Sekret, który podzielił rodzinę

polregion.pl 2 tygodni temu

Tajemnica, która rozdarła rodzinę

U Sławka ciężko zachorowała siostra, którą całe życie uważał za matkę.
— Sławku, już niedługo pożegnam się z tym światem — wyszeptała kobieta, a jej głos drżał ze słabości. — Obiecaj mi, iż nie powiesz ani bratu Krzysztofowi, ani siostrze Zosi tej tajemnicy, którą ci wyjawię. I zrobisz wszystko, by po mojej śmierci w rodzinie był spokój…
— Obiecuję — stanowczo odpowiedział Sławek, ściskając jej zimną dłoń. Kochał ją, mimo iż zawsze była bardziej skupiona na Krzysztofie i Zosi.
— Sławku… my z tobą nie jesteśmy matką i synem… — cicho powiedziała.
Sławek zastygł, serce ścisnęło mu się z przerażenia. Co ona ma na myśli?

— Krzysztof, musimy sprzedać dom rodziców w tej zapadłej dziurze pod Łodzią — upierała się Zosia. — Komu potrzebna ta stara rudera? Żeby stała pusta? Lepiej sprzedać i podzielić kasę!
— Zosiu, dom nie generuje kosztów. Życie jest nieprzewidywalne, może jeszcze się przyda? Ty, ja, Sławek — będziemy mieli gdzie wrócić, gdyby coś — tłumaczył Krzysztof.
— Nie generuje? A kto płaci rachunki za ten „pałac” z widokiem na opuszczone pole? — Zosia skrzywiła się z wyższością. — Czekać, aż się zestarzejemy? Ja chcę żyć teraz!

Zosia pracowała jako księgowa w lokalnej firmie. Jej mąż, Marek, był kierowcą. Uważała, iż wyświadczyła mu łaskę, wychodząc za niego. Świekra marzyła, by syn rzucił tę „zadufaną awanturnicę, co tylko po knajpach się włóczy”. Życie Zosi to była seria kłótni ze świekrą i prób zmuszenia Marka, by zdobył wykształcenie i „stał się kimś”. Marek machał ręką, uważając to za fanaberie, i nie podejrzewał, iż żona już rozgląda się za kimś „lepszym”. Myślał, iż matka po prostu zazdrości, i był z siebie dumny, nie dopuszczając myśli, iż Zosia może marzyć o kimś innym. Miłość do niej wygasła, ale przynajmniej dawała mu jakąś iskrę w życiu.

Krzysztof uważał się za największego szczęściarza z rodzeństwa. Pracował w urzędzie miasta, gwałtownie awansował i przeprowadził się do Łodzi, gdzie dostał służbowe mieszkanie. Żył z żoną Agnieszką i dwójką dzieci — dwunastoletnim Kubą i sześcioletnią Hanią. Pensja była skromna, luksusów nie było. Agnieszka próbowała otworzyć pracownię krawiecką, ale interes się nie udał, więc pogodziła się z myślą, iż „lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu”. Krzysztof wiedział, iż ani Sławek, ani Zosia nie mają dzieci, i w głębi duszy liczył, iż dom rodziców przypadnie jego dzieciom. Nie mówił tego głośno, ale ta myśl go rozpieszczała.

Miał też drugą rodzinę — kochankę Ewę i dwóch synów z nią. Był z niemal tak długo, jak z Agnieszką. Kiedyś wybierał między nimi, ale gdy Agnieszka zaszła w pierwszą ciążę, ożenił się z nią. Agnieszka podejrzewała o Ewie, ale milczała — nie miała gdzie iść, własnego mieszkania brak. Krzysztof wykorzystywał to, grając wzorowego męża.

— Sławku, cześć, to Zosia. Rozmawiałam z Krzysztofem, on nie chce sprzedać swojej części. Wesprzyj mnie! — Zosia dodzwoniła się do brata, który był w delegacji.
— Zosiu, wiesz, iż mnie nie ciągnie do pieniędzy. Dogadajcie się z Krzysiem, ja przyjmę waszą decyzję — odparł Sławek.
— Zawsze się dystansujesz od rodzinnych spraw! — warknęła. — Chcę się rozwieść z Markiem, zacząć nowe życie. Potrzebuję kasy na mieszkanie. Facet nie rzuci się na trzydziestopięcioletnią bez własnych czterech ścian! A Marek ma tylko te ściany za zaletę.
— Znam twoje plany, ale ich nie popieram. Boję się, iż bez Marka stracisz grunt pod nogami. Pamiętasz, jak cię wyciągałem z opresji? — przypomniał Sławek.

Sławkowi, najstarszemu, wiodło się dobrze. Chciał pomóc Krzysztofowi i zachować dom, ale rozmowa z siostrą wszystko zmieniła.
— Krzysztof, Zosia chce sprzedać swoją część. Tobie z kasą nieźle. Może ja ci oddam swoją część, a ty wykupisz udział Zosi? Dom będzie twój, wszyscy zadowoleni — zaproponował.
— Za kogo ty mnie masz? — warknął Krzysztof. — Zosia zażąda pełnej kwoty! Jak już będzie pod ścianą, to może wezmę za grosze. A twój udział daruj, nie odmówię. Przecież ty u nas bogacz!

Różnica pięciu lat nie przeszkadzała Krzysztofowi zazdrościć Sławkowi. Wściekał się na jego sukcesy, knuł drobne intrygi. Zosia też go irytowała, ale utrzymywali kruchy rozejm. Sławek zaś doprowadzał ich do białej gorączki swoim spokojem. Zosia maskowała niechęć pochlebstwami, a Krzysztof otwarcie się odgrażał.

Sławek przypomniał sobie słowa siostry, którą uważał za matkę:
— Sławku, już niedługo odejdę. Obiecaj, iż nie zdradzisz Krzysztofowi i Zosi tej tajemnicy i zachowasz spokój w rodzinie.

Była słaba, wykończona chorobą i żalem po śmierci męża, którego kochała nad życie. Serce odmówiło mu posłuszeństwa rok temu. Sławek, choć wychowywał się u babci z dziadkiem, nigdy jej nie oskarżał. Rzadko przyjeżdżała, więcej uwagi poświęcała Krzysztofowi i Zosi, ale kochał ją i był gotów wziąć na siebie każdy ciężar.

— Sławku… my nie jesteśmy matką i synem… Jesteś moim bratem… Po ojcu. Jesteś synem jego młodej kochanki. Wychował cię jako wnuka — jej głos drżał. — Moja matka, twoja babcia, nie pozwoliła cię uznać. Musiałam cię adoptować. Tak kochałam ojca…

Sławek nie mógł uwierzyć. Kobieta, którą nazywał mamą, była jego siostrą. Dziadek — ojcem.
— Dlaczego milczałaś? Gdzie jest moja prawdziwa matka?
— Jej nie znałam. Ojciec dał jej pieniądze i zniknęła, zrzekając się ciebie. — Westchnęła. — Nie powiedziałabym ci tego, ale boję się o Krzysztofa i Zosię. Zosia pakuje się w afery, Krzysztof tonie w zazdrości. To moja wina, iż nie wychowałam was.
— To przeze mnie tak rzadkoSławkowi serce pękło na myśl, iż całe życie żył w kłamstwie, ale postanowił dotrzymać obietnicy i chronić rodzeństwo, choć oni nigdy go nie zrozumieją.

Idź do oryginalnego materiału