Przygarnęłam starszą mamę, teraz żałuję i nie mogę jej oddać z powrotem. Czuję wstyd przed znajomymi.

polregion.pl 5 dni temu

Przeprowadziłam się do siebie starszą mamę. Teraz tego żałuję, a nie mogę jej odesłać z powrotem. I wstyd przed znajomymi.

Dzisiaj chciałabym przelać na papier swoją historię, tak osobistą, tak ciężką, iż przytłacza mnie jak kamień na piersi. Potrzebuję rady — mądrej, wyważonej, żeby zrozumieć, jak wydostać się z tej matni, w którą sama się wplątałam.

Każdy z nas ma swoje problemy, swoje próby. Musimy się nauczyć, żeby nie osądzać innych, ale podać pomocną dłoń, kiedy ktoś tonie w rozpaczy, nie widząc wyjścia. Nikt przecież nie jest ubezpieczony od podobnego losu — dziś osądzasz, a jutro sam możesz znaleźć się w tej samej pułapce losu.

Przeprowadziłam do siebie mamę. Skończyła już 80 lat i wcześniej mieszkała na wsi pod Białymstokiem, w starym domu z pochyloną dachem. Sama już nie dawała sobie rady — zdrowie zaczęło się pogarszać, nogi odmawiały posłuszeństwa, ręce drżały. Widziałam, jak gaśnie tam sama, więc zdecydowałam się sprowadzić ją do swojego mieszkania w mieście. Ale nie miałam pojęcia, jaki ciężar biorę na swoje barki i jak bardzo to zmieni moje życie.

Początkowo wszystko szło gładko. Mama zamieszkała ze mną w Gdańsku, w moim trzypokojowym mieszkaniu i z początku trzymała porządek. Nie wtrącała się w moje sprawy, nie hałasowała — siedziała w swoim pokoju, który urządziłam dla niej z miłością i troską. Zrobiłam wszystko, żeby było jej wygodnie: miękkie łóżko, ciepły koc, mały telewizor na stoliku. Wychodziła tylko do łazienki, toalety czy kuchni — starałam się otoczyć ją komfortem. Dbałam o jej dietę, gotowałam tylko zdrowe rzeczy, jak zalecali lekarze: żadnych tłuszczów, minimalna ilość soli, wszystko na parze. Leki — drogie, niezbędne — kupowałam za własną pensję. Jej emerytura to grosze, co z tego można wziąć?

Jednak po kilku miesiącach wszystko zaczęło się psuć. Mama znudziła się miejskim życiem — jednostajnym, szarym jak betonowe mury wokół. Zaczęła wprowadzać własne zasady, czepiać się mnie o byle co, wywoływać kłótnie z niczego. Raz, iż nie starłam kurzu na czas, innym razem zupa była nie do smaku, jeszcze innym zapomniałam kupić jej ulubioną herbatę. Wszystko było nie tak, wszystko ją irytowało. A potem zaczęły się manipulacje — grała na współczucie, teatralnie wzdychała, powtarzała, iż na wsi żyło jej się lepiej niż w mojej „celi”. Jej słowa raniły mnie jak nóż, ale znosiłam to, zaciskałam zęby, starałam się nie reagować na prowokacje.

Moja cierpliwość była na wyczerpaniu. Zmęczona niekończącymi się pretensjami, krzykami, jej wiecznym niezadowoleniem. Doszło do tego, iż zaczęłam uspokajać się środkami, a po pracy stałam przed klatką i nie mogłam zmusić się, by wejść do domu. Tam, za drzwiami, czekał mnie nie przytulny kąt, a pole walki, gdzie każdego dnia przegrywałam. Moje życie zamieniło się w koszmar, z którego nie ma wyjścia.

Odesłać mamę z powrotem do wsi? To nie wchodzi w grę. Nie przeżyje tam — dom w ruinie, brak ciepła, brak warunków. A jakże miałabym ją tam zostawić, skazaną na los? Co powiedzą znajomi? Już widzę ich potępiające spojrzenia, słyszę szepty za plecami: „Córka, a matkę zostawiła… Co za wstyd!” Wstyd pomyśleć, wstyd przed ludźmi, przed sobą. Ale sił mi brakuje.

Sytuacja to jak węzeł gordyjski, którego nie potrafię rozwiązać. Jestem wykończona, wyczerpana, zagubiona. Jak żyć z nią pod jednym dachem? Jak poradzić sobie z jej uporem, z tą ścianą z pretensji i żali? Jak ją uspokoić, nie tracąc przy tym siebie? Jestem w impasie, a każdy kolejny dzień pogłębia moje zagubienie.

Czy przeżyliście podobne historie? Jak żyć z seniorami, których charakter jest jak ostre kamienie, o które łamie się twoja cierpliwość? Jak nie zwariować, kiedy bliska osoba staje się twoim najtrudniejszym życiowym wyzwaniem? Podzielcie się, proszę — potrzebuję światła na końcu tego ciemnego tunelu.

Idź do oryginalnego materiału