Zawsze mam do siebie pretensje o to, iż wiecznie staram się pomagać tam, gdzie ludzie sami doskonale daliby sobie radę. W efekcie tylko ja pracuję po łokcie, a inni mają dobrze.
Mam starszego brata, Michała. Od dzieciństwa byliśmy bardzo blisko, a cieszy mnie, iż udało nam się zachować te ciepłe relacje przez lata.
Michał od dawna jest żonaty, ja również, oboje mamy dzieci w wieku szkolnym. Mieszkamy w tym samym mieście i widujemy się bardzo często.
Niedawno brat w końcu zdecydował się wziąć kredyt hipoteczny, bo kończył się okres preferencyjnych programów w bankach. Kupił dwupokojowe mieszkanie w nowym budynku na obrzeżach miasta. Wcześniej przez wiele lat wynajmowali mieszkania – w ciągu dziesięciu lat trzy razy zmieniali adres.
Nam z mężem poszczęściło się bardziej – mieszkamy w trzypokojowym mieszkaniu jego rodziców, którzy przeszli na emeryturę i przeprowadzili się na wieś, do rodzinnych stron teścia.
Michał z radosną nowiną o zakupie mieszkania zadzwonił najpierw do mnie:
– Anno, klucze już mam! Zaczynamy remont, bo na razie mamy tylko gołe ściany. Zostało jeszcze zdecydować, gdzie się podziać na czas remontu – wynajmowane mieszkanie musimy opuścić za tydzień… Pewnie coś wynajmiemy na dwa miesiące.
– Co ty mówisz! Macie teraz tyle wydatków. Zamieszkajcie u nas – odpowiedziałam, choćby się nie zastanawiając.
– A nie musisz tego uzgodnić z Wiktorem? – zapytał brat.
– Po co? Wiem, co odpowie – uśmiechnęłam się.
I tydzień później nasze życie wywróciło się do góry nogami – w końcu sześć osób w trzypokojowym mieszkaniu to tłok. Ale byłam pewna, iż damy radę zorganizować sobie codzienność – w końcu na dwóch mężczyzn i dwóch nastolatków przypadały aż dwie kobiety!
Jednak za gwałtownie się ucieszyłam.
Moja bratowa, Zlata, to specyficzna osoba. Choć obie mamy po czterdzieści lat, wydaje się, jakby zatrzymała się na etapie dwudziestu pięciu. Może tak mi się wydaje, bo Michał jest starszy od niej o pięć lat i zawsze podkreśla przy niej swoją męskość. Zawsze nazywa ją „moja mała”.
Dopóki Michał nie kupił mieszkania, myślałam, iż nie obchodzi mnie, jak wygląda ich związek. Żyją sobie zgodnie, brat jest szczęśliwy – to najważniejsze. Ale teraz jej infantylność stała się także moim problemem.
Przez pierwszy tydzień obecności brata z rodziną wzięłam wszystkie obowiązki na siebie. Moja córka chociaż zajmowała się siostrzeńcem, jest od niego starsza o dwa lata: budziła go, pomagała w lekcjach, odbierała ze szkoły. A ja gotowałam jedzenie dla naszej gromady, prałam, sprzątałam.
Zdziwiło mnie, iż Zlata ani razu w tym czasie nie zaproponowała pomocy.
Pod koniec drugiego tygodnia byłam już wykończona i postanowiłam porozmawiać z bratową.
– Zlato, pracujesz zdalnie, siedzisz cały czas z nosem w laptopie. Mogłabyś chociaż ugotować zupę dla nas sześciorga albo choćby zwykły makaron? Przecież się rozrywam! – powiedziałam.
– Oj, Anno, ja tak dużo nie gotuję… Na śniadanie Michał zawsze sam karmi Pawła, razem wychodzą. Na kolację coś przygotowuję, albo mama moja przywozi. Ona często u nas bywa, a Paweł też prawie zawsze u niej… – odpowiedziała Zlata leniwym tonem.
– Dobrze, gotowanie nie jest dla ciebie. A pranie, prasowanie? Zobacz, ile nas tu teraz jest! A to co najmniej dwa miesiące – kontynuowałam, ledwo się powstrzymując.
– Twoja pralka jest inna… I żelazko też. A co, jak coś zepsuję? – powiedziała cicho bratowa i znów schowała się za laptopem.
„No pięknie, brat ma ciekawie” – pomyślałam.
Wieczorem, kiedy dzieci już spały, Michał przyszedł do mnie do kuchni.
– Anno, po co tak robisz? – zapytał surowo.
– O co ci chodzi? – zapytałam zaskoczona.
– Wyrzuciłaś Zlacie, iż ci nie pomaga, i teraz cały wieczór płacze w pokoju. Nam będzie prościej się wyprowadzić, jeżeli siostra ma zamiar terroryzować moją żonę – kontynuował, marszcząc brwi.
– Terroryzować? Michał, co ty wygadujesz? Wzięłam na siebie wszystkie obowiązki domowe! Czyli żal ci żony, a mnie nie? Jak to u ciebie działa? – zapaliłam się.
– Po prostu jesteś inna. A Zlata tak nie może… – odpowiedział brat.
– Czyli ona to delikatny kwiatuszek, a na mnie można orać? Dzięki wielkie za dobre słowo. Wiesz co, może faktycznie lepiej, żebyście znaleźli sobie osobne mieszkanie, skoro Zlata tak bardzo cierpi! – podsumowałam rozmowę z sarkazmem.
Michał wyszedł z kuchni i trzasnął drzwiami.
Od kilku dni w domu panuje napięta atmosfera. Dorośli prawie nie rozmawiają ze sobą, a bratowa chodzi z zapłakanymi oczami. Nie wyrzucam ich, ale powrót do normalnych relacji będzie bardzo trudny.