część wie, część nie wie, iż w czerwcu po dwóch latach spędzonych w Tajlandii powróciłem na łono naszej ojczyzny. Miesiąc albo dwa później widzę jest nowość. Model samolotu, z lat 70tych XX w. Jest brzydki, nigdy bym go nie skleił gdyby nie te napisy na skrzydłach.
Także mamy zagadkę na dziś z relacją.
Na początek może o tym czym kleję:
Mam zwykły klej BCG i tego używam w 90% przypadków. Nie śmierdzi potrafi złapać choćby na styk. Mam nóż Olfy, mam wybijaki kupione na alliexpress. Posiadam też podstawkę do modeli, która jest nowym nabytkiem i postaram się ją tutaj wykorzystać. Oczywiście zestaw pęset, również od majfrienda. Retuszuję zwykłymi plakatówkami.
Do modelu zakupiłem wręgi wycinane laserowo i kabinę. Wcześniej arkusze psiknąłem lakierem w szpraju.
Pierwsze wrażenie, iż części są nacikane na arkuszach w odległościach dla mnie niespotykanych. Czasami mieści się między nimi skalpel, także widać iż tu była walka o objętość arkusza.
Zaczynamy od szkieletu kabiny, standardowo. Niestandardowe dla mnie są oznaczenia części. A1, B1, C1 itd. Zauważyłem, iż wręgi kabiny są do oklejenia zadrukowanymi częściami, a brakuje wręgi do wycięcia (w laserach też ich nie ma) do wręgi, która ma mieć tablicę przyrządów. Nie sądzę, iż ta niekosekwencja jest wynikiem oszczędności miejsca, bo akurat miejsca na wręgi jest.
Nie wiem, też po co są te dwa białe kwadraty w kabinie. Tam nic nie ma do wklejenia w wycinance.

W laserach jest też tablica przyrządów. Ale przyznam się szczerze, iż nie bardzo wiem jak ją wykorzystać. Tablica z arkuszy nie ma oznaczenia do podklejenia. Tablica z laserów ma poza tym oznaczenia części, które nie występują w oryginale. Do zegarów oczywiście użyłem wybijaków. Całość zaleję kilka razy BCG, będzie to imitowało przeszklenie zegarów.


