Przed ślubem nosił mnie na rękach, a po – jakby zapomniał, kim jestem.
Gdy pierwszy raz spotkałam Krzysztofa, myślałam, iż wygrałam w totolotka. Był dokładnie taki, jak mężczyźni z romantycznych powieści – czuły, troskliwy, z głową pełną pomysłów. Nie tylko się mną interesował, ale żył mną. Codziennie kilka telefonów: “Jak się czujesz?”, “Ubrałaś się ciepło?”, “Jadłaś dziś coś?”. Gdy tylko na niebie zbierało się na burzę, już stał pod moją pracą z parasolem. Każdego ranka na biurku czekał bukiet – raz tulipany, raz goździki, czasem polne kwiaty. Koleżanki zzieleniały z zazdrości, a ja wciąż nie wierzyłam w swoje szczęście.
Wypełniał moje dni ciepłem. Spacerowaliśmy nocami, trzymając się za ręce, gadając o niczym jak para nastolatków. A potem się oświadczył – klasycznie, z pierścionkiem, na kolanach, w kawiarni, gdzie byliśmy na pierwszej randce. choćby pojechał poznać moich rodziców do Poznania – tak bardzo był pewien. Czułam się jakbym żyła w filmie, gdzie ja grałam główną rolę.
Ale bajka skończyła się zaraz po wyjściu z urzędu stanu cywilnego.
Na początku zmiany były ledwo widoczne. Zniknęły poranne sms-y, już nie dzwonił zapytać “Co u ciebie, kochanie?”. Kwiaty przepadły, jakby nigdy ich nie było. Pocałunki stały się obowiązkowe, jakby miał je wpisane w kalendarz. Wcześniej nie mógł oderwać ode mnie wzroku, teraz – jakbym była przezroczysta.
A w domu… W domu zamknął się w sobie. Gdzie wcześniej sam brał się za remonty i naprawy, teraz tylko wzdychał: “Jak potrzebujesz, to zadzwoń po fachowca”. Albo: “Skoro chciałaś, to sobie sama zrób”. Nie myje naczyń, nie zamiata, a przybicie gwoździa to już prawie dramat. Choć przed ślubą chwalił się, iż własnymi rękami postawiłby dom.
Nie rozumiem, o co chodzi. Nie zmieniłam się. Jestem taka sama – zadbana, szczupła, dbałam o siebie. Faceci na ulicy wciąż się oglądają. A on? Jakby mu zobojętniałam. Jakbym stała się meblem, na który nie zwraca już uwagi.
Mama mówi: “U wszystkich tak. Ślub to nie romans. Ważne, iż pracuje, zarabia, nie pije, nie lata za spódnicami. Doceniaj, co masz”. Ale ja nie chcę tak żyć. Nie zgadzam się być z mężczyzną, który po prostu obok istnieje. Chcę czuć, iż mnie kocha. A nie iż mu wygodnie.
Wczoraj wieczorem próbowałam złapać jego wzrok. Nie zauważył. Siedział w telefonie, przewijał coś, uśmiechał się do ekranu. I wtedy coś we mnie pękło: czy on ma kogoś innego? Może dlatego jest taki zimny, obojętny, oderwany? Może mnie zdradza?
Nie chcę w to wierzyć. Ale co, jeżeli mam rację?
Jak z nim o tym rozmawiać? Jak wydusić prawdę? Bo ja go kocham. Mimo wszystko – kocham. Nie chcę go oddać innej. Ale i nie wiem, czy zdradę bym wybaczyła. Dziewczyny, które przeżyły coś takiego? Jak to ogarnąć, gdy twój mąż przed i po ślubie to dwie różne osoby? Jak przestać czuć się jak element wystroju wnętrz? Nie wiem, co robić… ale dłużej nie zamierzam milczeć.