– I od czego dziś będę musiał cię ratować? – zapytał Marek, zalewając wrzątkiem kolejną zupkę chińską.
– Purée i klopsiki! – odpowiedział wesoło Krzysztof.
– Znowu? – Marek uśmiechnął się nieszczerze.
– Znowu!
– W zeszłym tygodniu też były te okropne klopsiki! Ile można?
– Właśnie to samo pytam żonę, ale nie chce mnie słuchać! No dobra, bierz!
***
Paweł, ich nowy kolega z pracy, patrzył na znajomych ze zdziwieniem, nie rozumiejąc, dlaczego Krzysztof narzeka na domowe jedzenie. Marek postanowił wyjaśnić.
– Chodzi o to, iż Krzysztof zatęsknił za tymi niezdrowymi daniami – zupkami, pizzą, pierogami smażonymi na tłuszczu. A żona pakuje mu codziennie obiady, żeby jadł porządnie. Więc ja go ratuję. Nie wyrzucać jedzenia, prawda? On je moją zupkę, a ja zajadam się jego obiadami!
– A ona tak źle gotuje? – zapytał Paweł, wyciągając kanapkę z mikrofalówki.
– Nie, wcale nie. Po prostu nie zawsze ma się ochotę na klopsiki, rosół z pulpetami czy mięso po francusku! – odparł Marek, otwierając pojemnik kolegi. – No i muszę mu pomóc, jak brat bratu.
– A nie prościej powiedzieć żonie, żeby się nie wysilała? Pewnie byłaby choćby zadowolona! – zauważył Paweł.
– Próbował, ale ona nie chce słuchać!
– A ty chętnie się poświęcasz!
– No co, dobre jedzenie nie może się zmarnować!
– Gdybym miał żonę, która pakowałaby mi obiady do pracy, nigdy bym nikomu nie oddał! – westchnął Paweł, odgryzając kęs kanapki.
– Więc o co chodzi? Ożeń się! Kto ci broni?
– Jeszcze nie znalazłem tej jedynej!
– No nic, znajdziesz! – poklepał go po ramieniu Marek. – Przecież dopiero niedawno jesteś w naszym mieście? U nas pełno miłych dziewczyn!
Chłopacy skończyli jeść i wrócili do pracy. Wszyscy pracowali w tej samej firmie meblowej, choć na różnych stanowiskach. Krzysztof był szefem działu sprzedaży, Marek pracował w produkcji, a Paweł niedawno zatrudnił się jako magazynier.
Nowy znajomy jakby przewidział przyszłość. Tego samego wieczoru Paweł spotkał urokliwą kobietę około trzydziestki. Może trochę młodszą.
Stała w supermarkecie, próbując sięgnąć po paczkę makaronu z najwyższej półki. Niska, może metr pięćdziesiąt, ale śliczna.
– Pomóc pani? – zaproponował grzecznie Paweł.
Sam był wyższy niż przeciętny mężczyzna i bez problemu mógł sięgnąć na górną półkę.
– Byłabym bardzo wdzięczna! – Uśmiechnęła się nieznajoma.
Jej uśmiech! Na jego widok Pawełowi zakręciło się w głowie. Wszystko się pomieszało – dziś, wczoraj, jutro. Chciał zatrzymać tę chwilę, ale gdy tylko podała jej makaron, ruszyła dalej między półki.
Otrząsnął się i podążył za nią.
– Co pani planuje ugotować? – zapytał, udając obojętność.
– Właśnie wymyśliłam, iż zrobię mężowi lazanię! Bo już ma dość moich klopsików! – zaśmiała się.
– A ja jestem Paweł! – przedstawił się szybko. – A pani?
– Ania, można na ty!
Paweł zupełnie zapomniał o rozmowie z kolegami podczas lunchu, ale teraz nagle wszystko wróciło.
– A nie szkoda ci zachodu, skoro sama musisz biegać po sklepach? – zapytał żartobliwie.
– Dlaczego? Nie można sprawić przyjemności ukochanemu mężowi?
– No właśnie, usłyszałem dziś ciekawą historię i teraz nie wiem, czy to dobrze czy źle!
– Jaką historię? – zainteresowała się.
– Znajomy oddaje obiady, które żona mu przygotowuje, koledze, a sam zamiast tego je zupki chińskie. I jak tu zrozumieć facetów?
– Rzeczywiście, dziwny typ. Gdybym się o tym dowiedziała, urządziłabym mojemu niezłą awanturę! – oburzyła się Ania, jakby to ją dotyczyło.
– No tak, jeżeli żona Krzysztofa się dowie, też dostanie w kość! – przytaknął Paweł.
– Krzysztofa? – Zmarszczyła brwi. – A można spytać, gdzie pracujesz?
– Dopiero niedawno przyjechałem do waszego miasta. Jeszcze nikogo dobrze nie znam. Zatrudnili mnie jako magazyniera w fabryce mebli na lewym brzegu.
Gdy to usłyszała, Ania zatrzymała się i spojrzała na niego z oburzeniem. W głowie ułożyła dwa plus dwa. Mąż ostatnio przybierał na wadze, też miał na imię Krzysztof i pracował w tej samej firmie. To nie mógł być przypadek.
– A ten łajdak! Więc to Marek wciąż zajada się jego obiadami, a mój żywi się tymi zupkami! – warknęła.
Dopiero teraz Paweł zrozumiał, iż wpadł w tarapaty. Skąd mógł wiedzieć, iż ta piękna nieznajoma okaże się żoną kolegi?
– Ups! – bąknął winowajczo.
Ania rzuciła koszyk i ruszyła w stronę wyjścia, mamrocząc pod nosem:
– Jak on śmiał! Żadnej lazani nie będzie! Tylko klopsiki, kotlety i zupy. Ja tu się starałam, starałam, a on!
Paweł zostawił swoje zakupy i pobiegł za nią. Dogonił ją dopiero przy samochodzie, gdy już otwierała drzwi.
– Nie mogę pozwolić ci prowadzić w tym stanie! – powiedział stanowczo. – Chodź, postawię ci kawę, a jak się uspokoisz, pojedziesz, gdzie planowałaś.
– Nie! – odparła, ale Paweł nalegał.
W końcu się zgodziła. Weszli do kawiarni w supermarkecie, Paweł zamówił kawę i ciastka. Nic lepszego nie wymyślił. Ku jego zaskoczeniu, to zadziałało.
Ania jadła ciastko i stopniowo się uspokajała, chociaż uraza jeszcze nie minęła.
– To trzeba tak! Ten Marek to bezczelny typ. Od jak dawna to trwa?
– Szczerze mówiąc, nie wiem. Przepraszam, iż zdradziłem czyjąś tajemnicę. Proszę, nie wydawaj mnie. Twój mąż jest moim szefem, na pewno by mnie zwolnił!
– Nie zwolni. Nic mu nie powiem! Ale wymyślę, jak go ukarać!
– Dziękuję, naprawdę. Niełatwo znaleźć pracę z dobrą pensją.
– Rozumiem, sama długo szukałam. Ale jak to jest? Ja po pracy bW końcu Ania wybaczyła Krzysztofowi, gdy ten obiecał nigdy więcej nie oddawać jej obiadów, a Paweł i Marzena, którą poznał dzięki jej pomocy, żyli długo i szczęśliwie, gotując razem najlepsze dania.