Przepraszam, iż tak długo…
Szymon od dawna nie był w domu. Pierwsze dwa lata studiów w innym mieście jeszcze przyjeżdżał na wakacje. Matka, oczywiście, karmiła go na zabój, gotując wszystkie jego ulubione dania. Najedzony, po trzech, czterech dniach Szymon zaczynał się nudzić. Przyjaciele wszyscy się rozjechali, nic się nie działo.
Małe miasteczko, znajome każde drzewo, w kilka godzin można było obejść je wzdłuż i wszerz. Wyspany i znudzony po tygodniu, zaczynał myśleć o powrocie.
Matka błagała, by został jeszcze tydzień, ale Szymon wymyślał nieistniejące sprawy i z lekkim sercem wyjeżdza. Wielkie, gwarne miasto go przyciągało. Tam nikt nie umierał z nudów, tam było wesoło. Znalazł już nowych znajomych. A co tu robić? Nuda aż bolała w zębach.
Na trzecim roku zaczął pracować w barze szybkiej obsługi. Pracował wieczorami, aż do zamknięcia, gdy było najwięcej młodzieży. Takie życie mu odpowiadało. No i pieniądze – ze stypendium się nie utrzyma. Dumny, odmówił pomocy matki. Mama dzwoniła, prosiła, by chociaż na święta przyjechał. Obiecał, choć wiedział, iż w barze zaczyna się wtedy największy ruch.
Minęły święta, zaczęły się zajęcia. Powrót do domu Szymon odłożył na letnie wakacje. Ale gdy nadeszło lato, przeszedł na pełny etat. Życie w dużym mieście płynęło szybko, czas uciekał. Nagle miał już dyplom w ręku. Świętowali z całym rokiem kilka dni – kto wie, kiedy znów się spotkają?
A potem kolega zaproponował wyjazd do pracy w Grecji.
– Jedź ze mną. Idealnie się nadajesz. Tylko decyzja od razu. Trzeba zdążyć z dokumentami. Gość, z którym miałem jechać, wycofał się. Dziewczyna zaszła w ciążę, postanowił się ożenić. Więc decyduj się, nie pożałujesz. Kontrakt na rok. Angielski znasz w miarę, greckiego poduczysz.
Póki młodzi, świat zobaczą. Bo potem praca, żona, dzieci, wyjazdy za granicę raz na trzy lata na tydzień. “Tańcz, pókiś młody, chłopcze”, – zafałszował kolega.
Szymon się zgodził. Zaczęły się nerwowe dni biegania po lekarzach za zaświadczeniami, załatwiania dokumentów. Tuż przed wyjazdem zadzwonił do matki. Winiato obiecał, iż wróci za rok i na pewno przyjedzie.
– Jak to, synku? Na cały rok wyjeżdżasz?! Chociaż na tydzień byś przyjechał. Już zapominam, jak wyglądasz – prosiła mama.
– Przepraszam. Jutro lecę, bilety już mam. Nie mogę zostawić firmy i kolegi w potrzasku. No już, mamo, kocham, będę dzwonił…
W Grecji mieszkali w hotelu pracowniczym, jedli tam. Kto chciał, wynajmował mieszkanie. Pieniędzy nie wydawali, oszczędzali. Robili tam wszystko, co się dało. Żadnego luzu – za najmniejsze przewinienie kara. Ale Szymonowi się podobało.
Wrócił dopiero po trzech latach. Od razu wziął kredyt na mieszkanie, znalazł pracę. Do matki dzwonił, ale w biegu. Obiecał przyjechać, tylko się zorientuje w nowej pracy. Ale jedne sprawy zastępowały drugie.
W weekend z kumplem poszli się rozerwać do klubu. Pili, tańczyli, bawili się. Obudził się w łóżku z dziewczyną. Ładna, czy nie – trudno było ocenić. Na twarz spadła jej gruba, ciemna kędzior. Nie odgarnął, by nie budzić. Szymon nie pamiętał ani jej imienia, ani tego, jak w ogóle się u niego znalazła.
Ostrożnie wysunął się spod kołdry i poszedł do kuchni. Wypił wodę z kranu, potem wziął prysznic. Długo stał pod mocnym strumieniem, zastanawiając się, jak delikatnie wyprosić dziewczynę.
Ale gdy wyszedł z łazienki, roznosząc wokół zapach żelu pod prysznic, już prawie trzeźwy, dziewczyna gospodarowała w kuchni. Na szczęście okazała się ładna. Miała na sobie tylko jego koszulę – na gołe ciało – odsłaniając zgrabne nogi. Wyglądała tak oszałamiająco, iż Szymon zapomniał o wyrzuceniu jej. W kuchni unosił się aromat kawy, na stole leżały cienkie plasterki sera.
– Przepraszam, ale w lodówce nie znalazłam nic więcej – uśmiechnęła się.
Po kawie wrócili do łóżka…
Dziewczynę nazywała się Maja. Szymon wątpił, czy to jej prawdziwe imię, ale nie pytał. Co za różnica? Ważne, iż była bezpośrednia i bez zahamowań. Maja została u niego miesiąc.
Podobała mu się, przyciągała go fizycznie. Czego więcej może chcieć młody facet? Było z nią łatwo i wesoło. Gotować nie lubiła i nie umiała. Jedzenie zamawiali na wynos lub chodzili do knajp.
Przez ten miesiąc Szymon ani razu nie wyspał się porządnie. Maja nie pracowała. Mówiła, iż szuka siebie. On wychodził do pracy, ona jeszcze spała. A wieczorem ciągnęła go znowu do klubu, gdzie pili i imprezowali do rana.
Zebrało się zmęczenie, rozdrażnienie. Szymon zdawał sobie sprawę, iż takie życie mu nie służy. Szef patrzył na niego coraz bardziej podejrzliwie. I wcale się nie łudził co do Mai – żyła na koszt facetów, gotowych wydawać pieniądze za jej urodę. Czas było kończyć z hulaszczym życiem, zanim straci pracę. A zmierzało ku temu. Pieniądze topniały w zastraszającym tempie. Ale nie wyrzuci jej przecież na bruk.
Szymon nie wymyślił nic lepszego, niż uciec na weekend do rodzinnego miasta – odpocząć, przemyśleć sprawę, licząc, iż Maja sama zrozumie i się wyniesie. Kupił mamie prezenty, a z dworca zadzwonił do Mai, iż wyjechał do domu, nie wie, kiedy wróci.
– A co ze mną? – przeciągnęła obrażonym tonem Maja.
Szymon wyobraził ją sobie, jak siedzi w efektownej pozie na kanapie, wyciągając długie nogi, w krótkim szlafroczku, z telefonem w ręce. Ale ten obraz już go nie poruszył, jak kiedyś.
– Rób, co chcesz – powiedział i rozłączył się.
Całą drogę myślał, jak przyjedzie do domu, nacisnie dzwonek, usłyszy zza drzwi cichy sygnał, potem kroki. Matka otworzy i aż krzyknie z radości, rozkłada ręce, by go przytulić…
Było mu trochSzymon uśmiechnął się, patrząc na rodzinne zdjęcie w portfelu, i już wiedział, iż tym razem nie zawiedzie.