Przepis na zbiorówkę

wildmen.pl 13 godzin temu

Wszyscy wiemy, jak zorganizować polowanie zbiorowe, ale niekiedy nam nie wychodzi, dlatego zaprezentuję wszystkie elementy udanej zbiorówki.

Reklama


Skoro każdy wie, jak zorganizować polowanie zbiorowe, to dlaczego tak wielu z nas to nie wychodzi? Przygotowanie zbiorówki jest trudną sztuką. Dziś opiszę wszystkie organizacyjne sekrety udanego polowania.

Reklama

Dla mnie sezon polowań zbiorowych zaczyna się 3 listopada. Choć kalendarz zezwala na zbiorówki już od października. Wiele kół w tym czasie poluje, często na kukurydzach, ale dla mnie sezon zaczyna się w listopadzie. Od lat, bo tak uczył ojciec, bez względu czy to weekend czy środek tygodnia 3 listopada ruszam w knieję nucąc pod nosem parafrazę legionowej piosenki: – raduje się serce, raduje się dusza kiedy to myśliwy na Huberta rusza”

A potem jest weekend za weekendem. Jedno polowanie, drugie, dziesiąte. Dzięki kolegom mam okazję zwiedzać łowiecka Polskę, cieszyć się ze wspólnych spotkań i obserwować jak to robią inni.

Reklama

Po latach, po setkach zbiorówek mam już swoje przemyślenia co należy robić, by polowanie pędzone było udane. Organizacyjnie. Bo czy jest udane tak w ogóle, to zależy od jego uczestników, ich nastawienia, postawy. jeżeli przyjechali tylko na strzelanie, jeżeli liczy się dla nich tylko rozkład, jeżeli panuje atmosfera rywalizacji i wzajemnej niechęci, to choćby najlepiej zorganizowane polowanie udane nie będzie. Na szczęście taka sytuacja zdarza się bardzo rzadko.

Jeśli jednak przyjeżdżamy, bo chcemy przeżyć spotkanie z przyrodą i kolegami, jeżeli liczy się nie ilość zwierza na pokocie, a koleżeńskie spotkanie, to choćby organizacyjne potknięcia nie zabijają pięknych przeżyć…

Reklama

Tym bardziej, iż jak mówi stare wojskowe powiedzenie – o ile coś może pójść nie, tak to na pewno tak pójdzie!

Najlepsze polowanie Hubertowskie

Pamiętam kiedyś „Żurawiu” Brójce na Hubertowskim po pierwszym miocie coś poszło nie tak. Czy ktoś się zgubił, czy transport się zepsuł – nie pamiętam. Połowa grupy gdzieś zaginęła a my, druga połowa, siedliśmy na jakiejś polanie. Kto miał stołek to siedział na nim, kto nie, to siedział pod drzewem. Wiedząc, iż koledzy prowadzący maja kłopot. Nikt nie narzekał tylko gadaliśmy, wspominaliśmy, przerzucaliśmy się żartami…

Reklama

Bite pięć godzin, póki wreszcie po nas nie przyjechali. I nikt się nie denerwował, nikt nie rzucał ciężkim słowem. Oczywiście z dalszych pędzeń wyszły, nici ale jak mawiał Wołodyjowski do Basieńki: – „nic to”. Do dziś wspominamy tamtego Hubertusa jako jednego z najbardziej udanych…

O wszystkim decydują ludzie i ich nastawienie. No chyba, iż prowadzący kompletnie dają ciała i okazują się kompletnymi nogami organizacyjnymi. Wtedy – jak mawia Krzysiek Gadkowski- „bójka wisi w powietrzu”

Bezpieczeństwo to kwestia najważniejsza

Co więc zrobić by organizacyjnie wszystko się spięło?

Planować, planować i jeszcze raz planować! I zacząć przygotowania, co najmniej dwa tygodnie wcześniej. Planować na piśmie. Notowanie rzeczy do załatwienia to podstawa. Można robić to na kartce, w komputerze, w telefonie, ale nie ufajmy pamięci. Ulotna jest choćby w wieku 30 lat.

