W małym miasteczku ukrytym pomiędzy pagórkami i sosnowymi lasami, gdzie jesienny wiatr pędził suche liście po ulicach, życie toczyło się spokojnie, ale z ukrytą melancholią. W domu u stóp starej góry, gdzie jesień pachniała żywicą i dymem, mieszkała Weronika. Jej życie wydawało się idealne: kochający mąż Tomasz, córka Zosia, przestronne mieszkanie w centrum i przytulny dom pod miastem. Tomasz nazywał swoje kobiety „moimi gwiazdkami” i rozpieszczał je, jak tylko mógł. Gdy Zosia była malutka, wstawał do niej w nocy, aby Weronika mogła się wyspać. Ich dom wypełniała miłość, śmiech i ciepło.
Idealna harmonia
Firma Tomasza kwitła, pieniądze płynęły szeroką rzeką, a Weronika nie musiała o nic się martwić. Nie chciał, by pracowała, więc z euforią poświęcała się córce i domowi. Spacerowali po parkach, kupowali nowe ubrania, urządzali wnętrza. Czasem jednak ciszę ich życia przerywały anonimowe telefony. Niewidzialne głosy szeptały: „Twój mąż nie jest taki, jak myślisz. Ma inną, wynajmuje jej mieszkanie, opłaca wszystkie zachcianki.” Weronika odpychała te myśli, tłumacząc sobie, iż to tylko zazdrość. Tomasz czasem wracał późno, wyjeżdżał w delegacje, ale po powrocie obsypywał ją i Zosię taką czułością, iż wszelkie wątpliwości znikały jak poranna mgła.
Rozpad świata
Lata mijały. Gdy Zosia skończyła szesnaście lat, życie Weroniki zawirowało jak domek z kart. Tomasz zginął w wypadku. Jego samochód wpadł w poślizg na oblodzonej drodze i uderzył w ciężarówkę. Najgorsze jednak było odkrycie, iż nie wracał z pracy, ale od kochanki z sąsiedniego miasta. Oboje nie przeżyli. Prawda, którą Weronika latami odpychała, spadła na nią niczym lodowata fala. „Życzliwi” okazali się mieć rację. Tomasz prowadził podwójne życie, a cały ich świat był kłamstwem.
— Jak mogłam nie widzieć? — szeptała, wpatrując się w pustkę. — Okłamywał mnie, zdradzał, a ja wierzyłam w każde jego słowo.
Współczujące spojrzenia pracowników z firmy, gdzie pracowała jego kochanka, parzyły jak rozżarzone węgle. Wszyscy wiedzieli, tylko nie ona. Jej dusza pękała z bólu i wstydu.
Notariusz odczytał testament. Tomasz zostawił wszystko Weronice: firmę, mieszkanie, dom pod miastem, oszczędności. Osobne konto założył dla Zosi — na studia za granicą. ale pieniądze nie przyniosły radości. Firma, luksus — nic jej nie cieszyło. Świat stracił kolory, a życie stało się puste. Nie chciała już żyć.
Bunt córki
Zosia, jej delikatna dziewczynka, nagle stała się obca. Domagała się wszystkiego od razu, jakby matka była zobowiązana spełniać każdą zachciankę.
— Mamo, potrzebuję nowego telefonu — oświadczyła Zosia. — I nie mów, iż stary jeszcze się nada.
— Zosiu, ale Tomasz dał ci najnowszy model przed… — Weronika urwała, nie mogąc wypowiedzieć słowa „śmierć”.
— Nigdy mi nie odmawiaj! — krzyczała córka. — Tata robił dla mnie wszystko, a ty przejęłaś jego firmę i teraz skąpisz! On mnie kochał, a ty… — Zosia rzuciła telefon w ścianę i zamknęła się w pokoju.
Weronika osunęła się na kanapę, czując, jak siły ją opuszczają. „Dlaczego ona taka jest? — myślała. — Gdzie moja dziewczynka, która śmiała się razem z nami?”
Przebudzenie
Rok Weronika przeżyła jak we mgle. Ale pewnej nocy przyśnił jej się Tomasz. Stał, uśmiechał się, ale milczał. Po tym śnie coś w niej pękło. „Nie chcę wegetować, dręcząc się jego zdradą — zdecydowała. — Razem z Tomaszem studiowaliśmy, znam biznes nie gorzej od niego. Czas żyć.” Doprowadziła się do porządku, zrobiła stylową fryzurę, włożyła elegancki garnitur i pojechała do biura.
Pracownicy przywitali ją ze zdziwieniem i szeptami: „Weronika pokaże, na co ją stać… Czy może splajtuje?” Ale gwałtownie wzięła sprawy w swoje ręce. Partnerzy, starzy i nowi, umawiali się na spotkania, firma ożyła. Weronika znów czuła się potrzebna.
Tylko Zosia nie wierzyła w matkę. „Mamo, ty i biznes? — śmiała się. — Całe życie siedziałaś w domu, a teraz udajesz bizneswoman? Sprzedaj to, zanim wszystko stra— Ale Zosia choćby nie drgnęła, tylko odwróciła się i wyszła, pozostawiając drzwi otwarte na zimny, jesienny wiatr wiejący prosto w serce Weroniki.