Rozłąka, która złamała serce: tragedia pewnej rodziny

polregion.pl 3 dni temu

Rozstanie, które złamało serce: tragedia pewnej rodziny

Żyliśmy jak w bajce, przynajmniej tak mi się wydawało. Przytulny dom w cichym przedmieściu Wrocławia, kochająca rodzina, stabilna praca. Ani ja, ani rodzice mojej żony Ewy nigdy nie wtrącali się w nasze sprawy, a i my nie dawaliśmy ku temu powodów. Córka Hania, nasz mały aniołek, napełniała każdy dzień radością. Wszystko było idealne… aż do tamtego złowieszczego wieczoru.

Spieszyłem się do domu po pracy, przemierzając zaśnieżony park oddzielający naszą dzielnicę od gwarnego centrum. Wiatr wył, latarnie rzucały mdłe światło na ścieżkę, gdy nagle z ciemności dobiegł kobiecy krzyk: „Zostaw mnie, błagam!” Dźwięk był tak przejmujący, iż zamarłem, wpatrując się w mrok. Krzyk powtórzył się, tym razem bliżej, i bez zastanowienia ruszyłem w jego stronę.

Przez zamieć dostrzegłem zarysy sylwetek: drobną dziewczynę, desperacko wyrywającą się z uścisku potężnego draba, który ciągnął ją w stronę opuszczonego placu budowy. W rękach ściskała drżącego yorka. Skoczyłem naprzód, chwytając napastnika za kurtkę. Odwrócił się ze zwierzęcą wściekłością i zamierzył. Cios sparzyło mnie w policzek, ale uniknąłem następnego i z całej siły kopnąłem go w bok. Zachwiał się, potknął o krawężnik i zwalił się na ziemię, uderzając głową o zmarznięty śnieg. Dziewczyna, nie oglądając się za siebie, zniknęła w ciemności, niosąc swojego pieska.

Stałem, łapiąc powietrze, próbując ochłonąć. Napastnik leżał nieruchomo. W świetle latarni zauważyłem ciemną plamę rozchodzącą się po śniegu wokół jego głowy. Zimno przeszyło mnie do szpiku. Wezwałem pogotowie, choć wiedziałem już, iż nie ma nadziei. Lekarze potwierdzili najgorsze – śmierć. Policja przyjechała zaraz potem, i zamiast do domu, trafiłem na komisariat, zasypywany gradem pytań.

Z Ewą zobaczyłem się dopiero na sali sądowej. Śledczy nie pozwalał na widzenia, odganiając moje prośby. Opowiedziałem szczerze, jak to było: o krzyku, o walce, o przypadkowym uderzeniu. Dziewczyna, którą uratowałem, choćby przyszła zeznawać, ale śledztwo uparcie widziało we mnie przestępcę. Obrona konieczna? Nie, przekroczenie jej granic. Sędzia odczytał wyrok: trzy lata więzienia. Ewa, siedząca na sali, zakryła twarz dłońmi, jej ramiona trzęsły się od łkań. Trzy lata rozłąki – wydawały się wiecznością. Adwokat wywalczył złagodzenie, prokurator nie odwołał się, i ja, z ciężkim sercem, pogodziłem się z losem. W celi szeptano o „piątce”, więc trzy lata uznawałem niemal za cud.

Więzienie powitało mnie wilgocią i szarością. Po kwarantannie czekałem na odwiedziny, ale Ewa nie przyjeżdżała. W listach pisała o sprawach, o Hani, ale zawsze znajdował się powód, dla którego nie mogła przyjechać. Tęskniłem za córką, pragnąłem ją przytulić, ale bez matki dziecko nie mogło wejść do zakładu. Listy od Ewy przychodziły coraz rzadziej, a moje, wysyłane co drugi dzień, zdawały się znikać w próżni.

I wtedy – ten dzień, który rozłupał moje serce. W dłoniach znalazłem grubą kopertę. Uśmiechnąłem się, rozpoznając jej staranny charakter pisma, ale z każdym zdaniem uśmiech gasł. Ewa pisała o rozwodzie. „Jestem zmęczona, Tomek. Nie daję rady sama. Pojawił się ktoś, na kim mogę się tutaj oprzeć. Hania rośnie, a co będzie za trzy lata? Wybacz.” Słowa paliły jak rozżarzony metal. Zmiąłem list, czując, jak świat się wali. Współwięzień, widząc moją twarz, poklepał mnie po ramieniu: „Trzymaj się, stary. Jak wyjdziesz, wszystko ogarniesz. Chodź, zaparzamy czaj.”

Przy kubku gorzkiej herbaty, wśród takich jak ja, ledwo powstrzymywałem wściekłość. Starszy celi, mrużąc oko, rzucił: „Nie jęcz, rób swoje. Wyrabiaj normy, kop za warunki. Czas sam wszystko ułoży.” Jego słowa utkwiły mi w głowie. Wziąłem się do roboty jak opętany: podwójne normy, milczenie, cierpliwość. Kierownik oddziału, widywając moją pracowitość, złożył wniosek o przedterminowe zwolnienie. Teraz czekam na decyzję sądu, mając nadzieję na wolność.

Co dalej? Nie wiem. Ale jedno jest pewne – zrobię wszystko, by odzyskać Hanię. Jej nowy „tata” i Ewa, która tak łatwo zdradziła naszą miłość, nie zabiorą mi córki. Niech życie bije, ja wytrzymam. Dla niej.

Idź do oryginalnego materiału