
W ostatnich tygodniach, rosyjscy nacjonaliści wywierają coraz większą presję na Władimira Putina, aby nie rezygnował z dalszego prowadzenia wojny przeciwko Ukrainie. Choć wspierają oni Kreml w podtrzymywaniu poparcia dla inwazji, rosyjskie władze uważają, iż są w stanie kontrolować ich rosnące wpływy.
Agencja Reuters opisuje środowisko tzw. Z-patriotów, od litery Z, będącej jednym z symboli inwazji przeciwko Ukrainie. Chodzi o prokremlowskich „blogerów wojennych” i korespondentów wojennych, którzy zaczęli stopniowo odgrywać coraz większą rolę. Na początku wojny wypowiadali się otwarcie, krytykując ministerstwo obrony za niedostateczne, ich zdaniem, działania.
Resort obrony Rosji próbował ich przeciągnąć na swoją stronę, co częściowo się udało. Niektórzy z „blogerów wojennych” mają choćby pół miliona obserwujących na Telegramie i ich komentarze czytane są w Rosji, w tym przez członków elity.
„Partia wojny” obejmuje szerszą grupę, do której należą deputowani Dumy Państwowej (niższej izby parlamentu) i specjaliści od marketingu politycznego, aktywni w programach telewizyjnych na temat wojny. Oddają oni użyteczne usługi Kremlowi, powtarzając i wzmacniając preferowane wątki.
Analityczka Tatiana Stanowaja w rozmowie z Reutersem oceniła, iż poglądy „Z-patriotów” podziela około 10-15 proc. Rosjan. Nie mają oni jednak wpływu na przywódcę Rosji Władimira Putina, który ma utrwalone poglądy. Putin trzyma się zamiaru zakończenia wojny na jego własnych warunkach. Jest gotów prowadzić ją przez lata bądź osiągnąć swoje cele w inny sposób.
„Jastrzębie wojenne” – jak pisze Reuters – to również postacie związane z ministerstwem obrony Rosji, służbami specjalnymi, a także osoby powiązane z Putinem, dawniej lub obecnie. Reuters zauważa, iż były prezydent Dmitrij Miedwiediew znany jest w tej chwili ze skrajnych komentarzy, które odzwierciedlają nurt myślenia obecny wśród wyższych rangą przedstawicieli Kremla.
Zdaniem analityków, Miedwiediew zyskał swego rodzaju „licencję” na takie wypowiedzi. jeżeli jedoch wojna się zakończy, bądź będzie zbliżać się do końca, nacjonaliści wyczują, iż wiatr się zmienił, a ci, którzy nie dostosują się do zmian, ryzykują więzieniem.
W tym kontekście przypomina postać byłego oficera służb specjalnych Igora Girkina (używającego pseudonimu Striełkow), ściganego międzynarodowym listem gończym. Girkin został skazany w 2024 roku na cztery lata więzienia za „nawoływanie do ekstremizmu”.
Inną postacią z kręgu nacjonalistów jest oligarcha Konstantin Małofiejew, finansujący separatystów w Donbasie, właściciel prawosławnej telewizji Cargrad. Powołując się na trzy osoby zbliżone do Kremla, agencja Reutera przekonuje, iż „Z-patrioci” nie stanowią zagrożenia dla Putina. jeżeli nadejdzie czas na pokój, będą musieli dostosować się do sytuacji.
Jednocześnie – jak pisze Reuters – Putin i jego służby specjalne muszą poradzić sobie z nacjonalistami, by nie zakłócili oni celów Kremla. Stanowaja uważa, iż Z-patrioci „nie są pod całkowitą kontrolą”. Podburzają oni ludzi i naciskają na społeczeństwo, by poparło większy wysiłek wojenny. Jest to przeszkodą; realizowane są działania, by stonowali to, co mówią, albo się przymknęli, ponieważ podburzają społeczeństwo wtedy, gdy Putin potrzebuje rozmów.
Reuters zwraca uwagę na komentarze Małofiejewa, który oznajmił, iż wojna będzie trwała „aż do wyzwolenia Noworosji i Małorosji” (terminy używane w Imperium Rosyjskim na określenie terytoriów Ukrainy). Reuters opublikował materiał w czwartek, gdy w Stambule miały się odbyć bezpośrednie negocjacje między Rosją i Ukrainą bez warunków wstępnych. Ulegając naciskom USA i UE, Putin wystąpił z ofertą negocjacji. Niemniej, Putin nie udał się do Stambułu i wysłał tam delegację niskiego szczebla.