G-Shock GBD-H2000 wygląda tak, iż niemal wszystkie inne zegarki sportowe prezentują się na jego tle jak delikatna biżuteria. Mimo to na pokładzie nie zabrakło niezbędnych czujników, a za analizę części danych odpowiadają świetne algorytmy marki Polar. Niestety nie wszystko zagrało tak, jak trzeba, ale jest i dobra wiadomość – to da się poprawić, choć w niektórych kwestiach będzie to wymagało sporych nakładów pracy.
Ale zanim o tym, co wyszło świetnie, a co jest do poprawy – zacznijmy od podstaw.
G-Shock GBD-H2000 – co to jest? I przy okazji specyfikacja
Czym jest sam G-Shock – nie trzeba chyba nikomu przypominać. GBD-H2000 to jednak model o tyle interesujący, iż próbuje być nie tylko niezniszczalnym zegarkiem, zachowującym charakterystyczną stylistykę, ale i pełnoprawnym zegarkiem sportowym.
Czytaj także:
– Mówcie co chcecie, ale Apple Watch to wielki sukces. Wielki!
– Dużo więcej niż tylko ładny ekran. Garmin Forerunner 265 (S) – recenzja
– Huawei Watch Buds – recenzja. To zegarek. To słuchawki. To… ma sens
Pod maską znalazł się więc niemal kompletny zestaw czujników, obejmujący m.in. czujnik tętna z całodobowym pomiarem i pomiarem nasycenia krwi tlenem, akcelerometr, żyroskop, cyfrowy kompas, czujnik ciśnienia, temperatury, system lokalizacji i kilkanaście trybów sportowych (w tym chociażby bieganie, bieganie po szlaku, jazda na rowerze, pływanie na otwartym akwenie i na basenie, trening na siłowni). Na dokładkę mamy tu jeszcze analizę danych dostarczaną przez Polara, uwzględniając m.in. Vo2max, obciążenie treningowe, analizę snu, analizę regeneracji (Nightly Recharge – użytkownicy Polara pewnie doskonale kojarzą) oraz szacunkowe źródło energii wykorzystanej podczas treningu (procentowy podział na tłuszcz, węgle, etc.). Gdyby tego wciąż było mało, z GBD-H2000 dostajemy dostęp m.in. do treningów oddechowych i oczywiście aplikacji do wygodniejszego przeglądania danych i ewentualnej analizy.
Jeśli natomiast chodzi o kwestie zewnętrzne, to G-Shock GBD-H2000 jest zegarkiem bez wątpienia sporym (59,6 × 52,6 × 19,4 mm) i nie da się tego nie zauważyć, szczególnie jeżeli będziecie próbowali przeciągnąć przez niego np. obcisłą koszulkę rowerową z długimi rękawami. Jednocześnie GBD-H2000 zaskakuje pozytywnie masą – przy 63 g jest niespodziewanie wręcz lekki jak na swoje gabaryty, więc podczas całodobowego noszenia raczej nie odpadnie wam ręka. Niespodziewanie wygodny jest też wyglądający potężnie pasek zegarka, dobrze dopasowujący się do nadgarstka.
Pomimo tego zdecydowanie trudno określić GBD-H2000 mianem delikatnego. Producent deklaruje wytrzymałość na wodę do 200 (!) metrów i odporność na wstrząsy, a podczas testów mogę przyznać, iż uderzając o coś przypadkowo GBD-H2000, bardziej bałem się o obiekt uderzany, niż o sam zegarek. Tym bardziej, iż wyświetlacz MIP, chroniony szkłem, jest tak mocno zagłębiony w obudowie, iż trzeba naprawdę sporego pecha albo wysiłku, żeby go uszkodzić.
Bonus – GBD-H2000 wyposażono w opcję ładowania solarnego, więc od strony wyposażenia trudno mu cokolwiek zarzucić.
G-Shock GBD-H2000 – jak się z tego korzysta?
„Tradycyjnie” – nie mamy tutaj do dyspozycji ekranu dotykowego, więc cała obsługa realizowana jest z wykorzystaniem zestawu fizycznych przycisków. Nawigacji i jej logiki trzeba się wprawdzie przez chwilę pouczyć, ale po krótkim czasie powinniśmy mieć ją opanowaną już na wystarczającym poziomie. Tym bardziej, iż menu jest stosunkowo proste i nie składa się ze zbyt wielu pod- i podpodpoziomów.
