Wspólna droga
Zawsze była samodzielnym i posłusznym dzieckiem. Rodzice pracowali całe dnie, a ona wracała ze szkoły, podgrzewała zupę, jadła i odrabiała lekcje. Czasem choćby sama gotowała makaron. I tak już od pierwszej klasy.
Gdy była w maturalnej, do ich szkoły przyszli studenci na praktyki. Lekcje historii prowadził wysoki, poważny Krzysztof Marek, w okularach i szarym garniturze. Chłopaki nazywali go kujonem, śmiali się z niego i próbowali przeszkadzać na lekcjach. Ale pod koniec i tak słuchali go z otwartymi ustami. Opowiadał historię jak nikt inny. Zadawał pytania, zmuszał do myślenia, zachęcał do wyrażania własnych opinii i proponowania alternatywnych scenariuszy wydarzeń.
Chłopcom płonęły oczy. Po raz pierwszy mieli szansę się wypowiedzieć, zmieniać bieg historii, choć tylko teoretycznie. Krzysztof studził ich zapędy, gdy zbytnio rozmarzyli się o przebudowie świata. Na jego lekcje czekali z niecierpliwością i nigdy ich nie opuszczali.
Podczas zajęć Kinga nie spuszczała z Krzysztofa zakochanego wzroku. Zaczęła czytać książki historyczne, by też brać udział w dyskusjach. Pewnego dnia odważyła się i przedstawiła swoją opinię. Krzysztof ją pochwalił, mówiąc, iż gdyby reformy potoczyły się tak, jak proponowała Kinga, żyliby w zupełnie innym społeczeństwie. Ale wyjaśnił, iż w tamtych czasach było to niemal niemożliwe.
— Niestety, historii nie da się przepisać, można za to zmieniać podręczniki, akcentując ważne wydarzenia — powiedział znacząco.
Potem jego praktyki się skończyły, a Kinga natychmiast straciła zainteresowanie historią. Pewnego dnia, gdy wracała ze szkoły, zobaczyła biegnącego w jej stronę Krzysztofa.
— Cześć, Kinga — przywitał się.
Pamiętał jej imię! Serce podskoczyło jej z radości.
— Idzie pan do szkoły? Lekcje już się skończyły — powiedziała zmieszana.
— Nie, chciałem cię zobaczyć.
Kinga szeroko otworzyła oczy ze zdumienia i poczerwieniała.
— Wracasz do domu? Odprowadzę cię.
Szli razem, a on wypytywał ją o szkołę, przyjaciół, plany na studia.
— Nie na historyczny? Myślałem, iż historia cię zainteresowała. Swoją drogą, mam kilka ciekawych książek, mogę ci pożyczyć.
Kinga zamarła z wrażenia. Zapraszał ją do siebie? Nie Alę, najładniejszą dziewczynę w klasie, tylko ją, Kingę Kowalską, „Kowalik”, jak czule nazywał ją tata. Bała się na niego spojrzeć.
— Dziękuję, ale wybieram ekonomię… — wyjąkała. — Ale książki chętnie bym poczytała.
— Dobrze. Następnym razem przyniosę ci kilka, wybiorę coś ciekawego, jeżeli nie masz nic przeciwko — odparł.
„Następnym razem? Czyli jeszcze się zobaczą?” Serce Kingi waliło jak oszalałe.
— A będzie ten następny raz? — usłyszała swój głos i poczuła, jak twarz płonie jej ze wstydu.
— Oczywiście. jeżeli chcesz — uśmiechnął się Krzysztof.
Jego uśmiech sprawił, iż wydawał się młodszy, niemal chłopięcy. Kinga nagle zdała sobie sprawę, iż nie jest od niej dużo starszy. To był pierwszy raz, gdy go takim widziała.
— I mów mi po prostu Krzysztof. Nie jesteśmy w szkole, już nie jestem twoim nauczycielem. To twój dom?
Kinga skinęła głową, nie mogąc mówić z nadmiaru emocji. Pożegnał się i już miał odejść.
— Krzysztof, kiedy znowu przyjdziesz? — odważyła się zapytać.
Wyjął telefon.
— Podaj mi numer, zadzwonię do ciebie.
Ale nie zadzwonił. Wysłał wiadomość po kilku dniach. Spotkali się jeszcze parę razy, a potem oboje mieli egzaminy: Kinga w szkole, Krzysztof na uczelni. Zobaczyli się dopiero po jej maturze. Przez cały ten czas Kinga trzymała w tajemnicy spotkania z Krzysztofem. W końcu nie wytrzymała i powiedziała przyjaciółkom. Te były o nią strasznie zazdrosne. Żadna z nich nie miała dorosłego chłopaka.
Kinga dostała się na studia i przez cały czas spotykała się z Krzysztofem. niedługo dowiedziała się o tym mama i zaczęła się niepokoić, prosząc, by przedstawiła go rodzicom. Poważny i dojrzały Krzysztof im się spodobał. Bez nałogów, solidny, a do tego nauczyciel. Mama się uspokoiła, a Kinga fruwała na skrzydłach miłości.
Na trzecim roku wyszła za Krzysztofa. Z dziećmi postanowili poczekać do końca jej studiów. Krzysztof lubił porządek. Ustawiał słoiki równo na półkach, książki układał w równe stosy, ręczniki wieszał idealnie prosto. Delikatnie prosił Kingę, by nie rozrzucała swoich rzeczy po mieszkaniu. Kinga traktowała to jak zabawę i niedługo sama zaczęła tak robić, by mu dogodzić.
Pewnego dnia Krzysztof wszedł do łazienki po Kingi. niedługo usłyszała jego stanowczy głos i pobiegła do niego.
— Kinga, prosiłem cię, żebyś wycierała wodę z podłogi po kąpieli — powiedział, powstrzymując irytację.
Kinga zobaczyła kilka kropel na płytkach.
— Dobrze, następnym razem wytrę — odparła. — Przecież i tak zaraz będziesz się mył.
— Nie następnym razem, tylko teraz. Wiesz, gdzie jest mop?
Nie miał okularów, jego szare oczy patrzyły na nią zimno. Widział dobrze, okulary nosił tylko po to, by wyglądać starzej.
— Mówisz poważnie? One zaraz wyschną. — Kinga nie wierzyła, iż jest aż tak surowy.
Ale Krzysztof nie żartował. Jego wzrok stał się kolący i lodowaty. Kinga chciała się schować, skurczyć, zniknąć. Wzięła mopa i przeszła nim po podłodze.
— I ręcznik powieś. — Wskazał długim palcem na mokry ręcznik zwisający z wanny.
— Już miałam, ale mnie rozproszyłeś… — tłumaczyła się Kinga.
Pod jego surowym spojrzeniem powiesiła ręcznik na suszarce, dokładnie go rozciągając. Wyszła z łazienki, płonąc ze wstydu. Mąż upominał ją jak uczennicę, traktował jak niesforne dziecko.
Krzysztof wymagał, by talerze stały w zlewie równo i według rozmiaru, a w szafkach bielizna leżała w idealnych stosach…
Za każdym razem, wychodząc z kuchni, Kinga spoglądała na nią i prostowała naczynia,Kiedy kilka lat później spotkała przypadkiem Krzysztofa na ulicy, oboje uśmiechnęli się do siebie życzliwie, ale bez żalu, bo każdy znalazł swoje miejsce w świecie.