Autorzy artykułów poświęconych zbiorówkom koncentrują się na bezpieczeństwie – ładowaniu i rozładowywaniu broni, strzałach po linii, w miot i poza oraz tym podobnych zagadnieniach. Poniekąd słusznie – wszak bezpieczeństwo to kwestia najważniejsza. Rzadziej natomiast pisze się o tym, jak sprawić, by pokot był bogaty. A to zależy przede wszystkim od organizacji łowów..

Transport i dobry posiłek to podstawa!

Łowy zaczynają się na długo przed zbiórką myśliwych, bo już w chwili zatwierdzenia przez zarząd koła planu polowań, wyznaczenia prowadzącego i jego pomocnika. W wielu kołach to właśnie oni odpowiadają za całość polowania. A przecież część obowiązków – związanych z posiłkiem, transportem – mogą przejąć również inni koledzy.

Właśnie posiłek, wzmacniający siły i integrujący myśliwską brać, jest sprawą, którą trzeba się zająć dużo wcześniej. jeżeli przygotowujemy go sami – zawczasu ułóżmy menu (nie musimy od razu wzorować się na śp. Grzegorzu Rusaku, ale dziś porad jak przygotować coś myśliwskiego jest sporo, ja osobiście polecam nowy profil na Instagramie – „Z lasu na talerz” Marcina Grabowskiego , młodego myśliwego mającego rękę do kuchni).

Zróbmy zakupy, sprawdźmy stan kuchni, przeliczmy i przygotujmy naczynia (często brakuje sztućców). jeżeli zaś zamawiamy posiłek, dokładnie określmy porę i sposób dostarczenia. Nie zapomnijmy o worku na śmieci. Nie ma bardziej żenującego widoku niż lądujące w ognisku plastikowe naczynia i sztućce…

Newralgiczny transport

Najbardziej newralgicznym elementem polowania pozostaje transport. Najgorszym rozwiązaniem będzie przemieszczanie się samochodami. Na niejednym polowaniu widziałem, jak przez las rusza kolumna myśliwych, a w każdym samochodzie znajduje się dwóch łowców. Potem wszyscy się dziwili, czemu w tak pięknym łowisku nie ma zwierzyny…

Jeśli już musimy poruszać się samochodami, za szybę każdego samochodu włóżmy dużą, dobrze widoczną kartkę z numerami stanowisk (1–4, 5–8, 9–12 itd.). Po każdym miocie myśliwi będą zmieniać samochody, wsiadając do tych z numerami ich stanowisk. Oczywiście, ten sposób polowania wymaga wzajemnego zaufania i użyczania sobie samochodów.

Pojazd prowadzi bowiem nie właściciel, tylko myśliwy z ostatnim lub pierwszym numerem. Znam koła, gdzie to rozwiązanie znakomicie się sprawdza, i takie, w których właściciel nowo nabytej 15-letniej terenówki za nic nie odda kierownicy…

Busy, ciężarówki i linijki

Lepiej od samochodów sprawdzą się busy. W tym wypadku też stosujemy numer z kartkami, by koledzy od razu wsiadali w kolejności wysiadania. Kierowcy polują jednak bez kartek, o czym musi pamiętać prowadzący. Ten rodzaj transportu możliwy jest tylko w stosunkowo łatwym terenie i to tylko jesienią. Ponieważ większość busów ma tylny napęd, więc zimą taki pojazd zakopie się choćby w niewielkim śniegu.

W niektórych kołach używa się starych ciężarówek. Jeździłem już na pace stara 66 i w kabinie sztabowej ciężarówki z demobilu. Te mają jedną podstawową wadę – starszym nemrodom wchodzenie i schodzenie sprawia wiele trudności. Najczęściej stosowanym środkiem transportu są podwody.

Tu mamy wybór wielki: rolnicze przyczepy, popularne „bonanzy”, specjalnie skonstruowane „linijki” ciągnione przez traktor i niewielkie podwody zaczepiane do terenówek. Te ostatnie polecam najbardziej. Zresztą uważam, iż pod tym względem jesteśmy sobkami, przecież nie ma potrzeby, by w każdym kole była podwoda. Wystarczyłoby, iż byłaby w sąsiednich kołach, które uzgadniają kalendarz i korzystają z niej naprzemiennie. Niestety – jeszcze się z czymś takim nie spotkałem…

Osoba odpowiedzialna za transport musi zadbać, by sprzęt był sprawny i by nie zabrakło paliwa. Nie dopuszczajmy do sytuacji, gdy w środku lasu myśliwi czekają na przyjazd kolegi z kanistrem. Dobrze, gdy naganiacze mają oddzielny środek lokomocji. Podkreślam, oddzielny, co nie znaczy gorszy.

