**Dziennik – Gdyby nie ten przypadek z wodą**
No dobrze, oto mój numer telefonu, urządzajcie się, muszę lecieć, bo jutro w nocy mam samolot, wyjeżdżam na wakacje mówiła w biegu Katarzyna Wojciechowska, właścicielka mieszkania, które właśnie wynajęła Natalii. W razie czego dzwońcie. Do widzenia.
Dobrze, do widzenia odpowiedziała lekko zdezorientowana Natalia, wciąż trzymając w ręce umowę i pełnomocnictwo do współpracy z administracją, tak na wszelki wypadek.
Szybka i spostrzegawcza ta właścicielka, ale tacy powinni właśnie być pomyślała Natalia.
Podobało jej się to wynajęte mieszkanie w nowym budynku, a widok z okna był wręcz przepiękny: las niedaleko i mała rzeczka, która choćby zimą nie zamarzała. Nikt nie wiedział dlaczego. Niektórzy żartowali, iż płynie w niej niezamarzacz.
Minął tydzień, odkąd Natalia wprowadziła się do mieszkania. Wracała z pracy po zmroku, na dworze panowała zima. Sąsiadka z naprzeciwka, Barbara Nowak, urocza i życzliwa starsza pani, odwiedziła Natalię już trzeciego dnia.
Dobry wieczór powiedziała spokojnie. Barbara Nowak, sąsiadka z naprzeciwka dodała cicho. Poznajmy się, skoro tutaj mieszkasz. Sąsiadów warto znać i utrzymywać z nimi dobre relacje mówiła, jakby tłumaczyła to Natalii albo samej sobie.
Witam, proszę wejść, pani Barbaro. Nazywam się Natalia, bardzo mi miło, iż pani wpadła. To prawda, mieszkam tu i nikogo nie znam odpowiedziała serdecznie. Zapraszam na herbatę, chociaż nic szczególnego nie mam, tylko czekoladkę.
Dziękuję, Natalciu, dziękuję. Ale przyszłam cię zaprosić do siebie. Mam świeżo upieczone jabłeczniki, chodź. A tak w ogóle, wybacz, ale będę mówić do ciebie na »ty«. Po pierwsze, jesteś młoda, po drugie, jesteśmy sąsiadkami, a po trzecie byłam nauczycielką, więc z uczniami zawsze byłam na »ty« uśmiechnęła się ciepło.
Pewnie była wspaniałą nauczycielką przemknęło Natalii przez myśl, a głośno dodała:
Ojej, dziękuję, pani Barbaro! Trafiam niespodziewanie na jabłecznik zaśmiała się. Szarlotka to zawsze dobry pomysł.
Zasiedziała się u sąsiadki, ale wcale tego nie żałowała. Barbara okazała się fascynującą rozmówczynią. Opowiadała historie o szkole, uczniach, przyznała, iż tęskni za pracą, ale takie życie, lata biorą swoje.
Natalia nie była zamężna, miała dwadzieścia osiem lat. Trzy miesiące wcześniej rozstała się z chłopakiem był zbyt delikatny i niezdecydowany, nie potrafił choćby umyć po sobie kubka, a co dopiero mówić o naprawach czy wkręcaniu żarówek. Po roku wspólnego życia pokłócili się o błahostki.
Wróciła od sąsiadki późno, najadła się ciasta, napiła herbaty i położyła spać. W pracy czekał raport, jutro pewnie wróci późno. Z tymi myślami zasnęła. Następnego dnia faktycznie spędziła cały dzień przed komputerem, tylko na chwilę wymknęła się na lunch.
W końcu wróciła do domu i odetchnęła z ulgą.
Uff, dzięki Bogu, raport gotowy pomyślała. Za kilka dni święta, w końcu odpocznę, może wybiorę się na narty. Tylko muszę namówić Kasię, choć ona zawsze leniuchuje.
Zjadła kolację i usiadła na kanapie, wpatrzona w telefon. Nie wiadomo, jak długo tak siedziała, ale w końcu zachciało jej się pić. Wyszła do kuchni, postawiła kubek na stole i drgnęła na dziwny odgłos. Odwróciła się i zobaczyła, jak woda z szaleńczą siłą wylewa się z kranu, zalewając blat i podłogę.
O rany, zaraz będziemy mieli potop! Co robić? nigdy nie była w takiej sytuacji.
Przypomniała sobie jednak, iż właścicielka pokazała jej, gdzie jest główny zawór. Wbiegła do łazienki, znalazła kurek, ale ten nie chciał się ruszyć. Najwyraźniej nikt go od lat nie używał. Woda wciąż lała się strumieniem, rzuciła ścierkę na podłogę, ale to nic nie dało. Najbardziej przejmowała się sąsiadami na dole.
Kto tam mieszka? Zaraz ich zaleję!
Z całej siły nacisnęła zawór ten ustąpił, ale nie do końca. Woda wciąż płynęła, choć już nie tak gwałtownie. gwałtownie sięgnęła po umowę, znalazła numer Katarzyny, zadzwoniła ale właścicielka nie odbierała, przecież wyjechała.
Usiadła na kanapie i zadzwoniła do administracji bez odpowiedzi. Spróbowała do matki, ta wpadała w panikę:
Zaraz przyjedziemy z Jackiem!
Mamo, przecież mieszkam sto pięćdziesiąt kilometrów stąd! Co wy zdziałacie? Nie martw się, dzwonię do administracji, tylko nikt nie odbiera.
Natalia zebrała wodę z podłogi, ale ta wciąż sączyła się z kranu. Wyszła z mieszkania i zapukała do Barbary. Ta otworzyła w koszuli nocnej, ale gwałtownie zrozumiała sytuację i zadzwoniła po straż pożarną. Natalia aż oniemiała:
Jak ja sama na to nie wpadłam? To przecież awaria!
Barbara gwałtownie wyjaśniła dyspozytorowi powagę sytuacji. Zgłoszenie przyjęto.
I co teraz? zapytała przerażona Natalia.
No to poczekamy dziesięć minut, wypijemy herbatę, a oni przyjadą jak na zawołanie odparła spokojnie Barbara, która po latach w szkole przywykła do stresu.
Była opanowana. W tym czasie zadzwonił jej telefon.
Tak, Krzysiu, tak kiwała głową. Już dzwoniła, ale nikt w administracji nie odbiera. Dlatego zadzwoniłam po straż. Ale rozumiesz, u niej leje się woda, zaraz zaleje sąsiadów.
Po dziesięciu minutach na klatce rozległy się kroki. Ktoś zadzwonił do drzwi Natalii. Gdy tłumaczyła, co się stało, do mieszkania Barbary wszedł młody mężczyzna w dresie, zaspany i zirytowany. Spojrzał na Natalię i przedstawił się:
Krzysztof Kowalski inżynier z administracji.
Poszli do jej mieszkania, gdzie już krzątali się strażacy.
Zejdę do piwnicy i odetnę wodę powiedział Krzysztof i wyszedł.
Natalia patrzyła na mężczyzn było ich cz