Dziś postanowiłam zapisać w dzienniku to, co się wydarzyło, żeby móc kiedyś spojrzeć na to z dystansem.
Ułożyłam starannie włosy, włożyłam najlepszą sukienkę i skropiłam się ulubionymi perfumami, zanim wyruszyłam na urodziny mojej starszej siostry Anny. W dłoniach trzymałam eleganckie pudełko z tortem, licząc, iż ten gest choć trochę poprawi nasze napięte relacje. Po wejściu na piąte piętro dwukrotnie nacisnęłam dzwonek. Drzwi otworzyły się gwałtownie, a Anna – promienna, w nowym szlafroku i starannie ułożonych lokach – klasnęła w dłonie:
– To dla mnie?! No wreszcie! Chyba nie zapomniałaś, iż dziś są moje urodziny?
– Oczywiście, iż nie – odparłam spokojnie, podając jej pudełko.
Anna z ciekawością przyjęła tort, uniosła wieczko i przyjrzała mu się uważnie. Najpierw na jej twarzy pojawił się zachwyt, ale w ułamku sekundy zastąpiło go podejrzenie.
– Sama go upiekłaś?
– Tak… – uśmiechnęłam się lekko niepewnie.
– Na pewno? – Anna zmarszczyła brwi, obracając pudełko w dłoniach. – Z czego jest zrobiony?
– Mamy analizować skład, czy może pójdziemy już do gości? – spróbowałam zmienić temat.
Ale było za późno. Anna wyczuła, iż coś jest nie tak – i nie bez powodu. Trzy dni temu zadzwoniła do mnie w płaczu:
– Złamałam paznokieć i pokłóciłam się z Krzysztofem! Jestem w rozpaczy! Odwołuję tort, odwołuję wszystko!
Przyjęłam tę wiadomość ze spokojem i przyjęłam pilne zamówienie od stałej klientki. Jednak dziś w południe Anna znowu zadzwoniła:
– Pogodziliśmy się! Podarował mi złotą bransoletkę! Widzimy się o siedemnastej – i przyprowadź tort!
– Przecież wszystko odwołałaś… – zaskoczyłam się.
– Nie czepiaj się! Jesteś cukierniczką – pokaż, na co cię stać!
Próbowałam wytłumaczyć, iż tortu nie da się zrobić w sześć godzin, ale Anna nalegała. Zadzwoniłam do mamy, licząc na wsparcie:
– Co tobie tak trudno zrobić coś dla własnej siostry? – usłyszałam w odpowiedzi.
Zrozumiałam, iż nie mam na kogo liczyć. Postanowiłam wybrnąć z sytuacji: kupiłam niesprzedany tort od początkującej cukierniczki – Agnieszki. Wyglądał przyzwoicie. Najważniejszy był gest. Ale Anna gwałtownie przejrzała mój plan.
– Agnieszko, chodź tu! – krzyknęła w stronę kuchni.
Z głębi mieszkania wyszła wysoka brunetka, którą rozpoznałam natychmiast.
– To twój tort? – spytała Anna lodowatym tonem.
– Mój. Kupiła go ode mnie. To ta twoja słynna siostra-cukierniczka? – zaśmiała się szyderczo Agnieszka.
Zamarłam. Goście zamilkli. Anna, zaciśnięta wargi, zerwała wieczko, nabrała krem palcem – i cisnęła nim we mnie.
– Samej se zjedz to świństwo! – syknęła. – choćby nie zawróciłaś sobie głowy, żeby zrobić coś własnego. Wynoś się!
Wyrzucili mnie za drzwi, Agnieszkę też. Ta, odchodząc, przeklęła cały dom i pokazała obsceniczny gest.
Na ulicy, wycierając twarz nawilżanymi chusteczkami, otworzyłam telefon. Dziesiątki wiadomości od mamy:
– Hańbisz rodzinę! Oszukałaś własną siostrę! Wstyd ci?
Nie odpowiedziałam. Po prostu zgasiłam ekran. Ale to jeszcze nie był koniec.
Następnego dnia w mediach społecznościowych pojawił się wpis Anny: “Nie ufaj choćby siostrze – przyniosła cudzy tort i podała za swój. Kompromitacja.”
Płakałam pół dnia. A potem – zebrałam się w sobie. Nie dla nich. Dla siebie. Tego dnia przysięgłam: ani jednego tortu więcej dla rodziny. Ani jednego dobrego gestu wobec tych, którzy w każdej chwili mogą cię podeptać.
I pierwszy raz od dawna poczułam ulgę. Bo odtąd w moim życiu zostanie tylko to, co naprawdę słodkie. Bez fałszu. Bez obłudy. I bez tych, którzy nazywają się rodziną.