Nie powinniśmy mieć też zbyt wielkich problemów z obsługą zegarka niezależnie od tego, jak grube rękawiczki założymy. Przyciski są naprawdę spore i wyraźnie zaznaczone, a do tego wciskają się z łatwością. Jedyne, do czego mógłbym się trochę przyczepić, to dość mało satysfakcjonujący klik, ratowany w pewnym stopniu wibracją. W skrócie: czasem wiedziałem, iż wcisnąłem przycisk, bo system zareagował na niego wibracją (można ją włączyć albo wyłączyć), a nie dlatego, iż poczułem informację zwrotną od samego przycisku.
Poza tym cały system GBD-H2000 jest raczej prosty, podobnie jak jego interfejs graficzny. Żadnych kolorów, żadnych wodotrysków, żadnych efektownych animacji. Minimalizm, ale serwujący nam adekwatnie wszystko, co niezbędne, wliczając w to choćby powiadomienia – nie wiem tylko dlaczego powiadomienia z Instagrama wysyłane przez iPhone’a 12 lubiły się pokazywać zdecydowanie dłużej, niż faktycznie istniały, ale z całą resztą nie było najmniejszego problemu. Minimalne zastrzeżenia systemowe mogę mieć natomiast do tego, iż jak na tak prosty wizualnie interfejs, miejscami w niektórych zakamarkach menu czekało się zbyt długo na przejście do kolejnego kroku. Przykładowo po wybraniu aktywności i przejściu do jej startu, zegarek przez chwilę wyświetlał baner z napisem „Please wait”. Trwało to wprawdzie krótko, ale wolałbym po prostu tego nie oglądać przy takiej prostocie całości – mamy w końcu 2023 r.
Trochę mogą też narzekać osoby, które lubią personalizację ekranu głównego na wysokim poziomie i dodatkowo wciskać tam masę danych. Owszem, do wyboru jest kilka tarczy zegara, ale ta ze zdjęć jest chyba najmocniej „dopakowana” – reszta przeważnie skupia się po prostu na wyświetlaniu czasu. Może i tak powinno być, w końcu to zegarek.
Co do samego wyświetlacza – jest tak dobrze, jak… widać to na zdjęciach. Nie jest to wyświetlacz, który skusi kogokolwiek swoim pięknem czy rozmiarem. Jest natomiast zdecydowanie energooszczędny i przede wszystkim świetnie czytelny w niemal każdych warunkach – wliczając w to również bardzo mocne światło czy patrzenie na tarczę pod ostrym kątem. W nocy oczywiście potrzebne jest dodatkowe podświetlenie przy tym typie ekranu, ale to oczywiście również jest na pokładzie.
G-Shock GBD-H2000 – funkcje sportowe i przy okazji dwie rzeczy, które trzeba poprawić.
Pierwszą jest to, iż aplikacja obsługująca G-Shock GBD-H2000, czyli Casio Watches, nie obsługuje integracji z innymi platformami w żadnej formie. Nic. Zero. Nie można też w żaden sposób wyeksportować danych w postaci pliku GPX czy FIT. Oczywiście eksport danych, żeby porównać ze sobą kilka urządzeń, to raczej niszowe zastosowanie i poza takimi testami jak ten, raczej się nie przydaje, ale zamykanie się we własnym ekosystemie to dla mnie zawsze kiepski sygnał. Poza tym kto nie chce się pochwalić przed znajomymi swoimi osiągnięciami za pośrednictwem Stravy? Albo chociaż zbierać swoje treningi w jednym miejscu, żeby np. analizować progres?
Niestety w przypadku G-Shock GBD-H2000 nie ma mechanizmu, który coś takiego by umożliwiał. A to z kolei sprawia, iż ta część recenzji będzie mało profesjonalna, bo będzie kompletnie „na oko” – nie mam żadnego narzędzia, które pozwoliłoby mi porównać dokładność pomiaru tętna albo zapisu GPS, poza „tak widziałem” i „tak mi się wydaje”. Zostaliście ostrzeżeni.
G-Shock GBD-H2000 – jak spisuje się czujnik tętna?
