Ciężka rola
Ewa po raz pierwszy pomyślała o rozwodzie pół roku po ślubie. Jednak test pokazał dwie kreski, a ta myśl rozpłynęła się w falach porannych mdłości.
Pierwszy raz zobaczyła Jacka w barze, do którego zaciągnęły ją dawne koleżanki z liceum baletowego – „choć raz się zabawić”. Pewny siebie mężczyzna w drogich zegarkach siedział przy barze, przeglądając dokumenty, i wydał jej się człowiekiem z innego świata.
— Jesteś zbyt piękna, by się smucić — powiedział, gdy została sama przy stoliku, gdy koleżanki pobiegły poprawić makijaż.
Mówił jeszcze coś, ale Ewa nie potrafiła sobie później przypomnieć. Pamiętała tylko, iż jego głos brzmiał jak ciepły koniak — miodowy, aksamitny.
Jacek był starszy o osiem lat, miał udziały w rodzinnym biznesie chemii gospodarczej. Ewa zwróciła jego uwagę, bo wyglądała, jakby zupełnie nie pasowała do tego miejsca — jakby pierwszy raz tam trafiła.
Drobna, piękna i, jak gwałtownie zrozumiał, skromna w swoich potrzebach. Wychowała się w biednej rodzinie, całe dzieciństwo harowała na marzenia o balecie, aż w końcu kontuzja zmusiła ją do przekwalifikowania się na instruktorkę fitnessu.
Młoda, biedna, naiwna. Idealna kandydatka na żonę. Powiedział to swojej matce jeszcze tego samego wieczoru:
— Chyba znalazłem dziewczynę, która urodzi ci długo wyczekiwanych wnuków.
Kiedy trzy miesiące później Jacek oświadczył się Ewie, jej mama płakała ze szczęścia:
— Wreszcie będziesz zabezpieczona!
Przyszła teściowa, Helena Stanisławówna, bezceremonialnie obejrzała przyszłą synową ze wszystkich stron, jak rasową klacz:
— Dobra dziewczyna. Bierzemy.
Wszystkie przygotowania do wesela wzięła na siebie jego rodzina.
— Masz coś przeciwko niebieskiemu tortowi? — spytała teściowa. — To kolor naszej firmy.
Ewa uśmiechnęła się:
— Oczywiście, jak pani każe.
W podróż poślubną polecieli nad morze. Już w samolocie Jacek uprzedził:
— Mama martwi się, jeżeli długo nie mam kontaktu. Będziemy dzwonić dwa razy dziennie — rano i wieczorem. Radzę notować wrażenia lub robić zdjęcia — mama lubi szczegóły.
Po powrocie zaczęło się nowe życie Ewy w jego rodzinie.
— Mama kazała przekazać — Jacek położył przed nią notatnik w skórzanej oprawie — to lista naszych rodzinnych tradycji. Urodziny, rocznice, wyjazdy na działkę…
Ewa przekręcała kartki:
5 stycznia — imieniny cioci Haliny. Kwiaty: białe chryzantemy.
23 lutego — życzenia dla wujka Marka. Najlepszy prezent — dobre alkohole.
Pierwsza niedziela czerwca — rodzinne grillowanie.
Każda niedziela — rodzinny obiad. Dress code: klasyka.
Harmonogram był napięty i, jak się zdawało, nie do negocjacji.
— A… gdzie mam wpisać czas dla siebie? — zapytała nieśmiało.
Jacek roześmiał się, gładząc ją po włosach:
— Twoje sprawy to nasze sprawy, kotku.
Całą powagę swojej sytuacji Ewa zrozumiała tydzień później.
— Gdzie idziesz? — Jacek zablokował jej wyjście już w przedpokoju.
— Na kurs masażu… Uzgadnialiśmy.
— Nie. Mama potrzebuje dziś pomocy w sklepie.
— Ale ja…
— Ewa — delikatnie uniósł jej podbródek. — Jesteśmy rodziną. Mamy rodzinny interes. Chcesz być jej częścią?
A w niedzielę podczas obiadu teściowa oznajmiła:
— Musisz rzucić pracę w klubie fitness. Wczoraj dobrze sobie poradziłaś, a w sklepie brakuje kasjerki.
— Ale ja…
— Przecież chcesz być przydatna rodzinie? — uniosła brew Helena Stanisławówna, po czym spojrzała na syna: — Czyż nie?
Jacek tylko skinął głową i wrócił do krojenia steka. Jak zawsze, temat nie podlegał dyskusji. Role rozdane, zadania ustalone. Trzeba je wykonać.
Tej nocy Ewa po raz pierwszy pomyślała o rozwodzie. A adekwatnie — o ucieczce. Leżała w wannie, wsłuchując się w krople kapiące z kranu, i wyobrażała sobie, jak powie rodzicom, iż straszliwie się pomyliła i nie chce być niemą lalką.
„Oszalałaś? Chcesz wrócić do biedy? On cię utrzymuje!” — usłyszała głos matki, zanim zdążyła otworzyć usta.
Potem pojawiły się dwie kreski na teście i Ewa została.
Bo jak inaczej?
***
Do narodzin drugiego dziecka Ewa nauczyła się gotować barszcz tak, jak lubiła teściowa, nie wzdrygać się, gdy Jacek spóźniał się na „spotkania biznesowe”, nosić promienny uśmiech i odpowiadać „wszystko w porządku” na pytania znajomych…
Jedyną, która w to nie wierzyła, była przyjaciółka z dzieciństwa — Kasia.
Bo wiedziała, iż Ewa kupowała dwa zestawy kosmetyków — jeden na pokaz, drugi dla siebie, iż spotykała się z nią potajemnie, gdy tylko udało się wymyślić żelazną wymówkę, iż bez pozwolenia nie mogła choćby odwiedzić rodziców. Że „szczęśliwa żona i matka” to maska, która kosztowała ją ogromnego wysiłku.
— Tam się dusisz! Nienawidzisz swojej pracy! SamAle gdy córka przytuliła się do niej szeptem: „Mamo, tylko ty zawsze słuchasz, jak płaczę”, Ewa odłożyła notes z listą obowiązków teściowej, wzięła głęboki oddech i sięgnęła po telefon, by wybrać numer, który pamiętała na pamięć od lat.