Przyjaciółka mojej żony stale wpada w kłopotliwe sytuacje, choć nie robi tego celowo.

newsempire24.com 1 dzień temu

Małgorzata, najbliższa przyjaciółka mojej żony, regularnie wpada w wyjątkowo kłopotliwe sytuacje, choć nie robi nic specjalnego, by je przyciągać. Po prostu taka już jest – niezwykle pechowa. Pierwsze niesamowite wydarzenie miało miejsce około trzech lat temu.

Małgorzata wracała z pracy o północy, zaparkowała samochód i jak zwykle szybkim krokiem ruszyła na ekscytujący i nerwowy stumetrowy maraton do drzwi wejściowych. Nie dobiegła jednak trzech metrów. Z ciemności wyłonili się dwaj ludzie w kapturach, doradzając, by się zatrzymać. Poprosili o pieniądze, biżuterię i inne rzeczy wartościowe, a żeby uniknąć zbędnych dyskusji, uderzyli Małgorzatę kijem baseballowym po głowie.

Skutek: wstrząs mózgu, rozległy siniak, no i tak, przy okazji zabrali torebkę z bardzo ważnymi dokumentami, pieniędzmi, kluczami i wszystkimi kartami. Wyjście z mroku nie zostało nagrodzone, bo biedna Małgorzata, jak to zwykle bywa, zgłosiła sprawę na policję. Policjanci niechętnie otworzyli sprawę, ale gwałtownie ją zamknęli z powodu: “Braku możliwości ustalenia sprawców”.

Małgorzata poczuła się bardzo niesprawiedliwie potraktowana i nie poddawała się, przeszła po mieszkaniach, pytając sąsiadów, czy ktoś coś widział lub słyszał.

Na szczęście, znalazła się osoba, która miała wówczas zaparkowany samochód z włączonym rejestratorem. Co więcej, ten człowiek, widząc co się stało, postanowił z własnej inicjatywy zanieść nagranie na policję (mniej więcej w tym samym czasie, gdy Małgorzata składała zawiadomienie, z głową owiniętą jak partyzantka). Człowieka z życiową inicjatywą podziękowano, ale powiedziano mu, iż moment napaści jest słabo widoczny, a głosy nie do rozpoznania. Tak, twarze się pojawiły, gdy biegli z damską torebką, ale co z tego? Zwykłe twarze. jeżeli ci mężczyźni mieli na koszulkach napisany numer PESEL i adres, lub przynajmniej wyraźnie powiedzieliby na kamerę swoje nazwiska, wtedy tak, ale nie w tym wypadku. jeżeli to wszystko, dziękujemy za informacje i prosimy nie przeszkadzać w pracy. Małgorzata musiała pogodzić się z sytuacją, a nagranie zostawić sobie na pamiątkę.

Od tego czasu mąż starał się odbierać ją z parkingu, a dzieci wyczekiwały w oknie.

Jednak mąż także był zajętym człowiekiem i czasem wracał jeszcze później. Chcąc nie chcąc, Małgorzata czasami musiała sama pokonać drogę od samochodu do klatki schodowej, a prędzej czy później, sytuacja niemal się powtórzyła. Różnice były jedynie w drobnych szczegółach: po identycznym uderzeniu w głowę, nie upadła jak wcześniej, ale znalazła chwilę, żeby spryskać napastników gazem pieprzowym, przez co otrzymała dwa ciosy (drugi znacznie silniejszy od pierwszego).

Tym razem policja jeszcze szybciej zamknęła sprawę, ponieważ Małgorzata nie widziała twarzy napastników. Minął rok pełen nerwów i trosk, w trakcie którego mąż spakował walizki, pożegnał się i wyjechał na zawsze za granicę w poszukiwaniu lepszego życia, a Małgorzata zmieniła kilka miejsc pracy, zrobiła nową fryzurę i przeprowadziła remont mieszkania.

I tak pewnego dnia nasza bohaterka trafiła na myjnię samochodową i rozpoznała jednego ze swoich napastników. Było oczywiste, iż dobrze się zna z pracownikami myjni, a i oni widzą go nie po raz pierwszy. W policji jednak usłyszała: – choćby jeżeli to on, to nie mamy dowodów, by mu coś zarzucić. To nagranie nie może być dowodem – po pierwsze jest niewyraźne, a po drugie – nie wiadomo, czy to on was uderzył, czy tylko wyszedł z klatki z kijem, a może to choćby nie on? Nikt nam nie pozwoli urządzać zasadzki na myjni, żeby łapać nieznanych sprawców. Więc najlepiej noście kask, jeżeli już musicie chodzić po nocy.

Minął kolejny rok, w którym bóle głowy ustąpiły, a Małgorzata zdążyła zakochać się i szczęśliwie wyjść za mąż za mężczyznę o sercu twardym jak skała. I niedługo stare, nierozwiązane sprawy o napad, niespodziewanie zostały przywrócone do życia, a oboje napastników błyskawicznie schwytano, niczym pchły pod mikroskopem. Uroczystym paradom, które zorganizowano na ich pożegnanie do więzienia na dwanaście lat, nie było końca.

Jednak mimo iż życie w końcu wróciło do normy, drobne kłopoty kryminalne wciąż nawiedzały naszą Małgorzatę – bo karma przecież tak łatwo się nie zmienia. Pewnego wieczoru, w godzinach szczytu, gdy bardzo się spieszyła na ważne spotkanie, zostawiła samochód i wskoczyła do metra. Wysiadła na powierzchnię tylko po to, by odkryć długi, brutalny rozcięcie na swojej ulubionej torebce i brak kolorowego portfela ze wszystkimi dokumentami, kartami kredytowymi i pokaźną sumą pieniędzy na wakacje.

Małgorzata, dla przyzwoitości, wydała kilka fałszywych łkań, a potem, nie tracąc czasu, zadzwoniła do ukochanego męża (na szczęście telefon nie został skradziony): – Kochanie, nie uwierzysz, ale znowu mnie okradli, prawdopodobnie w metrze.

Jej mąż, niczym skała, zareagował szybko: – Małgosiu, nie martw się, wszystko będzie w porządku. Gdzie jesteś? – Przy stacji metro Wileńska. – Nie rozłączaj się, tylko gwałtownie wracaj do metra i jak tylko zobaczysz jakiegoś policjanta, podejdź, daj mu telefon i odpocznij.

Po półtorej minuty poszkodowana już siedziała na komisariacie metra, a wokół niej krążyli zestresowani funkcjonariusze, intensywnie proponując Małgorzacie wybór herbaty: zielonej, czarnej lub czarnej z bergamotką. Już po dwóch godzinach, do drzwi z hukiem wszedł zdyszany, ale bardzo szczęśliwy kapitan z kolorowym damskim portfelem w dłoni.

W portfelu było wszystko, wszystko i choćby pieniądze. Dobrze jest być żoną generała policji.

Idź do oryginalnego materiału