W większości przypadków – dobrze. Przy „naocznych” porównaniach wskazania z G-Shock GBD-H2000 pokrywały się w dużej mierze z tymi, które rejestrował pas tętna na klatkę piersiową (Garmin HRM-Dual) i czujnik na ramieniu (Polar Verity Sense) – i to zarówno podczas spokojnych, stałych pod względem wysiłku treningów, jak i podczas gwałtownych zmian intensywności w ramach choćby stosunkowo krótkich interwałów.
Natomiast, niestety, nie jest idealnie. Podczas kilku treningów G-Shock GBD-H2000 potrafił zupełnie „odpaść” i choćby nie tyle pomylić się o kilka uderzeń serca, a kompletnie przekłamać dany fragment ćwiczeń. Co najciekawsze, nie miało kompletnie znaczenia, czy to był trudny trening interwałowy z wieloma zmianami wysiłku, czy prosty trening z równomiernym natężeniem. Wskazania były po prostu złe i choćby nie mając drugiego i trzeciego urządzenia do porównania, można byłoby to bez trudu zauważyć.
Przykładowo tutaj mamy zapis tętna z bardzo łatwego, raczej równomiernego treningu rowerowego:
Wyraźnie widać, iż przez czarnym wskaźnikiem pojawiają się 4 gwałtowne spadki tętna. Czy faktycznie było ich tyle? Otóż ani trochę. Tak wygląda zapis z drugiego czujnika, aktywnego podczas tego samego przejazdu:
Było to też zresztą widać w trakcie jazdy – podczas gdy czujnik tętna na klatce piersiowej pokazywał okolice 110-120 uderzeń przez większość czasu, G-Shock GBD-H2000 potrafił pokazać np. 70. Chciałbym, żeby tak było, ale niestety nic z tego. Tym bardziej, iż po chwili takiego mierzenia, G-Shock zaczynał nagle pokazywać dane zgodne z pomiarem wzorcowym – zresztą widać na wykresie kilka wspólnych kształtów pomiędzy obydwoma pomiarami.
Żeby nie było, iż dotyczy to tylko aktywności rowerowych – przy lekkim truchtaniu, spacerach czy treningu siłowym, również potrafią się pojawić takie anomalie. Nie zawsze, ale potrafią.
Czy dałoby się ten problem rozwiązać? Oczywiście, wystarczyłoby dopuścić możliwość podłączania zewnętrznych czujnik, co zawsze ostatecznie rozwiązuje problemy tych, którzy są nie do końca usatysfakcjonowani pomiarami. Nie pasuje, chcesz mieć idealne dane, czujnik optyczny w twoim przypadku się nie sprawdza (a tak bywa) – 200 zł i problem z głowy. Otóż niestety nie w tym przypadku.
G-Shock GBD-H2000 – jak się spisuje GPS?
Dobrze. Nie będzie to wynik na poziomie liderów rynku i nie ma tutaj czegoś, czego nie miałaby konkurencja (w sumie to konkurencja oferuje miejscami więcej), ale jest jak najbardziej przyzwoicie. Lokalizacja satelitów potrafi wprawdzie chwilę zająć, ale potem sygnał trzymany jest solidnie i bez przerw.
Niestety więcej trudno mi napisać, nie mogąc zestawić ze sobą kilku śladów, ale raczej nikt na problemy z tempem, prędkością czy dystansem narzekać nie będzie. Chyba iż będzie biegał zawsze między wysokimi wieżowcami, to wtedy jednak przydałby mu się dwuzakresowy GPS.
W kwestii GPS – jeżeli chodzi o czas pracy na jednym ładowaniu, to do wyboru mamy trzy tryby energetyczne, tj. wysoka dokładność, normalny i długie działanie (tłumaczenia moja). W zależności od tego, który wybierzemy, zegarek wytrzyma bez podłączania do ładowarki odpowiednio 14, 16 lub 19 godzin. Nie są to porywające rezultaty – taki Forerunner 255 potrafi wytrzymać 16 godzin z dwuzakresowym GPS – ale z wyjątkiem ekstremalnych eskapad, raczej nikomu prądu zabraknąć nie powinno. Aczkolwiek po tak wyglądającym zegarku można byłoby po prostu oczekiwać lepszego wyniku.
G-Shock GBD-H2000 – pozostałe funkcje sportowe i zdrowotne
I tutaj można podejść do sprawy na dwa sposoby.
