Randka w ciemno – recenzja filmu. Kobieta w obiektywie

popkulturowcy.pl 3 godzin temu

Debiut reżyserski Anny Kendrick, Randka w ciemno, to film opowiadający mrożącą krew w żyłach historię seryjnego mordercy, który udaje się do programu randkowego. Najbardziej przerażającym aspektem tego obrazu jest zdecydowanie fakt, iż jest on inspirowany prawdziwymi wydarzeniami.

W 1978 roku seryjny morderca Rodney Alcala pojawił się w programie randkowym, pomimo tego, iż był już wtedy od lat poszukiwany przez policję. Stanął wtedy w świetle reflektorów na scenie, witany oklaskami. Nikt nie zdawał sobie sprawy z okropnych czynów, jakich się dopuszczał. Dziś Alcala w pewien sposób ponownie znalazł się w blasku fleszy za sprawą produkcji Randka w ciemno. Ekranizowanie tego typu prawdziwych wydarzeń z oprawcami w rolach głównych od lat wywołuje w widzach kontrowersję. Ma ona źródło w przekonaniu, iż odczłowieczają one ofiary i nagradzają morderców dodatkową uwagą. Takie głosy, szczególnie pochodzące od rodzin i przyjaciół ofiar, są według mnie całkowicie zrozumiałe. Sama również mam co do tego typu produkcji mieszane odczucia. Jednak twórcy Randki w ciemno zaskoczyli mnie swoim podejściem do tematu i zupełnie nie żałuję, iż zobaczyłam ten film.

Fot. materiały promocyjne.

Przede wszystkim należy zacząć od tego, iż chociaż film opowiada o seryjnym mordercy, spojrzenie i fascynacja widza nie są kierowane na niego. Przynajmniej nie całkiem. Randka w ciemno zdaje się wykorzystywać osobę Alcali do opowiedzenia o mizoginii i różnych rodzajach przemocy, na które kobiety są narażone każdego dnia. Koszmar kobiety – to jest prawdziwy główny bohater tego filmu. Widzimy to w sposobie, w jaki mężczyźni w Hollywood traktują główną bohaterkę, Cheryl Bradshow. Widzimy to też w każdej historii wplecionej w główną linię fabularną.

Już od pierwszych ujęć Anna Kendrick pokazuje nam, co tak naprawdę jest ważne w tej opowieści. Skupia ona bowiem uwagę widza na kobiecie fotografowanej przez Alcalę. To nie dla niego jest ta kamera, ale dla niej. Główną bohaterką jest Cheryl Bradshaw, rozpoczynająca karierę aktorską kobieta, która podejmuje się udziału w programie randkowym, w którym wystąpi Alcala. Jednak Kendrick zdecydowała się oddać scenę także ofiarom Alcali. Nie są one tylko bezosobowymi, pozbawionymi własnego głosu zdobyczami fotografującego je psychopaty. Są ludźmi z krwi i kości, z własnymi historiami i życiami, które im odebrano. To podejście do tematu czyni ten obraz jeszcze mocniejszym. Choć narracja z początku wydaje się nieco chaotyczna i nie do końca dobrze poskładana, w późniejszych ujęciach widać, iż jest to celowy zamysł reżyserki.

Fot. materiały promocyjne.

Annie Kendrick, która nie tylko przeniosła historię ofiar na srebrny ekran, ale również wcieliła się w główną rolę, z pewnością nie brakuje autentycznego, oryginalnego głosu. Choć jak to zwykle bywa z debiutami reżyserskimi, film nie jest bezbłędny, ale na szczęście nie jest to też kino pozbawione wyrazu. Niektóre ujęcia rzeczywiście można by poprawić, inne trafiają jednak prosto w punkt. Widać też, iż reżyserka miała swój własny, oryginalny pomysł na ukazanie tej historii, a jej autorski głos wybrzmiewa z pięknych, ale i porażających ujęć. Są momenty, gdy potworność ukazanych wydarzeń wylewa się prosto na widza dzięki odpowiedniej pracy kamery.

Znajdziemy tu w pełni świadomy zamysł reżyserki. A także wizję, która choć pewnie mogłaby zostać nieco lepiej zrealizowana, wybrzmiewa z pełną siłą. Myślę, iż warto ten film zobaczyć, chociażby po to, by zastanowić się nad tym, na czym ten świat stoi. Okazuje się bowiem, iż seryjny morderca może nie tylko pójść do programu randkowego na żywo. Może jeszcze wypaść lepiej niż ci – ponoć – normalni mężczyźni.

Idąc na ten film, kilka wiedziałam o Rodneyu Alcali i skrzywdzonych przez niego osobach. Wiedziałam tylko, iż wystąpił w programie randkowym, będąc jednocześnie aktywnym mordercą i napastnikiem seksualnym. Teraz wiem już, jak bardzo chorym i okrutnym człowiekiem był. Jednak po opuszczeniu sali kinowej, moje myśli pochłaniały nie jego czyny, ale osoby, które skrzywdził. Wydaje mi się, iż za to należą się Kendrick oklaski. Choć kwestia rozprzestrzeniania historii prawdziwych seryjnych morderców pozostaje kontrowersyjna, pokuszę się o stwierdzenie, iż jeżeli już to robić, to tylko w ten sposób. Ten mocny obraz bezwzględności, przemocy, ale i dyskryminacji oraz złego traktowania kobiet pozostanie ze mną na długo.

Fot. materiały promocyjne.

Jako fabuła film nie oferuje zbyt wiele w kontekście zwrotów akcji. Szczególnie jeżeli zna się, choć odrobinę, historię programu randkowego, w którym wzięła udział Cheryl Bradshaw. Jestem ciekawa, jakie odczucia mogły mieć osoby, które wybrały się na tę produkcję, nie wiedząc zupełnie nic. Z mojego punktu widzenia pod kątem budowania napięcia i wywoływania szoku u widza czegoś tutaj zabrakło. Dopiero pod koniec, gdy zbliżyliśmy się do kulminacji, emocje wywindowało do góry, jednak nie za sprawą programu randkowego. Marketing filmu Randka w ciemno mocno sugerował, iż to właśnie ten program i jego uczestnicy znajdą się w centrum wydarzeń i narracji. W rzeczywistości jednak wydaje mi się, iż był on jedynie ciekawostką, która miała przyciągnąć widzów do kina. Pozostałe elementy tej układanki wybrzmiewały o wiele mocniej niż motyw telewizyjny.

Bardzo długo zastanawiałam się, jak adekwatnie ocenić tę produkcję. Mam co do niej bardzo mieszane uczucia nie tylko ze względu na tematykę, ale i ze względu na to, w jaki sposób Kendrick przedstawiła fabułę. jeżeli spojrzymy na ten film z perspektywy true crime, nie traktując go jak thriller, a film na faktach, obraz zdecydowanie na tym zyska. Jest to bowiem historia, która skupia się na straszliwych zbrodniach i ludziach pokrzywdzonych przez potwora, który miał na tyle wielkie ego, by pójść do telewizji. Zdecydowanie nie jest to rodzaj thrilleru, który będzie trzymał widza w napięciu przez całe półtorej godziny. Na szczęście nie o to w tym obrazie chodziło.


Źródło grafiki głównej: materiały promocyjne filmu.

Idź do oryginalnego materiału