Przez burze do serca

newsempire24.com 12 godzin temu

Droga do serca przez burze

Życie Anety rozwaliło się jak domek z kart. Rozwód z mężem wytrącił ją z równowagi, więc zebrała resztki dawnego życia i wróciła do rodzinnej wsi na krańcach Podlasia. Jedynym oparciem była babcia Halina Bronisławowa, która nosiła w sercu Anetę i jej synka Krzysia.

— Krzyś to żywy portret swojego ojca, Darka — mówiła Aneta z gorzkim uśmiechem, patrząc na chłopca. — Tylko on pozostał z tamtego małżeństwa, jak promyk słońca w ciemną noc.

— A nie mówiłam, żebyś się nie wiązała z tym wałkoniem? — mamrotała babcia, kręcąc głową. — Od razu było widać, iż wietrznik, a do tego butelka go ciągnie. Jak zacznie młody, to później tylko gorzej. A ty swoje: “Miłość, miłość!” — jakbyś rozumu nie miała.

— Co teraz wspominać, babciu? — westchnęła ciężko Aneta. — Będziesz mi to wypominać do końca życia? Przynajmniej Krzyś jest z nami, to najważniejsze.

— Nie martw się, moja droga — babcia przytuliła wnuczkę. — Ani słowa więcej. Spójrz na siebie: piękność nie byle jaka! Gdzie on znajdzie drugą taką, twój Darek? Głupi jak but.

— W szkole pół klasy za mną latało — Aneta niechętnie poprawiła włosy — ale teraz nie mam głowy do romansów. Nikomu nie ufam. Wszyscy na początku tacy słodcy, a potem… — machnęła ręką.

— Nie wszyscy tacy jak twój eks — zaprotestowała Halina Bronisławowa. — Weźmy na przykład Wojtka. Pamiętasz, jak za tobą szalał? Złoty chłopak: pracowity, zero złych nawyków. I do dziś kawaler. Ostatni z waszej klasy, co jeszcze wolny — babcia mrugnęła porozumiewawczo.

— Oj, babciu, nie zaczynaj — odparła Aneta. — Nie chcę o nikim myśleć. Trzeba Krzysia do szkoły przygotować, dom ogarnąć. Rodzice, jak wyjechali za mną do miasta, tak zostali przy fabryce. Teraz ja tu gospodarzę. I tobie trzeba pomagać…

— Pomagać to dobrze — kiwnęła głową babcia — ale się nie śpiesz. Najpierw sama się zadomów. A ja? Żyję, biegam, siedemdziesiątka to nie wyrok. Patrzeć na ciebie i Krzysia — to już szczęście. A twoi rodzice nie zawiodą, pomogą. Może na emeryturę tu wrócą. I będziemy żyć razem: wy w dużym domu, a ja w swojej chatce obok.

— Oj, babciu, ty nasza kwoka — Aneta mocno przytuliła Halinę i cmoknęła ją w policzek.

— A o Wojtku jednak pomyśl — babcia klepnęła wnuczkę lekko, jak za dawnych lat. — Tacy jak on nie leżą na chodniku.

Aneta osadzała się na wsi już trzeci miesiąc. Wojtek, miejscowy traktorzysta, nie spuszczał jej z oka. On, podobnie jak Halina Bronisławowa, uważał małżeństwo Anety za pomyłkę, z której wciąż nie mogła się otrząsnąć. Kiedy i jak się z babcią zmówili, to tylko Pan Bóg wiedział, ale ciągle spotykali się przy sklepie albo na poczcie. Babcia szeptem dzieliła się nowinami o Anecie i Krzysiu, narzekając, iż wnuczka wciąż sama.

Wojtek rumienił się, wzdychał, ale bał się kolejnej odmowy. Halina, widząc jego wahanie, dodawała otuchy:

— Ona się zmieniła, Wojtek. Dużo zrozumiała. Uroda to nie wszystko, z twarzy się nie napije. A ty do życia — akurat: solidny, gospodarny, opiekuńczy…

— I nie Apollo — zaśmiał się Wojtek, ale zaraz spoważniał. — Wciąż ją kocham, Halino Bronisławowo. Całe te lata tylko o niej myślałem.

Babcia uroniła łzę i obiecała pomóc, gdzie się da.

— Tylko nie naciskaj, kochanie. Daj jej czas. Jeszcze nie doszła do siebie po rozwodzie, półtora roku to mało — pouczała.

— A jak ktoś inny ją zabierze? — zaniepokoił się Wojtek. — Już raz ją straciłem. Więcej nie chcę. Zrobię wszystko, żeby była moja.

— To słuchaj mnie — uśmiechnęła się babcia chytrze. — Pomagaj, ale bez nachalności. Uczuć nie okazuj, trzymaj się z boku. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.

— No, psycholog z ciebie, Halino Bronisławowo! — roześmiał się Wojtek. — Na pewno zadziała?

— Jak nic! — zapewniła babcia. — A ja słówko za ciebie wtrącę. Ale uważaj: jak jej zawiedziesz, to mnie serce pęknie.

Wojtek skinął głową, a w sercu zrobiło mu się ciepło, jakby już dostał błogosławieństwo i zgodę Anety.

Wiosna rozkwitała na dobre. W ogrodach czerniały świeżo przekopane grządki, po których dumnie przechadzały się gawrony. Pewnego ranka Aneta usłyszała warkot traktora pod domem. Wybiegła na podwórko w kapciach, narzucając tylko starą kurtkę, i aż klasnęła w dłonie:

— Wojtek, co to ma znaczyć? Dla kogo to? — wlepiła wzrok w przyczepę pełną torfu.

— Dla ciebie, a dla kogo! — burknął Wojtek, zeskakując z traktora. — Babcia zamówiła. KazAneta westchnęła, patrząc na niego z rozbawieniem, i pomyślała, iż może jednak warto dać szansę tym starym, prostym sposobom na zdobycie serca.

Idź do oryginalnego materiału