Rozbite szczęście: dramat utraconych więzi

newsempire24.com 1 tydzień temu

Rozbite szczęście: dramat utraconych więzi

Agnieszka obudziła się o świcie, gdy pierwsze promienie słońca ledwie przebijały się przez zasłony w ich mieszkaniu w miasteczku Leśna. Dopóki mąż leniuchował w łóżku, ona przygotowała śniadanie – cienkie, niemal nieważkie naleśniki. Połowa z mięsem, połowa z serem. Zapach roznosił się po domu, wypełniając go ciepłem. Marek wstał, gdy aromat dotarł do sypialni. Umywszy się, usiadł przy stole, z apetytem zjadł naleśniki, popijając je mocną kawą. Przeżuwając ostatni kęs, spojrzał na żonę i powiedział:

– Agnieszko, muszę z tobą poważnie porozmawiać.

Agnieszka, która zmywała naczynia, odwróciła się, wycierając ręce w ściereczkę.

– Mów – odparła, czując, jak w środku rodzi się niepokój.

– Odchodzę od ciebie. Sam wniosę o rozwód – oznajmił spokojnie, ale stanowczo.

– Jak to odchodzisz? Dlaczego? Dokąd? – Agnieszka zastygła, jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia.

Sobotni poranek zaczął się jak zwykle. Agnieszka wstała o dziewiątej, cicho, by nie obudzić Marka, i zabrała się za naleśniki. Uwielbiała te chwile – poranną ciszę, zapach jedzenia, przytulność ich domu.

Marek pojawił się, gdy aromat naleśników wypełnił mieszkanie. W milczeniu usiadł przy stole, zjadł, rozkoszując się kawą, aż nagle rzucił:

– Agnieszko, odchodzę od ciebie.

Pomyślała, iż się przesłyszała. Odwróciła się, wpatrując się w niego.

– Wiem, iż postępuję podle – ciągnął Marek, nie podnosząc wzroku. – Dwadzieścia pięć lat razem, a ja to niszczę. Ale nie potrafię się powstrzymać. Ona… Ona jest niesamowita. Przy niej znów czuję się żywy, młody. Kocham, Agnieszko, i to jest szaleńcze szczęście!

– Ile lat ma twoje „szczęście”? – spytała lodowato, starając się panować nad sobą.

– Dwadzieścia osiem.

– Czyli tylko pięć lat starsza od naszej Basi. I dwadzieścia lat młodsza od ciebie. Ciekawe. Poznałeś już jej rodziców? Cieszą się z wyboru córki? Gdyby nasza Basia przyprowadziła zięcia w twoim wieku, pewnie też bym nie skakała z radości.

– Po co liczyć lata, skoro w sercu jest miłość? – wybuchnął Marek, jego głos drżał od emocji. – W tobie nie ma już tego ognia, który jest w Kasi. Żyjesz jakimiś przestarzałymi zasadami.

– Wspaniale – odcięła Agnieszka. – Rozwodzimy się i dzielimy majątek.

– Nie ma co dzielić – zaprotestował Marek. – Mieszkanie zostawiam tobie – Kasia ma swoje, dwupokojowe. Samochód zabiorę, tobie i tak jest niepotrzebny.

– Nie, tak nie będzie – Agnieszka pokręciła głową. – Teraz mówisz, iż zostawiasz mi mieszkanie, a za parę lat wrócisz i zaczniesz dzielić każdy kubek. Jestem prawniczką, widziałam takich „szlachetnych”. Dzielmy wszystko od razu: mieszkanie i auto. Pieniędzy nie mamy – wszystko dałyśmy Basie na kredyt.

Marek był oszołomiony jej spokojem. Spodziewał się łez, krzyków, oskarżeń, ale Agnieszka tylko pomogła mu spakować rzeczy. Na pożegnanie życzyła mu powodzenia, ale gdy drzwi się za nim zamknęły, dała upust łzom. Dwadzieścia pięć lat razem – przez euforii i trudności. Zawsze myślała, iż u jego boku ma pewnego człowieka. A teraz – pustka.

„Gdzież tu samotność? – pomyślała Agnieszka, ocierając łzy. – Mam Basię, zięcia, wnuka Bartka”.

Siedziała w sypialni, pośród porozrzucanych rzeczy, które Marek pośpiesznie pakował. Wspomnienia napłynęły falą. Ich ślub – Agnieszka na drugim roku, Marek na czwartym. niedługo urodziła się Basia. Mieszkali w akademiku, przekazując sobie dziecko, by zdążyć na wykłady. Potem, z pomocą dziekanatu, załatwili córce miejsce w żłobku.

Ich pierwsze mieszkanie – ciasna kanciapa w kamienicy. Sypialnia, pokój dziecięcy i maleńka kuchnia na osiemnastu metrach. Łazienka na końcu korytarza, prysznic w piwnicy. Wtedy Marek nie narzekał na brak „ognia”.

Rozwód załatwili szybko. Sąd o podział majątku też się nie przeciągnął. Samochód sprzedali od razu, a trzypokojowe mieszkanie udało się sprzedać dopiero po trzech miesiącach – kupujący długo się nie znajdował.

Agnieszka kupiła sobie przytulne dwupokojowe w tej samej dzielnicy. Musiała wziąć małą pożyczkę, ale dała radę. Czasu przybyło: po pracy często nie wiedziała, czym się zająć. Przypomniała sobie dawne hobby – szydełkowanie, zaczęła czytać.

Pewnego dnia zadzwoniła przyjaciółka Krysia, z którą nie widziały się od lat, i zaproponowała wspólne baseny. Woda rzeczywiście leczyła. Po miesiącach Agnieszka poczuła, jak wraca do niej spokój i pewność siebie. Praca dawała radość, życie się układało.

O Marku myślała coraz rzadziej. Próbował dzwonić, ale poprosiła, by nie zawracał jej głowy.

Minęły trzy lata. Urodziny Agnieszka świętowała w kawiarni z dwiema przyjaciółkami.

– Żałujesz rozwodu? – spytała Ola.

– A mam wybór? – uśmiechnęła się Agnieszka.

– Chodzi mi o coś innego. Teraz jesteś sama. Lepiej czy gorzej niż w prz– Trudno powiedzieć – odpowiedziała Agnieszka, spoglądając przez okno na park, gdzie starsze małżeństwo spacerowało trzymając się za ręce – ale jedno wiem na pewno: czasem utrata jest początkiem czegoś nowego.

Idź do oryginalnego materiału