Przez to choćby żenić się nie chcę. Nie ufam kobietom! A ty nie waż przez głupotę rozbić rodziny, słyszysz?
Skończyłem już swoją jajecznicę i dopijałem kawę, gdy żona, zaczerwieniona, zmieszana i jakoś niepewnie, zapytała:
Masz inną kobietę?
Skąd ci to
Nie zniżaj się do kłamstw, Krzysiu. Po prostu chcę usłyszeć prawdę z twoich ust.
Teraz i ja pokryłem się plamami zdarza mi się to niezwykle rzadko, właśnie w takich chwilach, gdy nie mogę powiedzieć prawdy, ale nie chcę też kłamać.
Nie musisz nic mówić. Już zrozumiałam.
Jak oparzony wyskoczyłem na ulicę. Cały dzień nerwowy i wściekły na siebie: sytuacja wyrwała mnie z równowagi i zmusiła do podjęcia decyzji, na którą nie byłem gotowy. Kłamać żonie nie mogłem zbyt wiele dla mnie znaczyła.
Tak, miałem inną kobietę. Młodszą, piękną, olśniewającą pewnie byś się uśmiechnął zwariowałem, w głowie tylko testosteron, który wylewał się ze mnie każdym otworem?
A jednak nie zgadłeś! Nie młodsza i nie piękniejsza od żony. Koleżanka z klasy. Pierwsza, niespełniona miłość. Niewyrażony gestalt, jakby to powiedzieć. Spotkaliśmy się przypadkiem po latach.
Krzysiu, to ty? No, nie do poznania. Proszę, prawdziwy dżentelmen.
Zagapiłem się. Przede mną z ironicznym uśmiechem stała Kinga.
Stałem jak słup soli, czując się głupio. Objęła mnie wzrokiem od stóp do głów, ta moja dręczycielka (w szkole przezywała mnie na różne sposoby, a reszta klasy chętnie to podłapywała. Krzysiu to jedno z nich).
Chodź, usiądziemy gdzieś w kawiarni, pogadamy, mini-zjazd klasowy. Zaraz wyjdzie jeszcze jedna znajoma.
Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo ze sklepu (tam się spotkaliśmy) wyszła ona Zosia. Jasnowłosa, delikatna, subtelna. Gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się.
Krzysztof Kryński, to ty? zapytała melodyjnym, boleśnie znajomym głosem. Ile lat?
Uśmiechnąłem się tylko w odpowiedzi, miałem gulę w gardle od zaskoczenia.
Oczywiście, zaprosiłem je do kawiarni, świetnie się bawiliśmy, a następnego dnia, nie mogąc zapanować nad emocjami, spotkałem się z Zosią po pracy.
Nie była zaskoczona, przyjęła to jak coś oczywistego. Znowu siedzieliśmy w kawiarni, już tylko we dwoje, a potem trafiłem do niej i przepadłem!
Ten związek trwał już pół roku, a ja żyłem w dwóch wymiarach. W jednym rodzina: dzieci, Tomek i Hania, które uwielbiam, i żona, którą kocham i kochałem.
Tak, kochałem, miłość nie zniknęła, tylko przycichła i przybladła.
Drugi wymiar Zosia, wybuch emocji, szczęście posiadania, namiętność. Gdyby tylko można było, przeskakiwałbym z jednego świata do drugiego. Dlatego, gdy żona mnie przyłapała w najmniej odpowiednim momencie, nie byłem na to gotowy.
Jedyna myśl, jaka przyszła mi do głowy do końca dnia: potrzebuję przerwy. Prawdziwej, nie tylko dla jednej z nich. Muszę pomyśleć i podjąć ostateczną decyzję.
Już chciałem zadzwonić do żony, Ewy, ale ona mnie uprzedziła.
Krzysiu, zamieszkam z dziećmi u rodziców na jakiś czas. Muszę się zastanowić powiedziała. Tylko o jedno cię proszę bądź w kontakcie z Tomkiem i Hanią. Kochają cię, nie chcę ich smucić przed czasem.
Jeszcze bardziej zagubiony, wróciłem do domu. Gdy zakładałem, iż sam podejmę decyzję, nie pomyślałem, iż żona też ma prawo wyboru i niekoniecznie na moją korzyść. Cóż, ma do tego prawo.
Przez kilka dni myślałem o Zosi (to było świeże, jasne, ekscytujące) i o Ewie (żonie). Wspominałem tylko dobre chwile, nie chciałem stracić ani jednej, ani drugiej.
Nie wiem dlaczego, ale w pewnym momencie zapragnąłem zadzwonić do szkolnego kumpla, Grzesia. Przyjaźniliśmy się w szkole, razem służyliśmy w wojsku. Kiedyś, dawno temu, obaj byliśmy zakochani w Zosi bez wzajemności. Może dlatego właśnie do niego zadzwoniłem.
Umówiliśmy się na spotkanie. Zaprosiłem go do siebie na zewnątrz lało, nie chciało mi się iść do żadnej knajpy. Grześ nie był żonaty, mieszkał z rodzicami, a ja tymczasowo wolny, więc gdyby co, mógł u mnie przenocować.
Po pracy wstąpiłem do sklepu, kupiłem pierogi, kiełbasę i butelkę (co jeszcze facetom potrzeba?) i poszedłem do domu, czekać na kolegę.
Masz świetny dom! Bardzo przytulnie! Cieszę się za ciebie, stary! Kiedy ja doczekam się rodzinnego gniazdka? Twoja żona nie ma przypadkiem koleżanek? zaśmiał się Grześ, ściskając mi dłoń i rozglądając się.
Poszliśmy do kuchni. Wszystko już przygotowałem, talerze i widelce rozłożyłem, zostało tylko ugotować pierogi.
A gdzie twoja żona? zdziwił się Grześ. Chciałem jej powiedzieć, iż szacun, a ty sam, jak widzę? Dlaczego nie powiedziałeś? A ja tort i czekoladki kupiłem
Nie przejmuj się, zjemy. U rodziców są na trochę. No to, po pierwszej!
Wypiliśmy pierwszą. Potem jeszcze parę. I dopiero wtedy opowiedziałem Grzesiowi o Zosi, o moim burzliwym romansie i mojej sytuacji. Grześ długo milczał, co wcale nie było w jego stylu.
Czemu milczysz? Przecież też byłeś w niej zakochany. Albo i teraz jesteś?
Nie, co ty! Teraz? Na pewno nie zaśmiał się nienaturalnie. Słuchaj, powiem ci prawdę: nie warto! Wiem, co mówię.
A co ty wiesz? wkurzyłem się. Ona nas wtedy nie rozpieszczała uwagą, a i później też nie. jeżeli to jakieś plotki, to nie mam zamiaru ich słuchać!
Mieszkałem z nią pół roku, Krzysiu powiedział zmęczonym głosem Grześ. Była już wtedy po rozwodzie. A wiesz, kto był jej mężem? Kuba Nowak, pamiętasz go?
Nowak? Nie wiedziałem. Mówiła, iż jest rozwiedziona, ale nie powiedziała, z kim. Tak, tak, pamiętam, zwracała na niego uwagę. Chciałem się z nim choćby rozprawić.
To może opowiesz mi o