Łączność i trębacze

Kiedy już pomyślimy o posiłku i ogarniemy transport, trzeba pomyśleć o łączności między organizatorami łowów. Telefony komórkowe są zawodne – najczęściej nie ma zasięgu. I tu z pomocą przychodzi technika. Uważam, iż na dobrze zorganizowanym polowaniu, co najmniej cztery osoby powinny się gwałtownie i sprawnie porozumiewać: prowadzący, jego pomocnik, kierownik naganki i kierowca podwody. W krótkofalówkę powinniśmy wyposażyć również tębacza (jeżeli jest).

Trzeba jednak pamiętać, by radia używać oszczędnie, bo głos zwielokrotniony przez krótkofalówkę bardzo się niesie. Najlepiej używać słuchawek do krótkofalówek, I rzecz podstawowa – przed polowaniem sprawdzamy naładowanie baterii!

Skład naganki ustalamy kilka dni przed polowaniem. Wtedy jest też czas, by zaprosić trębaczy (jeżeli brak ich w szeregach członków koła). Gdy nikogo nie uda się nam znaleźć, sprawdźmy, czy mamy instrument do dawania sygnałów – najlepsza pod tym względem jest zwykła kolejarska sygnałówka. Granie na lufach to przeżytek i sprawdza się tylko podczas małych miotów.

Fot Rafał Łapiński

Objazd łowiska

Prawdziwa praca prowadzącego zaczyna się dzień dwa przed polowaniem. Wtedy to dokonuje się objazdu łowiska i wytypowania miotów. W dawnych czasach objazd odbywał się rano w dniu polowania, ale robiono to konno. Dziś, kiedy łowiska objeżdża się samochodem, można ruszyć zwierza. Dlatego nie jest to zalecane przez doświadczonych łowczych.

Wykonać objazd można dzień wcześniej. W objeździe tym powinni wziąć udział prócz prowadzącego i jego pomocnika także kierownik naganki i kierowca podwody. W trakcie objazdu nie tylko otrapiamy i wybieramy pędzenia, ale także wskazujemy kierownikowi naganki miejsca i sposób rozstawienia naganiaczy oraz objaśniamy kierunki pędzenia – żeby potem nie było jak w anegdocie: „Pójdziecie wedle trzech buczków i wyjdziecie na polankę przy krzywej sośnie”.

Z kolei kierowcy wskazujemy kierunki podjazdu, miejsce postoju podczas pędzenia i sposób zbierania myśliwych po miocie. Osobiście stosuję metodę podpatrzoną kiedyś w Nadleśnictwie Torzym – na kartkach formatu A-4 rozrysowuję mioty, kierunki pędzeń i stanowiska. Potem bardzo się to przydaje. Tłumaczenie dzięki obrazów lepiej przemawia do ludzi…

Kolega Michał Regiel z koła łowieckiego „Ryś” z Rypina podpowiedział mi, iż dobrze wydrukować sobie mapki z licznych portali geodezyjnych (pod tym względem świetny jest Geoportal) z zaznaczonymi miotami i rozstawieniem myśliwych oraz naganki. Dzięki temu można uniknąć częstych błędów: zbyt wczesnego ruszenia naganki i niedokładnego rozstawienia – czasami flanki zbyt wcześnie zamykają miot i wtedy naganka jest szersza niż linia myśliwych, a niekiedy dzieje się odwrotnie – naganka pędzi tylko fragment obstawionego miotu.

Wieczorem prowadzący sprawdza, czy sekretarz przygotował listy myśliwych i naganiaczy, czy jest formularz sprawozdania z polowania i czy wszystkie kartki stanowiskowe są w talii. Pomocnik prowadzącego powinien przejrzeć apteczkę. Zgodnie z ostatnimi zaleceniami, w apteczce nie powinny znajdować się leki tylko środki opatrunkowe. Ja jestem jednak człowiekiem starej daty i oprócz jodyny oraz bandaży mam tam aspirynę, środki przeciwbólowe oraz te na zgagę.

