Sąsiad, który odmienił moje życie: historia miłości, która zaczęła się od sprzątania
Gdy Zosia po raz pierwszy ujrzała Jacka, nowego sąsiada z szóstego mieszkania, choćby nie przypuszczała, jak gwałtownie zmieni się jej życie. Wszystko zaczęło się zwyczajnie – jesiennym wieczorem, z torbami pełnymi zakupów i skrzypiącymi schodami w kamienicy na przedmieściach Warszawy.
Wspinając się na drugie piętro, Zosia natknęła się na mężczyznę z małym pieskiem. Pies od razu zaczął obwąchiwać jej torby, a sam Jacek, w okularach, zmarszczył brwi i rzucił oschle:
– Kuba, zostaw, idziemy na spacer – powiedział, nie kryjąc irytacji.
Zosia nie wytrzymała:
– U nas mieszkańcy sami sprzątają klatkę. Jutro moja kolej, potem twoja.
– Jak to? Sami? – zdziwił się sąsiad. – Nie ma sprzątaczki?
– A kto by za nią płacił? Kamienica mała, więc wszystko na nas.
Mężczyzna tylko pokręcił głową i odszedł.
Zosia burczała pod nosem, zdejmując płaszcz i słysząc z kuchni skwierczenie babcinej patelni.
– Z kim się tak sprzeczałaś na korytarzu? – zapytała babcia, siadając na swój ulubiony fotel przy oknie. – Nowy sąsiad? Wydaje się sympatyczny, podobno samotny. Tylko z tym pieskiem ciągle chodzi.
– jeżeli ma psa, to nie samotny – zaśmiała się Zosia.
Późnym wieczorem zabrała się za sprzątanie. Myjąc poręcze i okna, zauważyła, iż Jacek wyjrzał, by sprawdzić, kto tak hałasuje mopem.
– A, to pani… Przejmuję dyżur. Dam radę – powiedział, poprawiając okulary. – Nie jestem darmozjadem. I nigdy nie byłem żonaty.
Zosia była zaskoczona. Pomyślała nawet: „Gruntowny, obowiązkowy… Może wcale nie taki zamknięty?”
W następnym tygodniu znów go spotkała – tym razem uśmiechniętego. Kuba przestał na nią szczekać, a wręcz merdał ogonem. Zosia zauważyła, jak Jacek niezgrabnie kiwa jej głową, rumieniąc się i poprawiając okulary.
A potem Jacek sam zaczął sprzątać klatkę. Z takim zapałem, iż sąsiedzi szeptali: „U nas teraz generalne porządki co weekend!” choćby Zosia przyznała:
– Teraz wszyscy musimy podnosić poprzeczkę czystości… Dajcie znać, jeżeli będziecie lśnić!
– Nie zawsze taki jestem – zaczerwienił się Jacek. – Tylko… cóż, starałem się dla pani.
I Zosia zrozumiała, iż między nimi coś się dzieje.
Gdy Jacek musiał wyjechać służbowo, poprosił ją, by zajęła się Kubą. Zgodziła się. A babcia nagle zauważyła:
– Aha, więc po coś mu była potrzebna – żeby z psem chodzić. A może po prostu jest samotny…
Zosia opiekowała się psem, sprzątała klatkę, myła podłogę w jego mieszkaniu i nagle zdała sobie sprawę – brakuje jej Jacka. A gdy wrócił, przywiózł jej kwiaty i zaprosił na herbatę, w jej sercu zagrała muzyka.
– Dostałem awans – cieszył się, częstując ją sernikiem. – Teraz jestem kierownikiem działu.
Później podarował jej perfumy. Wszystko byłoby idealnie, ale…
Następnego dnia Zosia zobaczyła nieznajomą kobietę, która myła podłogę w klatce.
– Zastępuje pani kogoś? – zapytała.
– Tak, z szóstego mieszkania. Pomagam bliskiej osobie.
Zosia zdrętwiała. Bliska? Kim ona jest? Siostrą? Przyjaciółką? A może… kimś więcej?
Wątpliwości ją dręczyły. Siedziała przy oknie, myśląc o spacerach, herbacie, kwiatach… Czy to wszystko była tylko gra?
A rano zobaczyła, jak Jacek wychodzi z domu pod rękę z tą kobietą. I babcia, oczywiście, zauważyła:
– Patrz, twój „cichy” spaceruje z dziewczyną. A ciebie choćby nie zaprosił…
– Może to siostra – próbowała tłumaczyć Zosia.
– Pod rękę z siostrą? Nie żartuj. Zakochałaś się w nim?
Zosia nie odpowiedziała.
Tego samego wieczoru Jacek zapukał do jej drzwi.
– Nie pójdę już z Kubą na spacer… – zaczęła powściągliwie.
– Nie zapraszam pani na spacer, tylko na u– Zapraszam panią na kolację – do mnie i mojej mamy – powiedział z uśmiechem.