Tak to już było w losach zapisane
Wojciech, już nie pierwszej młodości mężczyzna, pochował żonę pięć lat temu. Chorowała ciężko, razem walczyli z tą straszną chorobą, ale niestety przegrali jego żona odeszła na tamten świat.
W wieku czterdziestu ośmiu lat został wdowcem. Przeżywał żałobę, przyzwyczajał się do samotności, a o ponownym małżeństwie choćby nie myślał. Choć krewni i znajomi powtarzali:
Jeszcze jesteś młody, znajdź kobietę i żyj szczęśliwie.
Takiej jak moja żona, nie znajdę. Wiadomo, są lepsze, są gorsze, ale takiej jak ona już nie ma odpowiadał wszystkim.
Młodszy brat Wojciecha, Filip, mieszkał w innej dzielnicy. Różnica wieku między nimi była spora prawie piętnaście lat. Tak się złożyło najpierw matka nie mogła zajść w ciążę, a gdy już straciła nadzieję, urodził się Filip. Bracia bardzo się kochali, Wojciech, jako starszy, pomagał matce w opiece, a mały Filip chodził za nim jak cień.
Rodzice zmarli, gdy młodszy syn miał dwadzieścia jeden lat. Starszy brat wspierał go, dopóki Filip się nie wyuczył i nie ożenił. Ale widocznie tak już miało być żona Wojciecha odeszła, a Filip rozwiódł się z żoną mniej więcej w tym samym czasie, gdy starszy brat został sam.
Każdego wieczoru Wojciech szedł na spacer przed snem do pobliskiego parku. Tak było od lat z żoną też często tam chodzili, gdy mieli wolny czas. Tego wieczoru również powoli szedł alejką w kierunku stawu, po którym pływały kaczki i choćby gęsi. Po drugiej stronie stawu, za parkiem, było osiedle domków jednorodzinnych stamtąd pewnie przychodziły te gęsi.
Wracając znad stawu, zauważył na ławce dziewczynę, która ocierała łzy dłońmi. Nie mógł przejść obojętnie.
Dziewczyno, dobry wieczór. Potrzebujesz pomocy? Coś się stało?
Podniosła oczy i spojrzała na niego smutnym wzrokiem:
Nikt mi nie pomoże, dziękuję Po prostu nie wiem, gdzie mam teraz iść
Wojciech usiadł obok.
Jak to nie wiesz? Musiałaś skądś przyjść. Jak masz na imię?
Wyrzuciła mnie matka. Teraz ma w mieszkaniu pełno swoich znajomych. Nie ma tam dla mnie miejsca, a ja się ich boję Jestem Kinga
Dobrze, Kinga, opowiedz mi wszystko po kolei, bo nic nie rozumiem. Zaraz będzie całkiem ciemno Masz zamiar tu siedzieć do nocy?
Kinga mieszkała z rodzicami w kawalerce, którą dostali po dziadku. Przyjechali ze wsi, gdzie wszystko się rozpadło i nie było pracy. Ojciec zmarł, gdy miała piętnaście lat. Z matką żyły jako tako, ale niedługo córka zaczęła zauważać, iż kobieta często wracała z pracy pod wpływem, czasem przynosiła butelkę wina. Nie krępowała się pić przy kolacji.
Mamo, po co ty pijesz? Rzuć to, nic dobrego z tego nie wyjdzie prosiła córka.
Co ty wiesz o życiu, Kinga? Twój ojciec zostawił mnie samą i co mam teraz robić? Naleję ci trochę, jak się napijesz, będzie lżej i weselej. Po prostu jeszcze nic nie rozumiesz. A ja może zalewam smutek mówiła matka, po czym zwalała się na kanapę i zasypiała.
Rankiem Kinga sama robiła sobie śniadanie i szła do szkoły medycznej po gimnazjum chciała gwałtownie zostać dorosła, pracować. Na matkę nie liczyła kobietę ciągle zwalniano z pracy.
Mamo, już zupełnie się stoczyłaś, choćby sprzątaczki cię nie chcą. Jak będziemy żyć?
A ty po co jesteś? niedługo pójdziesz do pracy i jakoś się utrzymamy mamrotała pijana.
Potem było jeszcze gorzej do mieszkania przychodzili znajomi matki, pili całymi nocami, zasypiali na podłodze, a Kinga chowała się za szafą, spała źle, bojąc się ich.
Po skończeniu szkoły od razu dostała pracę jako pielęgniarka w szpitalu. Lubiła nocne dyżury wtedy nie widziała, co dzieje się w domu. Już myślała o wynajęciu własnego mieszkania.
Tego wieczoru, gdy wróciła zmęczona po ciężkim dniu w pracy, zastała matkę w stanie nie do opisania. Mieszkanie, w którym kiedyś były szczęśliwe, było puste. Meble, choć stare, firanki, zasłony wszystko zniknęło. Matka spała na podłodze. Rzeczy Kingi też zniknęły wynieśli choćby szafę. Została tylko jej stara zimowa kurtka na wieszaku. Wyszła z płaczem i szła przed siebie, aż trafiła do parku, na tę ławkę.
Wojciech wysłuchał jej z bólem w sercu i, przechodząc na ty, postanowił ją pocieszyć.
Kinga, słuchaj, w życiu różnie bywa, ale zawsze trzeba mieć nadzieję mówił spokojnie. Ja też myślałem, iż to koniec, gdy pochowałem żonę. Dla mnie świat się zawalił. Była dla mnie wszystkim zawiesił głos, po czym dodał: Ale zrozumiałem, skoro tak los chciał, trzeba żyć dalej. Ty też się nie poddawaj, zawsze jest jakieś wyjście.
Jakie wyjście? spojrzała na niego Kinga. Nigdy nie zarobię na własne mieszkanie. Gdzie mam iść?
Słuchaj, mieszkam sam. Mam duże mieszkanie, a pomocy w domu brak. Radzę sobie, ale Może zostaniesz u mnie? Nie bój się, nie zrobię ci nic złego. Traktuję cię jak córkę. Będziesz miała spokój, ja z żoną nie mogliśmy mieć dzieci Możesz być jak moja córka.
Wojciech naprawdę był porządnym człowiekiem. Kinga często dziękowała losowi, iż spotkała go tamtego wieczoru. Stał się jej rodziną, drugim ojcem. Wzięła na siebie wszystkie domowe obowiązki czystość, domowe posiłki, gotowała znakomicie. Wieczorami rozmawiali, Wojciech miał dużo do opowiedzenia, a ona słuchała z zainteresowaniem, rozumiejąc, jak ważnym, wręcz bliskim człowiekiem się dla niej stał. Jego dobroć i uczciwość stopiły lód w sercach obojga samotnego mężczyzny i młodej dziewczyny.
Ale los postanowił inaczej ci dwoje zaczęli ciągnąć do siebie. Wojciech znów miał dla kogo żyć, kogo kochać. Z czasem coraz częściej łapał się na tym, iż patrzy na Kingę nie tylko ojcowskim wzrokiem. Jego uczucia przerosły zwykłą troskę.
Im więcej o niej myślę, tym silniejszy ogień płonie we mnie. To uczucie, które myślałem, iż dawno wygasło. Muszę