Przeszłość nie odpuści, dopóki jej nie naprawisz…
W kawiarni tłok. Kuba zarezerwował stolik wcześniej, by świętować urodziny, bo inaczej by się nie udało. Przyszli, gdy jeszcze świeciło słońce, a teraz za oknami panowała ciemność. Klimatyzatory pracowały na pełnych obrotach, w tle grała muzyka. Wzdłuż okien migotały niebieskawe lampki choinkowe, nadając sali świąteczny klimat. Brakowało tylko samej choinki.
— Kubo, chodź, zatańczmy — szepnęła żona Kasi, kładąc głowę na ramieniu solenizanta. Przy barze już tańczyły dwie pary.
— Zaproś Adama, ja sobie posiedzę — Kuba mrugnął do przyjaciela.
— Chcę z tobą. Tylko raz — nalegała Kasia.
— Naprawdę, idźcie, nie patrzcie na mnie. Ja już wychodzę. Mama zasypuje mnie SMS-ami. Nie będę wystawiał jej cierpliwości na próbę. Kubo, jeszcze raz, wszystkiego najlepszego — Adam wstał, uścisnął dłoń przyjaciela i skierował się ku wyjściu.
— A my jeszcze posiedzimy, tak? Tu tak przyjemnie — usłyszał za sobą głos Kasi.
Po klimatyzowanej sali ulica przywitała go wilgotnym upałem, mimo późnej godziny. Wypił niewiele, a jednak w głowie miał mgłę, nogi jak z waty. Pewnie przez ten skwar. W kieszeni zadzwonił telefon. Adam wyciągnął go z wysiłkiem.
— Adaś, gdzie jesteś? Kiedy wrócisz? Martwię się — w głosie matki słychać było niepokój.
— Mamo, już idę, nie martw się.
— Jak się nie martwić? Już prawie jedenasta — w jej głosie zadrżała nuta wyrzutu.
— Mamo, zaraz będę… — Rozłączył się.
Przyśpieszył kroku, starając się oddychać głęboko, by szybciej wytrzeźwieć.
W sercu zawrzała irytacja. Ma dwadzieścia cztery lata, dorosły facet, a matka dzwoni, gdy tylko się spóźni, jakby wciąż był małym chłopcem. Jak tu poznawać dziewczyny? „Przepraszam, kochanie, mama kazała mi wrócić wcześniej?”. W duchu złościł się na nią, ale rozumiał jej obawy i nie okazywał tego głośno. Nie był maminsynkiem, po prostu wiedział, dlaczego tak się o niego martwi.
Trzynaście lat temu zginęła jego siostra Justyna. Następnego dnia po pogrzebie ojciec umarł na zawał, nie wytrzymał straty ukochanej córki. A on, Adam, był winien śmierci zarówno siostry, jak i ojca. Tak przynajmniej myślał. Żadne słowa pocieszenia nie pomagały mu uwolnić się od tego poczucia winy.
— Miałeś jedenaście lat. Co mogłeś zrobić przeciw trzem dorosłym chłopakom? I tak było już za późno. Nie stchórzyłeś, tylko pobiegłeś po pomoc — mówił mu przyjaciel Kuba.
Może i tak, ale Adam nie przestawał się obwiniać. To utrudniało mu budowanie relacji z dziewczynami. Czuł, iż one też wiedzą o jego tchórzostwie. choćby Kasia. Poznał ją pierwszy, chodzili kilka razy do kina, choćby się całowali — w ciemnej sali to ona pierwsza wzięła go za rękę. Ale potem przedstawił ją Kubie.
— Kasia i Kuba — to przeznaczenie — zaśmiał się tamten.
I niedługo Kasia wyznała, iż zakochała się w Kubie i wybiera jego. Co miał zrobić? Przemocą serca nie zdobędziesz. Pół roku temu wzięli ślub, a Adam był ich świadkiem. Żałował tylko odrobinę. Kasia w białej sukni wyglądała przepięknie.
— Kiedy ty przyprowadzisz narzeczoną? — pytała matka.
— Jak znajdę taką jak ty, od razu się ożenię — żartował Adam.
I nie kłamał. Matka była smukła i piękna, choćby w swoich pięćdziesięciu dwóch latach, choćby po podwójnej stracie i posiwieniu. Justyna była do niej podobna. Taka sama szczupła jak brzoza, o regularnych rysach, śniadej cerze i szarych oczach. Adam lubił patrzeć, jak czesze długie włosy. W domu zwykle wiązała je w kucyk lub spinała na karku spinką. Gdy wychodziła, ściągała gumkę i potrząsała głową. Lśniące, jasne włosy rozsypywały się po plecach jak wodospad. Z wiekiem pewnie stałaby się jeszcze bardziej podobna do matki.
Mieli zgodną rodzinę. Ojciec kochał matkę, był dumny z córki, cieszył się synem. Justyna kończyła szkołę, zdążyła choćby zdać jeden egzamin maturalny. Chciała iść na pedagogikę, ale życie brutalnie przerwało jej plany w taki sam letni wieczór. Na zawsze pozostała siedemnastoletnia.
Puste, ciemne ulice przywoływały wspomnienia, które chciałby wymazać. Ale poczucie winy nie odpuszczało, prześladowało go, gryzło. Nie było dnia, by Adam nie myślał o siostrze, nie wspominał, nie obwiniał się za tchórzostwo.
Skromna, drobna, domowa Justyna żartowała z niego, nazywając go maluchem. Adaś chełpił się przed kolegami, iż ma taką piękną siostrę, jakby to była jego zasługa. Stars”Nocą, gdy mgła spowiła miasto, Adam po raz pierwszy od lat uśmiechnął się we śnie, a w szumie wiatru między gałęziami usłyszał cichy śpiew Justyny — jak gdyby sama przeszłość w końcu odpuściła.”