Przez osiem lat dbałem o niego. Nikt nigdy mi za to nie podziękował.

newskey24.com 9 godzin temu

Miałem w życiu osiem lat, kiedy opiekowałem się jego ojcem. Nikt nie podziękował mi za to.

Wszyscy doskonale wiedzą, jak trudne jest opiekowanie się chorym człowiekiem. choćby gdy to bliski krewny, ciężko jest mu zapewnić wsparcie, a ja przez osiem lat dbałem o ojca mojej synowej. W rzeczywistości był to zupełnie nieznajomy człowiek. I nie spotkało go żadne podziękowanie, dlatego przez cały czas noszę w sobie ten ciężki uraz.

Mam 72 lata. Historia, którą zamierzam opowiedzieć, wydarzyła się prawie piętnaście lat temu. Mój mąż nie żyje od dawna. Mam syna Piotra, synową Agnieszkę oraz wnuka Jasia. Ojciec Agnieszki, Stanisław Nowak, był bardzo miłym człowiekiem, pracował jako nauczyciel matematyki, ale nagle zachorował poważnie.

Traktowaliśmy go przez długi czas i wydawaliśmy sporo pieniędzy na jego leczenie setki tysięcy złotych. Również ja finansowo wspierałem rodzinę, jak tylko mogłem.

W końcu przywiązano go do łóżka, a nikt nie chciał się nim zająć. Mój syn miał dużo pracy i często wyjeżdżał w delegacje. Jasio był jeszcze studentem. Agnieszka pracowała na pełny etat. Miała starszą córkę, Katarzynę, ale ta mieszkała w Gdańsku i mogła jedynie dzwonić, wyrażając współczucie.

Agnieszka nie mogła wziąć zwolnienia lekarskiego szef groził jej zwolnieniem: Albo pracujesz normalnie, albo nie ma cię w firmie!. Oczywiście wybrała pracę, a opiekę nad ojcem przejęłam ja.

Na początku Agnieszka prosiła mnie, żebym przynajmniej raz dziennie przychodził, gotował i karmił go. Zgodziłem się. Nie przypuszczałem, iż będę to robił przez osiem lat.

Na początku bywałem tam dwa godziny, po czym wracałem do domu. Z czasem jednak Agnieszka przekazywała mi coraz więcej obowiązków. Zaczynałem spędzać przy nim cały dzień, wracałem do domu dopiero wieczorem, a rano szedłem pieszo do domu seniora.

Mój syn współczuł mi bardzo. Widząc, jak ciężko mi jest, namawiał mnie, żebym przestał się tym zajmować, ale nie mówił nic żonie, bo mieszkał w jej mieszkaniu.

Denerwowało mnie, gdy starsza siostra Agnieszki, Bogna, często dzwoniła i wydawała mi rozkazy: co mam zrobić, jak mam opiekować się jej ojcem. Wtedy Agnieszka zaczynała się na mnie gniewać, zwłaszcza gdy nie miałem czasu w jej żądania.

Mówiła nawet: Jak ci nie pasuje, weź syna i wyjedź! Sam sobie radzę! Znajdę nianię!. To słyszałem przez całe osiem lat. W końcu zmarł. Żadna z córek nie podziękowała mi za długie lata troski o ich ojca. Najstarsza dodała, iż nikt nie zmuszał mnie do opieki to ja ją dobrowolnie podjąłem.

Tak to jest: czynisz coś dobrego dla innych, a oni są tak bezwzględni, iż nie potrafią choćby podziękować.

Idź do oryginalnego materiału