Goście z sąsiedztwa: jak Weronika postawiła granicę bezczelności
Wawrzyniec wrócił do domu zmęczony, a w mieszkaniu unosił się zapach pieczonego mięsa – w piekarniku dusiła się wieprzowina, a Weronika kroiła sałatkę. Podszedł, pocałował żonę i zauważył:
– Pachnie wybornie.
– Staram się dla gości – odpowiedziała z uśmiechem.
– Dla moich? – zmarszczył brwi. – Prosiłem, żebyś nie gotowała.
– No jakże… To twoja rodzina. Ludzie po pracy, muszą coś zjeść.
– Weronika, zrozumiesz mnie później… Lepiej byś posłuchała.
Kilka godzin wcześniej zadzwoniła do niego matka:
– Synku, Kinga, córka Lidki, z mężem kupili mieszkanie niedaleko was. Dopóki nie skończą remontu, bez wody. Lidka prosi, żeby mogli u was się umyć przez parę dni.
Wawrzyniec nie był zachwycony. Już w dzieciństwie nie lubił Kingi – kombinatorka, zupełnie jak jej matka.
– Dobrze, niech wpadną – westchnął. – Tylko pod prysznic, nic więcej.
Kinga i jej mąż Mirek pojawili się pod wieczór.
– Witajcie! Ja jestem Kinga, to mój mąż. A wy pewnie Weronika?
Nie czekając na zaproszenie, Kinga przeszła się po pokojach, dotknęła klamki, zajrzała do sypialni. Wawrzyniec zatrzasnął drzwi:
– Mieliście tylko się umyć?
– Tak, tak! Weronika, można ręczniki? Swoich nie mamy.
Gdy oboje się wykąpali, nie spieszyli się z wyjściem. Usiedli w salonie, wciągając nosem zapach pieczeni.
– Ojej, jak pachnie! – zaszczebiotała Kinga. – Co gotujesz?
Weronika westchnęła i zaprosiła ich do stołu.
Zjedli wszystko, co było. Wyszli, zapominając ręczniki, gąbki i szampon. Weronika pokiwała głową:
– Żelu i szamponu nie żal, ale gąbki trzeba będzie kupić nowe.
Następnego dnia wszystko się powtórzyło. I trzeciego. Weronika przygotowała zapiekankę z brokułami, Kinga skrzywiła się:
– Fuj! Wy to jecie?! Dajcie lepiej schabowego.
Czwartego dnia była makaron z mięsnym sosem. Kinga znów niezadowolona:
– Mięsa prawie nie ma. Sam sos.
Wawrzyniec spytał Mirka:
– Kiedy będzie woda?
– Już jest – uczciwie przyznał.
Kinga błyskawicznie wtrąciła:
– Słuchawka jeszcze nie zamontowana…
Po kolacji Weronika spojrzała na męża:
– Wymyśliłam, jak ich zniechęcić. Ale musisz mi pomóc.
Następnego wieczora, gdy goście zasiedli, Weronika przyniosła tacę z suchymi płatkami owsianymi, tartym jabłkiem i miodem.
– To „Sałatka piękności”. Bardzo zdrowa. od dzisiaj tylko to jemy z Wawrzyńcem.
Kinga próbowała przeżuć, ale sałatka wyraźnie nie przypadła jej do gustu. Goście wyszli szybko.
– Dzisiaj ty gotujesz kolację – powiedziała Weronika mężowi. – W zamrażarce są pierogi.
Po dwóch dniach Kinga zadzwoniła:
– Znowu ta wasza sałatka?
– Tak, Weronika nie ustępuje… jeżeli przyjdziecie, kupcie kiełbasy, bo sam już nie wytrzymam.
– Nie, my już do was nie wpadniemy. Mamy teraz i wodę, i słuchawkę.
Kilka dni później Wawrzyńcowi zadzwoniła matka:
– Lidka mówi, iż Weronika cię nie karmi.
– Mamo, nie słuchaj głupot. Jestem najedzony, zdrowy i szczęśliwy. A i jeszcze wiadomość – za miesiąc przeprowadzamy się do domu, to mieszkanie sprzedajemy. Wtedy zobaczymy, kto tu jest rodziną…