Samotna sprzątaczka znalazła telefon w parku. Gdy go włączyła, długo nie mogła dojść do siebie

newsempire24.com 1 dzień temu

Samotna sprzątaczka znalazła telefon w parku. Włączając go, długo nie mogła dojść do siebie.

Halina Kazimierzowa wyruszyła do pracy wcześniej niż zwykle. W weekendy młodzież zawsze zostawiała dużo śmieci, więc kobieta przyszła o czwartej nad ranem, by zdążyć ze wszystkim. Pracowała jako sprzątaczka już wiele lat. Kiedyś jej życie wyglądało zupełnie inaczej.

Gdy wzięła miotłę do ręki, Halina przypomniała sobie o ukochanym synu, którego urodziła sama w wieku 35 lat. Nie szczęściło jej się z mężczyznami, więc postanowiła poświęcić się dziecku. Ubóstwiała swojego Krzysia. Chłopiec był mądry i przystojny. Niepokoiło ją tylko to, iż bardzo nie lubił ich dzielnicy.

Mamo, jak dorosnę, zostanę ważnym człowiekiem! mówił jej.

Oczywiście, synku, jakżeby inaczej? dodawała mu otuchy matka.

Gdy skończył 16 lat, wyprowadził się do akademika bliżej technikum. Halinie Kazimierzowej nie podobało się, iż syn jest tak daleko, ale obiecał, iż będzie częściej przyjeżdżać.

Na początku Krzysio rzeczywiście wracał regularnie. Potem poznał dziewczynę i coraz rzadziej wspominał o rodzinnym domu. A w końcu wrócił na zawsze, oznajmiając, iż jest śmiertelnie chory. Halina nie mogła zrozumieć, dlaczego ona i syn muszą przechodzić takie ciężkie próby.

Zebrała wszystkie siły do walki. Lekarz doradził leczenie w innej klinice, ale tam potrzebne były ogromne pieniądze.

Nie wahając się, zrozpaczona matka sprzedała mieszkanie. Pewnej nocy zadzwonił telefon.

Pani syn nie żyje! oznajmił lekarz.

Halina Kazimierzowa nie chciała żyć. Jej świat stracił sens bez ukochanego dziecka.

Pewnego ranka, jak zwykle, Halina poszła sprzątać podwórko.

Dzień dobry! przywitał się Stanisław Witoldowicz, wyprowadzając psa.

Dzień dobry! Tak wcześnie dziś? odpowiedziała Halina.

W domu nudno. Spacer z psem i rozmowa z panią to lepszy plan odparł z uśmiechem.

Stanisław Witoldowicz był samotnym kawalerem. Halina trochę się krępowała jego uwagi.

No dobrze, idziemy dalej, nie będziemy przeszkadzać powiedział, ruszając z psem w drogę.

Halina wzięła się do pracy, ale nagle zauważyła coś na ławce. Był to telefon. Rozejrzała się wokół nikogo. Wzięła urządzenie i włączyła je. Na ekranie pojawiły się zdjęcia. Ktoś pewnie robił fotki i zapomniał telefonu. Gdy przyjrzała się bliżej, nagle wybuchnęła płaczem.

Synku! Mój Krzysiu! zaczęła łkać.

Niespodziewanie telefon zadzwonił. Halina zawahała się, ale odebrała.

Halo! To mój telefon, mogę go odebrać? zapytał kobiecy głos.

Tak, oczywiście. Znalazłam go w parku na ławce. Proszę przyjechać pod ten adres podała Halina.

Dziewczyna przyjechała po telefon. Gdy drzwi się otworzyły, za jej plecami Halina ujrzała chłopaka.

Skąd pani ma na telefonie zdjęcie mojego syna? zapytała.

Tomka? zdziwiła się dziewczyna.

Chłopak wszedł do mieszkania.

Krzysiu! krzyknęła Halina i zemdlała.

Mężczyzna rzucił się do niej:

Co się stało?

Pewnie pomyliła pana z kimś. Trzeba wezwać pogotowie odparła dziewczyna.

Po 15 minutach lekarze doprowadzili Halinę do przytomności. Gdy wyszli, kobieta wreszcie dowiedziała się, skąd wzięły się fotografie.

Otrząsnąwszy się, spojrzała na dziewczynę.

Zna mnie pani? Jak trafiły do pani zdjęcia mojego Krzysia? spytała drżącym głosem.

Nazywam się Kinga odpowiedziała. Kiedyś spotykałam się z pani synem. Ale zostawił mnie, gdy dowiedział się, iż jestem w ciąży westchnęła ciężko.

Zostawił? Jak to? Nigdy o pani nie wspominał zdumiała się Halina.

Byliśmy razem kilka miesięcy. Gdy powiedziałam mu o dziecku, zniknął. Nie szukałam go, myślałam, iż się wystraszył.

Nie, Kingo. Teraz rozumiem, co się stało. Mój syn ciężko zachorował. Nie chciał być ciężarem choćby dla pani. Nie żyje od wielu lat Halina znów rozpłakała się.

Oczy Kingi rozszerzyły się.

Jak to nie żyje? spytała z niedowierzaniem.

Odszedł. Sprzedałam mieszkanie, by go uratować, ale choćby to nie pomogło. Nie zdążyliśmy głos Haliny się załamał.

Kinga, pojmując sytuację, westchnęła:

Więc chciał mnie ochronić. Nie chciał przysparzać mi więcej bólu

Potem skinęła na chłopaka, który stał obok.

Tomek, chodź tu!

Wszedł do pokoju.

Tak, mamo?

Tomku, pamiętasz, jak mówiłam, iż twój tata nas zostawił? Okazało się, iż to nieprawda. Był chory i zmarł, zanim się urodziłeś. A to twoja babcia wskazała na Halinę.

Kobieta wzruszyła się. Jej oczy zaiskrzyły się, gdy spojrzała na wnuka.

Babciu szepnął nieśmiało Tomek.

Chodź do mnie otoczyła go ramionami.

Kinga uśmiechnęła się:

Może zamieszka pani z nami? Mamy dużo miejsca, a babcia nam się przyda!

Nie, Kingo. Przyzwyczaiłam się do swojej dzielnicy. Ale z przyjemnością was odwiedzę.

Wtem do drzwi zapukano.

Można? W progu stał Stanisław Witoldowicz z ogromnym bukietem róż. Podał go Halinie:

Dla pani, Halino Kazimierzowo. Spacer?

Z przyjemnością uśmiechnęła się.

Z kuchni wyglądnęli Kinga i Tomek.

A nas zabierzesz? zapytali razem.

jeżeli będziecie grzeczni zażartował Stanisław.

Dwa miesiące później Halina Kazimierzowa została żoną Stanisława Witoldowicza. Jego pies, Burek, szczególnie ucieszył się z nowej rodziny. Często biegał z Tomkiem, gdy babcia piekła dla wszystkich pierniki.

**I tak życie pokazało, iż choćby po najcięższych burzach może zaświecić słońce wystarczy tylko dać sobie szansę.**

Idź do oryginalnego materiału