Przesyłka, która zakończyła małżeństwo: Historia z wieńcem w tle

newsempire24.com 19 godzin temu

W ciche popołudnie, gdy w kuchni unosił się zapach schabowych, rozległo się pukanie do drzwi. Zuzanna, nie zdążywszy choćby zdjąć fartucha, otworzyła i ujrzała młodego kuriera.

“Dzień dobry! Paczka dla pani,” oznajmił radośnie.

“Jaką paczkę? Nic nie zamawiałam,” zdziwiła się.

“Mieszkanie dziesiąte?” upewnił się.

“Tak.”

“W takim razie wszystko się zgadza.”

Kobieta z wahaniem podpisała dokument i odebrała duże pudełko. Gdy je otworzyła, krew ścięła się jej w żyłach. W środku leżał prawdziwy wieniec pogrzebowy, z czarną wstęgą, na której widniało jej imię.

Nadawca nie był podany. Tylko jedno krótkie przesłanie: “Spoczywaj w pokoju, Zuzanno.”

“Mój Boże, ileż nienawiści trzeba mieć w sercu, by przysłać komuś wieniec do domu!” szepnęła później drżącym głosem.

Mąż, Krzysztof, zbagatelizował sprawę:

“Skąd pewność, iż to mama? Przecież cię kocha!”

“Kocha? Nigdy choćby nie wypowiedziała mojego imienia!” przypomniała mu z goryczą.

I rzeczywiście, przyszła teściowa od początku nie znosiła Zuzanny. Miała za złe wszystko: niski wzrost, pracę na recepcji, skromne sukienki. Kobieta starała się – szyła ubrania, była uprzejma – ale w odpowiedzi słyszała tylko szyderstwa i cierpkie uwagi.

“Spójrz tylko na tę nieporadną istotę,” szeptała Zofia Janowa do syna. “Nawet dwóch zdań nie umie złożyć!”

A on milczał, udając, iż wszystko jest w porządku. ale właśnie to milczenie było przyzwoleniem. Matka pozwalała sobie na coraz więcej – mimo iż mieszkali w mieszkaniu Zuzanny.

Gdy kobieta zaproponowała wynajem i znalezienie lokum dla teściowej, ta odrzuciła wszystkie propozycje. Krzykiem, pretensjami, histerią. A Krzysztof pił herbatę w milczeniu.

Gdy wieniec nie poskutkował, przyszła kolej na następny krok. Pewnego dnia mąż znalazł w schowku męskie bokserki.

“Możesz mi to wytłumaczyć?” syknął, potrząsając znaleziskiem.

“A tobie samemu nic nie wydaje się dziwne? Jak niby miałabym tam sięgnąć? choćby ze stołka tam nie dosięgnę!”

Klucze od mieszkania miała teściowa. Wszystko stało się jasne. ale Krzysztof znów milczał.

Następnym “prezentem” był kosz jagód. Teściowa wręczyła go ze słowami:

“Witaminki! Dla synowej!”

Następnego ranka Zuzanna odkryła w koszu… żywego, ale przemrożonego jeża. Na szczęście w obecności męża. Ten oczywiście nie uwierzył w intencję: “Sam się wpełzł, zdarza się.”

Później znalazła pod łóżkiem lalkę z wbitymi igłami. Sytuacja przypominała już tani thriller. A jednak znosiła to. Bo kochała. Bo wierzyła, iż mężczyzna za jej plecami to obrona, a nie tylko syn swojej matki.

Kres nastąpił przypadkiem. Zuzanna wróciła wcześniej z pracy i zastała męża z inną. We własnym mieszkaniu.

Wyrzuciła go. Szybko. Bezceremonialnie. W samych skarpetkach, jak to się mówi.

Próbował się tłumaczyć:

“Ona sama przyszła! Nie planowałem tego!”

Lecz Zuzanna już nie wierzyła. Zwłaszcza gdy “gość” okazał się siostrzeńcem przyjaciółki teściowej. Wszystko stało się zbyt oczywiste.

Trzy lata znosiła. Ktoś inny nie wytrzymałby choćby trzech miesięcy. ale ona miała nadzieję.

A Krzysztof? Wrócił do matki. Gdzie indziej?

Lecz i tam czekała go niespodzianka. Matka miała romans. Ostatnia miłość, jak się okazało, bywa gwałtowniejsza od pierwszej. I to nie u niej, a w kawalerce adoratora. Zofia Janowa – bezdomna, ale zakochana.

Ironia losu?

Morał? Uważajcie, czego pragniecie. Czasem marzenia się spełniają. Tylko nie tak, jak się spodziewaliście.

Idź do oryginalnego materiału