– Co ty wygadujesz, Danuto! – krzyknął Wojciech, wymachując rękami. – Gdzie ja podzieję swój warsztat? Narzędzia? Tam mam połowę życia!
– A gdzie ja podzieję swoją pracę? – odparła równie głośno Danuta, stojąc wśród pokoju zawalonego kartonami. – Dwadzieścia lat w tej samej firmie! Znają mnie tam, doceniają!
– To znajdziesz inną! W Krakowie klimat lepszy, ludzie milsi, wszystko tańsze!
– Tak, w pięćdziesięciu latach znajdę! – Danuta zaśmiała się gorzko. – Zupełnie ci odbiło, Wojtku!
Ich syn Krzysztof siedział na kanapie i cicho obserwował rodzicielską kłótnię. Miał trzydzieści dwa lata, ale w takich chwilach czuł się jak dziecko, które musi wybierać między matką a ojcem.
– Krzysiu – zwróciła się do niego Danuta – wytłumacz ojcu, iż normalni ludzie w naszym wieku nigdzie nie ruszają!
– Mamo, nie wciągaj mnie w to – powiedział zmęczonym głosem Krzysztof. – To wasza sprawa.
– Jaka nasza! – wybuchnął Wojciech. – Rodzina powinna decydować razem! A ty, Danuśka, uparłaś się jak koza! W niczym nie chcesz ustąpić!
Danuta usiadła na skraju kanapy i zakryła twarz dłońmi. Miała pięćdziesiąt cztery lata, a w ciągu ostatniego miesiąca postarzała się o pięć. Wszystko zaczęło się od dnia, gdy Wojciech wrócił do domu z błyszczącymi oczami i oznajmił, iż jego kuzyn proponuje im przeprowadzkę do Krakowa.
– Wyobraź sobie, Danuś – mówił wtedy, chodząc po kuchni – Marek kupił tam duży dom. Mówi, iż jest miejsce, możemy u niego pomieszkać, aż znajdziemy coś swojego. A jaki tam klimat! Blisko do gór! Wszystko tańsze!
Danuta tylko kiwała głową, myśląc, iż to kolejna fantazja męża. Wojciech często wpadał na różne pomysły – to chciał zostać pszczelarzem, to kupić domek na wsi. Ale po tygodniu ochłaniał i zapominał.
Tym razem jednak było inaczej.
– Danuś, już kupiłem bilety – powiedział Wojciech, wchodząc do kuchni. – Jedziemy obejrzeć pojutrze.
– Jakie bilety? Gdzie oglądać? – nie zrozumiała Danuta, mieszając zupę.
– Do Krakowa! Do Marka! Znalazł nam dom obok swojego. Mówi, iż właściciele sprzedają tanio.
Danuta wyłączyła gaz i odwróciła się do męża.
– Wojtku, o czym ty mówisz? Jaki dom? Jaki Kraków?
– No jak to jaki! – zdziwił się. – Przecież rozmawialiśmy! Sama mówiłaś, iż fajnie byłoby coś zmienić!
– Kiedy ja tak mówiłam?
– Pamiętasz, miesiąc temu narzekałaś, iż w pracy nowy szef, młodzi wchodzą, starych nie szanują. Więc okazja się trafia!
Danuta usiadła na krześle. Kręciło jej się w głowie.
– Wojtku, pomyśl rozsądnie! Mamy po pięćdziesiątce! Całe życie mamy tutaj! Mieszkanie, praca, znajomi! Chcesz to wszystko rzucić dla jakichś przygód?
– To nie przygody – uparł się Wojciech. – To nowe możliwości. Marek mówi, iż można się tam dobrze urządzić. Sam tylko zyskał na przeprowadzce.
– A co mówi jego żona?
– Ewa? Jest zadowolona. Mówi, iż to najlepsza decyzja w życiu.
Danuta pokręciła głową. Ewa była o dziesięć lat młodsza i nie pracowała. Łatwo jej było się przenieść.
– Wojtku, ja nigdzie nie jadę. choćby oglądać nie będę.
– Dlaczego musisz być taka uparta?! – wybuchnął mąż. – Chociaż zobacz, potem zdecyduj!
– Nie chcę oglądać. Nie chcę się przeprowadzać. I koniec.
Ale Wojciech nie ustępował. Codziennie przynosił nowe argumenty. Mówił o klimacie, cenach, o tym, jak tam dobrze żyje się emerytom.
– Danuś, zrozum – tłumaczył przy herbacie – będziemy się tam mieć jak pączki w maśle! Marek kupił dużą działkę, może nam sprzeda kawałek. Będziemy mieli ogródek, może kurczaki, a choćby kozę…
– Jaką kozę, Wojtku? – spytała zmęczona Danuta. – Ty umiesz doić krowę? Ja karmić kury?
– Nauczymy się! Ludzie jakoś żyją!
– Niech żyją. Ja nie chcę się uczyć karmić kur w pięćdziesięciu czterech latach.
Wojciech jednak nie rezygnował. Pojechał sam do Krakowa, przywiózł zdjęcia, filmy. Pokazywał Danucie piękne kamienice, rynek, tanie owoce na straganach.
– Patrz, jaka uroda! – zachwycał się. – A jakie powietrze! Jacy ludzie życzliwi!
Danuta patrzyła na zdjęcia i myślała o swojej pracy. O koleżankach, z którymi przepracowała tyle lat. O przyjaciółkach, z którymi widywała się co weekend. O swoim znanym rytmie życia.
– Tu mi dobrze – mówiła. – Po co coś zmieniać?
– Bo tam będzie jeszcze lepiej! – przekonywał.
– A jeżeli nie będzie? jeżeli się nie przyzwyczaimy? Co wtedy?
– Przyzwyczaimy się! Na pewno!
Stopniowo rozmowy zamieniały się w kłótnie. Wojciech stawał się coraz bardziej natarczywy, Danuta – coraz bardziej uparta.
– W ogóle mnie nie słuchasz! – krzyczała. – Nie obchodzi cię, co myślę!
– Słucham cię! – odpowiadał. – Tylko myślisz jakoś… nierozsądnie!
– Nierozsądnie? A rozsądnie to jak?
– Rozsądnie to myśleć o przyszłości! O tym, co dla nas lepsze! A nie kurczowo trzymać się przeszłości!
– To nie przeszłość, to nasze życie!
W końcu Wojciech zaczął działać bez zgody żony. Wystawił mieszkanie na sprzedaż i zaczął zbierać dokumenty.
– Co ty robisz? – przeraziła się Danuta, widząc ogłoszenie w internecie.
– To, co dawno trzeba było zrobić – spokojnie odpowiedział. – jeżeli ty nie chcesz podejmować rozsądnych decyzji, ja je podejmę sam.
– Bez mojej zgody? Mieszkanie jest na nas dwoje!
– Zgodę dostanę. Wcześniej czy później.
– Nigdy! – oświadczyła Danuta. – Żadnych dokumentów nie podpiszę!
– Zobaczymy.
Danuta jednak się nie ugięła. Nie dość, iż nie podpisywała papierów, to jeszcze zabroniła Wojciechowi pokazywać mieszkanie potencjalnym kupcom.
– To też moje mieszkanie! – mówiła. – Dopóki żyję, nikt go nie sprzeda!
Wojciech wpadł w furię.
– Ty się nW końcu Danuta została sama w dużym mieszkaniu, gdzie każdy kąt przypominał jej, iż czasem upór potrafi zniszczyć choćby to, co najcenniejsze.