Nazywam się Anna Kowalska. Mam 29 lat i właśnie zaczynam pracę jako sprzątaczka w rezydencji rodziny Nowaków w Warszawie. Jestem wdową mój mąż zginął w zawaleniu budynku, a jedynym, co mi pozostało, jest mój czteroletni syn, Michał.
Proszę panią Jadwigę Nowak o zatrudnienie. Patrzy na mnie surowo i mówi:
Możesz zacząć jutro, ale dziecko musi stać w tylnej części domu.
Skinęłam głową nie mam wyboru. Mieszkamy w małym pokoju pod przeciekającym dachem, na jednym materacu. Codziennie myję marmurowe podłogi, poleruję toalety i sprzątam po trójce rozpieszczonych dzieci pani Jadwigi. Nikt nie patrzy mi w oczy, oprócz mojego syna, który codziennie mówi:
Mamo, zbuduję ci dom większy niż ten.
Uczę go liczyć kredą na starych kafelkach, a on czyta zużyte gazety jak podręczniki. Gdy ma siedem lat, błagam panią Jadwigę:
Proszę, niech Michał chodzi do szkoły z pani dziećmi. Pracuję więcej, wypłacę z pensji.
Odzywa się śmiechem:
Moje dzieci nie mieszają się z dziećmi służby.
Zapisuję więc Michała do publicznej szkoły w naszej gminie. Codziennie pokonuje dwie godziny pieszo, czasem boso, i nigdyk nigdy nie narzeka. W wieku czternastu lat wygrywa konkursy w całym województwie. Zauważa go sędzia z Niemiec, która pomaga nam uzyskać stypendium do Freiburga, gdzie Michał dostaje się do prestiżowego programu naukowego.
Kiedy mówię o tym pani Jadwidze, blaknie jej twarz:
Ten chłopiec to twój syn?
Tak. Ten sam, którego pielęgnowałam, sprzątając twoje łazienki.
Lata później pan Nowak cierpi na zawał, a jego córka potrzebuje przeszczepu nerki. Fortunę rodziny tracą w kilka miesięcy. Lekarze twierdzą, iż potrzebni są specjaliści zza granicy. Wtedy przychodzi wiadomość z Freiburga:
Nazywam się dr Michał Kowalski. Jestem transplantologiem i znam rodzinę Nowaków.
Przybywa z prywatnym zespołem medycznym, wysoki, pewny siebie, elegancki. Na początku nie rozpoznaje go niktóre oczy. Spojrzał na panią Jadwigę:
Kiedyś powiedziałaś, iż twoje dzieci nie mieszają się z dziećmi służących. Dziś życie twojej córki spoczywa w rękach jednego z nich.
Operacja się udaje. Nie pobiera żadnych pieniędzy, zostawia jedynie kartkę:
Ten dom widział we mnie cień. Dziś chodzę z podniesioną głową nie z dumy, ale dla każdej matki, która sprząta łazienki, by jej dziecko mogło wznieść się wyżej.
Po wszystkim dr Kowalski buduje mi dom, zabiera mnie nad Bałtyk i spełnia dawno skrywane marzenia. Teraz siedzę na ganku, obserwuję dzieci zmierzające do szkoły, a gdy w telewizji słyszę: Dr Michał Kowalski!, uśmiecham się.
Kiedyś byłam tylko sprzątaczką. Dziś jestem matką człowieka, bez którego nie potrafią żyć.