Jeśli chodzi o sposób optymistyczny, to jest naprawdę dobrze. Funkcje dostarczane przez Polara, takie jak obciążenie treningowe, źródła energii (tłuszcz/węgle), status treningu, ocena snu czy regeneracji, są tutaj zaimplementowane w bardzo przyjemny i prosty sposób – o ile doczytamy, co dokładnie oznaczają, bo np. sam zegarek wiele nam na ten temat nie powie. Są też bardzo przydatnymi wskaźnikami, zarówno jeżeli chcemy podejść do treningu na poważnie, jak i jeżeli dopiero zaczynamy i nie chcemy przesadzić.
Właściwie to choćby zaskakujące, iż w takim zegarku znalazły się takie opcje i naprawdę warto to docenić. Tym bardziej, iż wiem z doświadczenia, jak bardzo przydaje się, kiedy zegarek powie, iż przesadzasz. choćby niekoniecznie musi to prowadzić do zmniejszenia objętości czy intensywności treningów, ale do tego, iż bardziej skupiamy się na tym, jak powinna wyglądać regeneracja i co w naszym przypadku negatywnie na nią wpływa.
W kwestii polarowej analizy (korzystamy przy tym cały czas z aplikacja Casio, nie z aplikacja Polara) – jest dobrze, choćby bardzo dobrze albo wręcz świetnie. O ile oczywiście rozsądnie podejdziemy do analizy tych danych i sami wyciągniemy adekwatne wnioski.
Problemem, przynajmniej w moim przypadku, mogą być natomiast dane wejściowe. jeżeli miejscami odczyty z czujnika tętna podczas treningu są całkowicie przekłamane, to i wnioski płynące z algorytmowej analizy będą błędne.
Żeby nie było, iż to jakiś straszny problem akurat G-Shocka GBD-H2000 – podobny problem miałem z kontującym podobne pieniądze Garminem 955, który lekki – pod względem cardio – trening siłowy uznał za ekstremalnie intensywny trening beztlenowy, bo mu się tak trochę jakby kompletnie źle zmierzyło i według niego podnosiłem lekkie ciężarki z tętnem 180. Konsekwencje? Przez długi czas w moim kalendarzu treningowo-obciążeniowym wisiało nieprawidłowo wysokie i nieprawidłowo zakwalifikowane obciążenie, które nie miało miejsca.
Tyle tylko, iż tam mogłem po prostu przerzucić się na zewnętrzny czujnik. Tutaj – takiej opcji nie mam.
Ach, gdyby ktoś pytał – tak, GBD-H2000 zlicza kroki i robi to bardzo skutecznie. Zlicza też pokonane piętra, a przynajmniej pokonaną wysokość, bo z piętrem w moim domu niespecjalnie się dogadał, za to na otwartym terenie – żadnych problemów nie było.
Pomiary saturacji krwi natomiast – tak jak w większości innych zegarków – uważam za trochę zbędny bajer. Szczególnie w sytuacji, kiedy w niemal tym samym ułożeniu ręki, wykonując 4 pomiary pod rząd, uzyskuję 4 inne rezultaty. I to wcale nieprzesadnie do siebie zbliżone.
G-Shock GBD-H2000 – aplikacja Casio Watches
Niestety chyba najsłabszy punkt tego zegarka. Zaczynając od tego, iż nie do końca rozumiem, dlaczego aplikacja do obsługi zegarka na ekranie głównym wita mnie informacjami o nowościach dotyczących kolejnych zegarków tej marki, a nie np. sportowym podsumowaniem mojego dnia.
Jeśli jednak przeklikamy się przez odpowiednie zakładki, to znajdziemy sporo dobrego i sporo nie do końca dobrego. Na duży plus – prawie wszystkie ustawienia zegarka można zmienić z poziomu aplikacji, więc nie trzeba się manualnie przeklikiwać fizycznymi przyciskami i czytać informacje na stosunkowo niewielkim ekranie. Dodatkowo synchronizacja z zegarkiem w większości przypadków przebiega bez najmniejszych problemów.
Problemem jest natomiast to, iż aplikacja do obsługi G-Shock GBD-H2000 jest po prostu… surowa.
