu, mam do ciebie prośbę – w progu stał jej wnuk Krzysztof, wysoki, z niespokojnym wzrokiem. – Pamiętasz, mówiłaś, iż na strychu masz walizkę, która zbiera kurz?
Maria Kowalska, odrywając się od ekranu, wolno podniosła się z fotela, czując, jak niepokój ściska jej pierś.
– Jaką walizkę, Krzysiu? – zdziwiła się, poprawiając chustkę.
– No tę, babciu, z rzeczami, które przygotowałaś na swoją… wiesz, na pogrzeb – odpowiedział wnuk, nerwowo gładząc włosy.
– Tak, jest taka, ale co się stało? – głos Marii zadrżał, przeczucie nieszczęścia ogarnęło ją.
– Nie chodzi o walizkę, niech stoi, nic jej nie będzie – pospieszył uspokoić Krzysztof. – Ale z twoimi oszczędnościami… to już gorzej.
– Co ma być gorzej?! – wykrzyknęła staruszka, jej oczy rozszerzyły się ze strachu.
– Zdeprecjonują się, babciu! Ceny idą w górę! A pamiętasz, jak chciałaś, żebym cię zabrał w rodzinne strony, do krewnych? Pamiętasz?
– Tak, pamiętam… – cicho odpowiedziała, wciąż nie rozumiejąc, do czego zmierza.
– Ale mój samochód to wrak, babciu, nim nigdzie nie dojedziemy, rozpadnie się po drodze. Bank mi już nie da kredytu, mówią, iż dość. Moja historia kredytowa, wiesz, nie jest najlepsza…
– Wiem, iż brałeś pożyczki, ale podobno spłaciłeś? Więc czego teraz chcesz, Krzysiu? – staruszka wciąż nie łapała sedna.
– Odkładałaś na pogrzeb? Mówiłaś o sumie, jakby nie na stypę, a na wesele! Po co aż tyle?
– Myślisz, iż ciebie nie pochowam godnie? – ciągnął Krzysztof. – Pochowam, i pomnik postawię, bo poza tobą nikogo nie mam. Ale chcę, żebyś jeszcze pożyła dobrze. Potrzebujesz nowego płaszcza, butów, jak pojedziemy do rodziny, no i w ogóle wszystkiego. A ja muszę dołożyć do auta. Stare sprzedam, kupię nowsze. Na tym starym nie dojedziemy, rozlatuje się. Nowe nie będzie idealne, ale ważne, żeby jeździło. A potem zabierzemy cię nad morze, ja z Kasią też planujemy, weźmiemy cię ze sobą. Kasia, wiesz, jaka jest wspaniała? Chcę się z nią ożenić, tylko brakuje trochę grosza…
Maria słuchała wnuka w milczeniu. Krzysztof to dobry chłopak, tylko niespokojny. Jak coś sobie wymyśli, już po nim. To drogi sprzęt muzyczny kupił, grał, a teraz mówi – nie ma czasu. Starym autem dorabiał po pracy, woził ludzi na dworzec. Ale auto zużyte, ciągle się psuje.
– Nie rozumiem, Krzysiu, kto kupi twoje zepsute auto? Komu to potrzebne? – dziwiła się babka.
– Co cię to obchodzi, babciu? Są ludzie, co na części rozbiorą, sprzedadzą z zyskiem. Albo mechanik naprawi. A mnie nie opłaca się remontować, lepiej sprzedać i dołożyć. Więc dasz mi te swoje „pogrzebowe”?
Maria zamyśliła się. Krzysia wychowała od trzeciego roku życia. Jej córka, Ewa, gdy wyszła po raz drugi za mąż, od razu przywiozła go do matki.
– Mamo, niech Krzysio u ciebie pobyje? Nam z Jackiem trzeba się urządzić. Później zabierzemy.
Ale Maria od razu wiedziała – nie zabiorą. Ewa urodziła córkę, Olę, i zaczęło się: nierówne fałdki na nóżkach, zęby nie tak rosną, literki źle wymawia. Olę ciągano po specjalistach, a Krzysiem nikt się nie zajmował. Druga babcia rządziła i z wnuczką siedziała. U Marii Ola bywała rzadko, jakby obca, unikała. Pewnie coś jej nagadali.
Tak już zostało. Krzysztof chciał mieszkać tylko z babcią, a ona go pokochała. Ewa dawała jakieś pieniądze, ale starczało? Chłopak rósł jak na drożdżach. Maria oszczędzała na sobie, byle Krzysio miał jak inni.
Był i trudny wiek, gdy Krzysztof niby dorosły, a głupawy. Po szkole pracował, to mu się jedno chciało, to drugie, a pieniędzy brak. Nabrał długów, stare auto kupił za grosze, dziewczyny woził. Ale potem opamiętał się, harował – w fabryce i wieczorami taksówkował. Spłacił długi, a ostatnio dojrzał. Znalazł dziewczynę, Kasię, rozsądną, dobrą. To pewnie przez nią się zmienił. Chcą się żenić i chyba zamieszkają u Marii.
Dogadają się z synową, czy czas na ostatnią drogę? Wpatrywała się w twarz wnuka, szukając odpowiedzi. A jeżeli odda ostatnie, a on ją oszuka? Choć emeryturę ma dobrą, starczy. Dla starych ważne, by nie było przykro. A żeby jeszcze było po co żyć – zobaczyć, jak wnuk zakłada rodzinę. Krzysztof teraz zakupy robi, za czynsz płaci, babcię wspiera. A ona się waha! Niech będzie, co ma być, Krzysio jej nie skrzywdzi. A jeżeli skrzywdzi – to znaczy, iż życie zmarnowała…
– Dobrze, Krzysiu, dam ci te „pogrzebowe”. Ale pamiętaj, to na twoim sumieniu! – zdecydowała się w końcu.
– Wszystko będzie dobrze, babciu! – przytulił ją Krzysztof.
Nowe auto było śliczne – wiśniowe, lśniące, aż oczy bolały! Nie znać, iż używane. Maria chodziła wokół, zachwycała się wygodnymi fotelami, cudo!
– Podoba się, babciu? – Krzysztof cieszył się jak dziecko. – Wsiadaj, przejedziemy się!
Jechał ostrożnie, delikatnie. Podjechali pod centrum handlowe.
– No, babciu, wychodź! Kupimy ci nowe ciuchy.
Wybrali płaszcz – nie czarny, ale granatowy, jak dla młodszWybrali płaszcz – nie czarny, ale granatowy, jak dla młodszych, i Maria uśmiechnęła się, czując, iż życie znów ma smak.