Rytm odprawy

Prowadzący powinni stawić się pierwsi na miejscu zbiórki. Pilnują, by wszyscy podpisali listy, rozdają środki łączności, kamizelki dla naganiaczy i psów, sprawdzają, czy wszyscy myśliwi zadbali o elementy odblaskowe (warto zgromadzić kilka zapasowych opasek na kapelusze, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto o tym zapomni). Te wszystkie czynności osobiście powierzam pomocnikowi, uważam bowiem, iż do momentu zbiórki prowadzący nie powinien mieć głowy zaprzątanej „drobiazgami”.

Na znak prowadzącego trębacze grają „Zbiórkę”. Koledzy ustawiają się w szeregu (lub dwuszeregu) i już rozlega się „Powitanie”. Następnie padają sakramentalne słowa: „Witam knieję, witam koleżanki i kolegów”. jeżeli są goście, witamy ich albo gremialnie, albo każdego z imienia i nazwiska.

Dzielenie gości na ważniejszych i mniej ważnych to dowód – by rzecz nazwać łagodnie – niedostatku kultury!

Odprawie nadajmy adekwatny rytm: informujemy o rewirach, zwierzynie, na którą polujemy, przedstawiamy nagankę i okazujemy psy. Osobiście nie lubię, kiedy na odprawie prowadzący wyjmuje regulamin i po raz setny czyta przepisy o bezpieczeństwie. Lepiej własnymi słowami przypomnieć, iż powinniśmy wrócić z łowów cali i zdrowi, a zwierz lepiej niech ujdzie cało, niżby strzał myśliwego miał być niebezpieczny. Koniecznie podajemy informację o tym, gdzie znajduje się apteczka. I to wszystko. Ruszamy w knieję. Zaczyna się wielka rola prowadzących.

Fot Shutterstock

Wilczy podchód

Prowadzący powinien dostrzec subtelną różnicę między dyscyplinowaniem grupy, a jej terroryzowaniem. Brałem kiedyś udział w polowaniu, w czasie którego prowadzący wprowadził wobec kolegów taki terror psychiczny, iż od razu uleciała cała euforia z pobytu w kniei.

Zawsze znajdzie się ktoś, kto wysiadając z auta czy z podwody, trzaśnie drzwiami. Dlatego o wiele praktyczniejsze są tzw. linijki. Przestrzegać jednak należy przed wyskakiwaniem z linijki w biegu. Ryzyko skręcenia kostki jest wysokie. Niestety, gdy myśliwych rozprowadza się na piechotę, obowiązuje zasada: „Kupą, mości panowie”. A więc prowadzący przodem, a za nim grupa łowców.

Nie ma możliwości, by z sobą nie rozmawiali! Półgłosem, szeptem, ale zawsze kogoś podkusi, by otworzyć usta. Dlatego lepiej ustawiać myśliwych w szeregu w kolejności zajmowanych stanowisk. Najpierw rozprowadzający, za nim ten, kto staje pierwszy, potem następny. Prowadzący idzie, podnosi rękę, idący za nim staje.

W głogowskim „Kszyku” spotkałem się z osobliwym sposobem rozprowadzania, który na własny użytek nazwałem „wilczym podchodem”. Myśliwi stają w szeregu w kolejności stanowisk. Zajmujący najdalsze stanowisko lub rozprowadzający rusza. Kiedy ujdzie 30–40 kroków, rusza następny. Sytuacja się powtarza i w pewnym momencie idzie cała linia. Bardzo przypominało mi to zdjęcie z przemieszczania się wilków w Górach Skalistych. Cała linia jednocześnie staje, a myśliwi, zgodnie z regulaminem, przesuwają się trzy metry w prawo lub lewo. Miot jest obstawiony w jednym momencie.

Tadeusz Kowalski, myśliwy z „Kszyka”, mówi, iż to świetny sposób. Wymaga jednak doskonałej znajomości terenu i zgrania. Dla mnie, jako gościa, był trudny, bo nie wiedziałem, czy już iść, czy odległość adekwatna i kiedy się zatrzymać.

