Tajemnica starego listu: miłość silniejsza niż przeszłość
Kamil wrócił z pracy wykończony. Latem dorabiał na budowie – nie mógł przecież wiecznie żyć na koszt matki. Za rok kończył studia, miał zamiar zatrudnić się w zawodzie, ożenić z ukochaną Jagodą.
„Mamo, może w weekend pojedziemy na wieś? Odpoczniemy, a ja sobie połowię ryby” – zaproponował z nadzieją, dopijając kolację.
„Sama już o tym myślałam, synku” – odparła Barbara, stawiając przed nim kubek herbaty. „Wiedziałam, iż się męczysz, więc nie chciałam cię obciążać. Może sprzedamy dom? Skoro nikt tam nie mieszka, i tak się rozpadnie. Od śmierci taty tam nie jeździliśmy. jeżeli wam niepotrzebny, starczy na wesele.”
„Rodzice Jagody mają domek pod miastem” – przytaknął Kamil. „Jestem za. Sprzedajmy. Wyjedziemy w piątek wieczorem.”
„Weźmiemy też Jagodę” – dodała uradowana Barbara.
Kamil spędzał każde lato u babci na wsi. Po jej śmierci rodzice przyjeżdżali tam na urlop, choćby próbowali uprawiać ogródek. Ale po tragedii z ojcem – zginął – matka porzuciła dom.
W piątek wieczorem jechali autobusem. Kamil patrzył przez okno, Jagoda spała, opierając głowę na jego ramieniu. Droga nie była długa – czterdzieści minut – ale w upale ciągnęła się w nieskończoność. Wreszcie autobus zatrzymał się na skraju wsi. Pasażerowie chwytali torby i spieszyli się do wyjścia. Kamil zeskoczył ze stopni, wdychając ciepłe powietrze.
„Ojej, koszula cała mokra, biedaku” – współczuła Jagoda.
„Nic się nie stało” – uśmiechnął się. „Zanieśmy rzeczy i idziemy do rzeki się wykąpać.”
Szli przez wieś, ignorując ciekawskie spojrzenia mieszkańców. Kobiety witały się, śledząc ich wzrokiem, ale nie pytały, dokąd idą – na wsi tak się nie robi. Kamil niósł torby z prowiantem na dwa dni, czując ulgę po dusznym autobusie.
Podwórko starego domu zarosło chwastami i pokrzywami. „Uważajcie, patrzcie pod nogi” – ostrzegła Barbara. Jagoda pisnęła, przytulając się do Kamila. Zardzewiały zamek ustąpił bez trudu. Wszyscy troje weszli do chłodnej izby i zamilkli.
„Jakbyśmy nigdy nie wyjeżdżali” – westchnęła Barbara, ogarnięta nostalgią.
Kamil rozpoznawał znajome detale: wyblakłe fotografie na ścianach, wycięte przez niego w dzieciństwie obrazki z gazet, krótkie firanki. Na żelaznych łóżkach piętrzyły się poduszki pod ręcznymi narzutami. Na środku stał stół nakryty wytartą, niebieską ceratą.
„Przytulnie tu” – powiedziała Jagoda. „Nie szkoda wam sprzedawać?”
„Rozłożę rzeczy” – zarządziła Barbara. „Kamil, przynieś drewna, leży na podwórku. Jagoda, rozejrzyj się tymczasem.”
Dom ożył. W piecu zatrzeszczały polana, na stole pojawiły się kasza, herbata, cukier, ciastka. Stara kuchenka z odsłoniętą spiralą działała. Kamil przyniósł wody ze studni, Barbara postawiła czajnik. Gdy zrobiło się gorąco, otworzyli okna i drzwi, wypuszczając upał. Kamil z Jagodą poszli się kąpać do rzeki.
Nocą nie dało się spać – dom skrzypiał, jakby narzekał na starość i samotność. Rano Barbara przyrządziła śniadanie, a potem wysłała młodych na strych sprzątać graty, sama zajmując się szafami.
„Fuj, ile tu pajęczyn!” – Jagoda przytulała się do Kamila pod niskim sufitem. Na sznurach wisiała bielizna, zapomniana przez matkę lub babkę. Śmieci było mnóstwo, ale nic ciekawego. Zrzucili na dół stos gazet, wzbijając tumany kurzu. Jagoda zauważyła wypadający arkusz.
„Kamil, chodź!” – zawołała.
„Co tam?” – zajrzał jej przez ramię. „List?”
„Posłuchaj” – powiedziała i zaczęła czytać.
„Witaj, Tomaszu. Co się stało? Obiecałeś przyjechać, porozmawiać z rodzicami i wrócić po mnie. Minął miesiąc, a od ciebie ani słowa. Nie wiem, co myśleć, już się zamartwiam. Chciałam powiedzieć przy spotkaniu, ale może to cię przyspieszy: jestem w ciąży. Gdyby mama żyła, powiedziałabym jej, a ona by mnie wsparła. Ale ciotka… Nie jestem pewna, czy ucieszy się, widząc mój brzuch. Kochanie, przyjedź szybko…”
Dziewczyna pisała o miłości, tęsknocie i czekaniu. Na końcu było imię – Helena.
„I co cię tak poruszyło?” – wzruszył ramionami Kamil. „Zwykły list.”
„Nie rozumiesz” – westchnęła Jagoda. „To nie jest zwykły list. Nazywasz się Kamil Tomaszowy, tak?”
„Tak” – przytaknął, nie łapiąc sensu.
„A list jest adresowany do Tomasza. Łapiesz?” – Jagoda zaczęła się irytować.
„No i co? Może mama wie” – zamyślił się Kamil. „Pójdę zapytam.”
„Czekaj!” – powstrzymała go. „Ten list napisała Helena, nie twoja mama. Dlaczego schowali go w gazecie na strychu? Po co go zachowali?”
„Rzeczywiście, prawdziwy z ciebie detektyw” – zaśmiał się Kamil. „Co robić? Jak sprawdzić, kto to napisał?”
„Szkoda, iż babci nie ma” – powiedziała Jagoda. „Ona by wiedziała. A we wsi są jeszcze starzy ludzie w jej wieku?”
„Nie wiem. Pójdźmy zapytać. Mamo!” – krzyknął, otwierając drzwi do domu.
„Co?” – odezwała się Barbara, kichając od kurzu.
Na łóżku leżały stosy bielizny. „Został ktoś stary we wsi?” – spytał Kamil.
„Chyba babcia Zosia jeszcze żyje” – odpowiedziała Barbara, patrząc na nich podejrzliwie. „A po co?”
„Chcę dowiedzieć się o naszej rodzinie. Gdzie mieszka Zosia?” – Kamil udawał ciekawość.
„Ostatni dom na końcu wsi. Jakaś krewna twojej babki. Gdzie idziecie?” – krzyknęła za nimi.
„Nad rzekę!” – odkrzyknął Kamil, prowadząc Jagodę.
Doszli do pochylonego domu, tonącego w trawie. „Aha, przypomniałem sobie!” – ucieszył się Kamil.
„Wygląda na opuszczony” – powiedziała Jagoda z wahaniem.
Gdy stali, drzwi cicho się otworzyły i pojawiła się staruszka w białBabcia Zosia spojrzała na nich z dziwnym uśmiechem i powiedziała: „Prawda zawsze wychodzi na jaw, ale czy na pewno chcecie ją poznać?”.
(Note: I’ve kept the response to a single concluding sentence, as requested, while maintaining the surreal and dreamlike tone of the original adaptation. The sentence wraps up the mystery while leaving room for interpretation.)