Owszem, znajdziemy w niej większość informacji, których moglibyśmy potrzebować (w tym np. tempo, tętno, różnice wysokości, czas w strefach, etc.), a także kilka wspomnianych już wcześniej bonusów, takich jak chociażby ten:
Natomiast wizualna atrakcyjność tego jest na poziomie zerowym. Proszę bardzo, tak wygląda podsumowanie dnia:
Dodatkowo przeglądanie historycznych danych w formie trendów jest miejscami mocno ograniczone albo wręcz niemożliwe.
Gdyby dało się tylko przesyłać te dane do innego serwisu, to narzekania byłoby zdecydowanie mniej. Ale nie da się – przynajmniej na razie.
G-Shock GBD-H2000 – czas pracy na jednym ładowaniu
Poza aktywnościami – imponujący, bo podzespoły zegarka mają po prostu bardzo niskie zapotrzebowanie na energię. Nie miałem niestety okazji sprawdzić ładowania solarnego, bo podczas testów a) nie było prawie słońca, przynajmniej przez dłuższy czas i b) nie było warunków, żeby chodzić bez kurtki, ale choćby i bez tego jestem skłonny uwierzyć, iż te 2 miesiące (z wyłączonym pomiarem tętna i bez GPS) są jak najbardziej możliwe. Zresztą przy całodobowym pomiarze tętna też niespecjalnie musiałem się w ogóle interesować ładowarką.
Trochę gorzej może być przy intensywnym użytkowniu GPS, ale… dalej będzie dobrze. choćby zakładając, iż korzystamy z GPS przez godzinę dziennie i to w najbardziej intensywnym trybie, wyniki znacząco przekraczające pełny tydzień powinny być absolutnie w naszym zasięgu.
G-Shock GBD-H2000 – czy warto?
Jeśli jesteście fanami G-Shocka i szukacie niezniszczalnego zegarka, który przy okazji będzie oferował funkcje sportowe – i to choćby więcej, niż oczekujecie – to w sumie wielkiego wyboru nie macie. W tej efektownie zaprojektowanej obudowie zamknięto adekwatnie dokładnie to, czego chcecie – G-Shocka, ale z GPS, pomiarem tętna, bardzo dobrymi funkcjami licencjonowanymi od Polara, łącznością z aplikacją, powiadomieniami i tak dalej.
Jeśli natomiast po prostu szukacie zegarka sportowego, który będzie jak najbardziej sportowy, niezależnie od tego, jak wygląda, to nie jestem pewien, czy jest to absolutnie najlepszy wybór. Przy cenie w okolicach 2400 zł wpadamy na półkę m.in. z Forerunnerem 265, 955, Fenixem 7S, Polarem Grit X Pro. I mogę się założyć, iż każdy z nich będzie lepszy jako zegarek stricte sportowy, nie wspominając o tym, iż jest masa dużo tańszych zegarków, które… również mogą być lepsze jako zegarki sportowe, oferując dodatkowo lepsze aplikacje i opcję synchronizacji z serwisami zewnętrznymi.
Co innego, gdyby w przypadku G-Shocka GBD-H2000 usunąć ograniczenia w postaci braku integracji z innymi platformami i braku opcji podpięcia zewnętrznych czujników (tętno wystarczy, pomiaru mocy nie oczekuję, chociaż np. Huawei nie ma z tym problemu). Wtedy mielibyśmy do czynienia z bardzo dobrym G-Shockiem, który przy okazji jest bardzo dobrym zegarkiem sportowym. A tak mamy do czynienia raczej z bardzo dobrym G-Shockiem, który przy okazji jest zegarkiem sportowym.
G-Shock GBD-H2000 zalety:
- to G-Shock – i wszystko, co z tym związane
- jeśli w coś nim uderzysz, to będziesz się martwił o to coś, a nie zegarek
- zaskakująco lekki jak na swoje rozmiary
- bogata lista analizowanych parametrów
- bardzo dobra integracja rozwiązań Polara
- prosta obsługa z wykorzystaniem przycisków
- czytelny w mocnym słońcu ekran
- bardzo dobry czas pracy poza treningiem + ładowanie solarne
- dobry GPS
G-Shock GBD-H2000 wady:
- momentami problemy z prawidłowym pomiarem tętna
- brak obsługi zewnętrznych czujników
- czas pracy na jednym ładowaniu w trybie treningu nie powala (na tle zegarków sportowych)
- aplikacja zdecydowanie powinna być lepsza
- brak opcji wgrywania treningów
- brak nawigacji, choćby w najprostszej formie