Jeszcze spała, gdy w ciszy sobotniego poranka rozległo się natarczywe pukanie do drzwi. Wzdrygnęła się i usiadła na łóżku. Kto mógł przyjść tak wcześnie? Nie spodziewała się nikogo.
Otworzyła drzwi i zamarła: na progu stały jej koleżanki z pracy – Krystyna, Aneta i Bogusława. W rękach Krystyny błyszczał termos, a Aneta trzymała pudełko z sernikiem.
– Co wy tu robicie?! – wykrztusiła. – Przecież dziś sobota!
– Właśnie dlatego tu jesteśmy – Krystyna weszła do mieszkania, jakby to było jej własne. – Gdzie twoja córka?
– Kinga jeszcze śpi… Ale o co chodzi?
– O nic. Pakuj ją i pakuj się sama. Jedziecie z nami na działkę nad jeziorem. Sprzeciwów nie przyjmujemy.
Stanęła jak wryta. Nie rozumiała, co się dzieje. Jak to – jechać? Teraz?
– Mówiłam w pracy, iż nie mogę…
– Wiemy dlaczego – Aneta położyła jej dłoń na ramieniu. – I wstyd nam, iż wcześniej tego nie zauważyłyśmy.
Zbladła.
– O czym wy mówicie?
– Wiemy wszystko, Ewa. Że po rozwodzie sama ciągniesz dziecko, iż twój ex nie płaci alimentów, iż ledwo wiążesz koniec z końcem, a i tak nikomu słowa nie pisnęłaś.
Milczała. W gardle poczuła ścisk.
– Nie… nie chciałam narzekać. Myślałam… iż dam radę…
– I dajesz – wtrąciła Bogusława. – Ale dawać radę to nie to samo, co wegetować. Jesteśmy przyjaciółkami, Ewo. A przyjaciele nie pozwalają, żeby ktoś tonął.
– Wszystko załatwiłyśmy – ciągnęła Krystyna. – Domek nad jeziorem – na nasz koszt. Jedzenie, paliwo, wypoczynek – nasze. Ty masz tylko przyjechać z Kingą.
Spuściła wzrok. Wstyd jej było przyjmować pomoc. Ale jeszcze większy wstyd – tonąć w milczeniu.
– Ale… choćby rzeczy nie mam…
– Masz nas – Krystyna poklepała ją po plecach. – Aneta przywiozła ubrania po swojej córce. Wszystko jak nowe. Akurat na szkolny start.
– Zebrałyśmy też przybory – do przedpokoju wszedł Tadeusz z siatką pełną zeszytów i flamastrów. – Wszystko, co potrzebne.
– Nie wiem… co powiedzieć…
– Nic nie musisz – Bogusława przytuliła ją mocno. – Uwierz tylko, iż zasługujesz nie tylko na trudności. Zasługujesz na odpoczynek, na troskę, na pomoc.
Dwie godziny później samochód z wesołą gromadką wyjeżdżał z miasta. Kinga wtuliła się w nią, ściskając nowy plecak. A Ewa patrzyła przez okno, trzymając w dłoniach ciepły termos. I po raz pierwszy od dawna poczuła w piersi ciepło.
Nie miała szczęścia w małżeństwie. Ale, jak się okazało, miała szalone szczęście do ludzi, którzy ją otaczali.