Różnorodność ścieżek

newskey24.com 1 dzień temu

W małym miasteczku, ocienionym posępnymi sosnowymi lasami i szarymi polami, gdzie wiatr gonił po ulicach suche liście, życie płynęło leniwie, niczym rzeka w dolinie. Pod koniec dnia pracy zadzwonił telefon Marcina. Dzwonek wybrany przez jego dziewczynę Kornelię rozdarł ciszę. Odebrał i usłyszał jej głos:

— Marcin, jestem w salonie piękności. Przyjedź po mnie, wiesz gdzie.

— Dobrze, zaraz będę — krótko odparł i rozłączył się.

Marcin wiedział, iż Kornelia spędza w salonie co najmniej dwie godziny, więc się nie spieszył. Po pracy zaparkował auto niedaleko i, chcąc zabić czas, wszedł do pobliskiej kawiarni.

— Zadzwoni, kiedy skończy — pomyślał, siadając przy stoliku. Kelner natychmiast przyjął zamówienie.

Zjadł, przejrzał wiadomości, obejrzał parę filmików, ale Kornelia nie dawała znaku życia. „Ciekawe, ile dziś wyda?” przemknęło mu przez głowę. Choć płacił nie ona, a jej ojciec — wpływowy biznesmen, którego pieniądze płynęły szeroką strugą. Kornelia nigdy nie oszczędzała.

Spotykali się od siedmiu miesięcy, czasem mieszkali razem w jego skromnym dwupokojowym mieszkaniu. Ale gdy nudziła ją ta „ciasnota”, wracała do rodziców, do okazałej willi pod miastem. Jedynaczka, nie znała odmowy. Poznała Marcina z rodzicami, ale jej matka, Wanda, patrzyła na niego z góry. Zwykły programista, 27 lat — cóż on jej może zaoferować? Kornelia musiała przekonać matkę, by nie przeszkadzała, więc ta trzymała dystans, choć bez otwartej wrogości. Marcin czuł się obco w ich domu.

Sam zaczął rozumieć, iż Kornelia to nie ta, o której marzył. Myśl o ślubie nie dawała mu spokoju, zwłaszcza po słowach jej ojca: „Uczynisz moją córkę szczęśliwą — będziesz miał złote góry. Zawiedziesz — pożałujesz”. Aluzja była jasna.

Kornelia była kapryśna, ale olśniewająco piękna. Marcin nie rozumiał, po co tyle czasu w salonie — i tak była doskonała. Mądra, z poczuciem humoru, ale wyniosła i rozpieszczona ojcowskimi pieniędzmi. Dzień wcześniej oznajmiła:

— Marcin, za dziesięć dni lecimy na Malediwy. Tata wszystko opłaci. Jestem zmęczona, potrzebuję wypoczynku.

— Od czego? Nie pracujesz — zdziwił się.

— Tata załatwi urlop w twojej pracy, nie martw się.

Jej słowa drażniły. Ich relacja stawała się coraz bardziej skomplikowana. Marcin czuł, iż pochodzą z innych światów, ale wciąż planował małżeństwo. Gdy rozmyślał nad kawą, ktoś nagle odezwał się:

— Marcin, ty? — Mężczyzna naprzeciw uśmiechał się jak do starego przyjaciela.

— Krzysiek? — zerwał się z miejsca, poznając kolegę z dzieciństwa. — Nie wierzę! Ile lat minęło, dwanaście?

— Postarzałeś się, stary! — Krzysiek klepnął go po ramieniu. — Ale wyglądasz dobrze.

— Ty też nie jesteś już dzieciakiem — rozśmiał się Marcin. — Co tu robisz?

— Czekam na siostrę, Ewę. Studiuje w konserwatorium, ostatni rok. Dziś ma koncert, ale ja nie znoszę klasyki, więc wpadłem tu — uśmiechnął się.

— Ewa? Jak się ma? — ożywił się Marcin.

— Utalentowana jak diabli! Prosta dziewczyna ze wsi, a dostała się do konserwatorium bez znajomości — powiedział z dumą.

— Chcę ją zobaczyć! — wykrzyknął Marcin.

— Za pół godziny zadzwonię po nią, pojedziemy ją odebrać. jeżeli masz czas, dołącz. Jesteś sam?

— Czekam na Kornelię, moją narzeczoną. Jest w salonie, zaraz przyjdzie.

— Świetnie, my z Ewą podjedziemy — Krzysiek odszedł, obiecując wrócić.

Marcin pogrążył się w wspomnieniach. Lato u babci na wsi, gdzie mieszkali Krzysiek i Ewa. Ich podwórko z jabłoniami, jezioro, rzeka. Łowili ryby, piekli je na ognisku, śpiewali przy gitarze. Ewa, chuda dziewczyna z ciemnymi warkoczykami, była jego pierwszą miłością. „Ciekawe, jaka jest teraz?” — myślał, nieświadomie uśmiechając się.

— Śmiesz się do ściany? — rozległ się głos Kornelii.

— Nareszcie — Marcin obrzucił ją wzrokiem, próbując dostrzec, co zmieniło się po trzech godzinach w salonie.

— No i jak? — zapytała kokieteryjnie.

— W porządku — odparł.

— W porządku?! — oburzyła się. — Wiesz, ile kosztował ten manicure i zabieg kosmetyczny? Jestem oszałamiająca, prawda?

— Jak zawsze — skinął głową, by uniknąć kłótni.

— Jedziemy do mnie, są goście, na nas czekają — oświadczyła.

— Nie mogę, umówiłem się ze starymi przyjaciółmi. Zaraz przyjadą.

Kornelia nadęła się, gotowa do awantury, ale do kawiarni weszli Krzysiek i Ewa. Rzuciła się ku Marcinowi, obejmując go:

— Marcin, ile lat! Wyrosłeś, przystojniaku!

Zdrętwiał, oszołomiony jej urodą — delikatną, naturalną, z ciepłymi piwnymi oczami. Nie chciał wypuszczać jej z objęć, ale Kornelia odezwała się chłodno:

— Witajcie.

— To Kornelia, moja narzeczona — pospieszył się Marcin. — A to Krzysiek i Ewa.

— Cześć, piękna — uśmiechnął się Krzysiek.

Rozmawiali o dawnych czasach, podczas gdy Kornelia milczała, demonstracyjnie ignorując ich. Marcin wspominał lato, jabłonie, jezioro.

— Lepiej na Malediwach pod parasolem — przerwała Kornelia. — A tata ma basen większy niż wasza kałuża.

— Ryby tam pływają? — zażartował Krzysiek.

— W restauracjach, gdzie jadam świeże ryby — odcięła się.

Rozmowa przygasła. Ewa zaproponowała:

— Marcin, przyjedź do nas na wieś.

— Na pewno — odparł, spoglądając na Kornelię. — W weekend przyjadę.

Kornelia oznajmiła:

— Dobrze, pojadę z tobą w tę dziurę.

— Lepiej nie — zmarszczył brwi Marcin. — Tam komary, las, jezioro. Umrzesz z nudów.

— Wezmę wodę mineralną, tam nie ma normalnej — mruknęła.

— I przenośną toaletę z mikrofalówką — dodał ironicznie.

Na wsi przywitali ich serdecznie. Stół nakryNa jeziorze, trzymając wędkę w dłoni, Marcin poczuł, jak ciężar decyzji znika, a na jego twarzy pojawił się prawdziwy, dawno nieodwiedzany uśmiech.

Idź do oryginalnego materiału