Dzisiejszy wieczór przyniósł mi sporo do myślenia. Po długim dniu w pracy wróciłem do domu zmęczony, ale zapach pieczonego mięsa rozchodzący się po mieszkaniu od razu poprawił mi humor. Znalazłem Żanetę w kuchni, krojącą sałatkę. Podeszłem, pocałowałem ją w policzek i powiedziałem:
— Pachnie przepysznie.
— Staram się dla gości — odparła z uśmiechem.
— Dla moich? — Zmarszczyłem brwi. — Prosiłem, żebyś nie gotowała.
— Ale jak to… To twoja rodzina. Wracają po pracy, muszą coś zjeść.
— Żaneto, zrozumiesz mnie później… Szkoda, iż mnie nie posłuchałaś.
Kilka godzin wcześniej zadzwoniła do mnie mama:
— Synku, Justyna, córka Lidki, z mężem kupili mieszkanie obok was. Dopóki nie skończą remontu, nie mają wody. Lidka prosi, czy mogliby się u was wykąpać przez kilka dni.
Nie byłem zachwycony. Już w dzieciństwie Justyna mnie irytowała — spryciara, zupełnie jak jej matka.
— Dobrze, niech przyjdą — westchnąłem. — Ale tylko pod prysznic, nic więcej.
Justyna i jej mąż Krzysiek pojawili się późnym popołudniem.
— Dzień dobry! Ja Justyna, to mój mąż. A ty pewnie Żaneta?
Nie czekając na zaproszenie, Justyna przeszła się po mieszkaniu, dotknęła klamek, zajrzała choćby do sypialni. Zamknąłem drzwi:
— Mieliście tylko się umyć, prawda?
— Tak, tak! Żaneto, możesz dać nam ręczniki? Swoich nie wzięliśmy.
Po kąpieli nie spieszyli się z wyjściem. Usiedli w salonie, wdychając aromat pieczeni.
— Ojej, jak pachnie! — zachichotała Justyna. — Co gotujesz?
Żaneta westchnęła i zaprosiła ich do stołu.
Zjedli wszystko do ostatniego okruszka. Wyszli, zostawiając ręczniki, myjki i szampon. Żaneta pochyliła głowę:
— Żelu i szamponu mi nie żal, ale myjki będę musiała kupić nowe.
Następnego dnia sytuacja się powtórzyła. I trzeciego też. Tym razem Żaneta podała zapiekankę z brokułami. Justyna skrzywiła się:
— Fuj! Jak można to jeść? Dajcie lepiej kotleta.
Czwartego dnia była pasta z mięsnym sosem. Justyna znów niezadowolona:
— Mięsa prawie nie ma. Tylko sos.
Zapytałem Krzyśka:
— Kiedy wam wodę podłączą?
— Właśnie już podłączyli — przyznał szczerze.
Justyna błyskawicznie wtrąciła:
— Ale słuchawka prysznicowa jeszcze nie zamontowana…
Po kolacji Żaneta spojrzała na mnie znacząco:
— Wymyśliłam, jak się ich pozbyć. Ale musisz mi pomóc.
Następnego wieczoru, gdy goście rozsiedli się wygodnie, Żaneta przyniosła tacę z suchymi płatkami owsianymi, tartym jabłkiem i miodem.
— To „Francuska sałatka urody”. Bardzo zdrowa. od dzisiaj tylko to jemy z Radkiem.
Justyna próbowała przeżuć, ale wyraźnie nie smakowało jej to danie. Goście gwałtownie się pożegnali.
— Dzisiaj ty gotujesz — powiedziała Żaneta. — W zamrażarce są pierogi.
Dwa dni później Justyna zadzwoniła:
— Znowu ta wasza sałatka?
— Tak, Żaneta nieustępliwa… Jak przyjdziecie, to kupcie lepiej schabu, bo sam już nie daję rady.
— Nie, nie, nie przyjdziemy. Mamy już wodę i słuchawkę.
Kilka dni później mama znów do mnie zadzwoniła:
— Lidka mówi, iż Żaneta cię głodzi.
— Mamo, nie słuchaj bzdur. Jestem najedzony, zdrowy i szczęśliwy. A poza tym mamy nowinę: za miesiąc przeprowadzamy się do domu, to mieszkanie sprzedajemy. Wtedy zobaczymy, kto dla kogo jest rodziną…