„Przerwać polowanie!”

Kolejna uwaga: prowadzący i jego pomocnik powinni zawsze rozprowadzać te same numery. Na przykład prowadzący – od 1 do 10, pomocnik – od 11 do 23. Zawsze! Tym sposobem myśliwy wie, za kim ma podążać. Unika się w ten sposób pytań w rodzaju: „Które numery na prawo?”. Nie podnosi się gwar. W tym momencie okazuje się, czy prowadzący z pomocnikiem dobrze sobie wszystko wcześniej ustalili, czy też improwizują.

I doświadczenie z ostatnich niezwykle grzybnych lat. W czasie październikowych łowów można się było częściej natknąć na grzybiarza niż na czarnego zwierza. Choć regulamin polowań tego nie normuje, uważam, iż każdy uczestnik polowania – czy to naganiacz, czy myśliwy – po zauważeniu ludzi w miocie powinien mieć prawo krzyknąć: „Przerwać polowanie!”. Po otrzymaniu takiej informacji prowadzący lub jego pomocnik natychmiast grają koniec pędzenia.

Gonimy do świeczek

Pewne koło z Borów Dolnośląskich słynie ze wspaniałej organizacji, świetnej atmosfery i doskonałych stanów zwierzyny. Ale jeżeli prowadzącym jest łowczy, to można się spodziewać, iż myśliwi będą polować „do świeczek”, czyli do zmierzchu. Chłop jest świetny, uczynny i koleżeński, robi wszystko, by koledzy widzieli jak najwięcej zwierza, ale trudno mu pogodzić się z faktem, iż pora kończyć.

Zdarza się to pewnie i w innych kołach: słońce już za horyzontem, a tu prowadzący zarządza jeszcze jeden, naprawdę ostatni miot, jeszcze jedno „maleńkie pędzonko”. Tyle iż tym sposobem może dojść do nieszczęścia i na pokocie będzie leżał nie dzik, ale któryś z myśliwych albo naganiaczy.

Kolejnym wyzwaniem dla prowadzących są koledzy, którzy wszystko wiedzą lepiej, znają każdy przesmyk i „zrobiliby to inaczej”. Często takimi specjalistami okazują się prezesi kół, którym się wydaje, iż z racji funkcji mogą prowadzącemu udzielać „wiążących wytycznych”. W moim przekonaniu najlepszym sposobem na takich delikwentów jest skierowanie ich na jeden miot do naganki.

Fot Rafał Łapiński

Prędzej czy później pojawi się problem transportu ubitej zwierzyny. W OHZ służy do tego specjalny samochód, który na bieżąco zbiera plon kolejnych pędzeń. Koła są jednak dużo uboższe i najczęściej nie dysponują takim sprzętem. Dlatego ważne jest, by dociągnąć zwierza do drogi lub oznaczyć miejsce, w którym leży tusza (najlepiej zrobić to dzięki zawiązanych na gałęzi kawałków papieru…toaletowego.)

A patroszeniu w strefach ASF i tam gdzie nie ma stref oraz tzw. bioasekuracji pisać tutaj chyba nie pa potrzeby…

Kiedy już szczęśliwie dotrwamy do zbiórki, przychodzi czas na uhonorowanie królów, otrąbienie pokotu i posiłek. Do ciepłej strawy pierwsi mają prawo naganiacze. Skarbnik, wypłacający nagance wynagrodzenie, powinien mieć drobne. Pytanie: „Koledzy, kto ma rozmienić stówkę?”, uznaję za mało poważne.

Na zakończenie przytoczę słowa Dariusza Dutkiewicza z koła łowieckiego „Brać leśna” z Jastrowia:
– W ostatecznym rozrachunku o tym, czy polowanie jest udane, decydują i tak ludzie. Życzliwi i koleżeńscy choćby niedociągnięcia organizacyjne obrócą w żart. Ci o nastawieniu roszczeniowym choćby perfekcyjnie zorganizowanego polowania nie zaliczą do udanych.

Udanego Sezonu i łamania!

Hubert nie był pierwszy
Idź do oryginalnego materiału