W Chwalimierzu niedaleko Środy Śląskiej znajdują się romantyczne ruiny pałacu, który ongiś nie miał sobie równych na terenie dzisiejszego powiatu średzkiego. Tym historycznym obiektem zajmowałam się już na tym blogu niejednokrotnie, dlatego warto wyjaśnić w tym miejscu, skąd pomysł powrotu do tego wątku? Dzieje się tak dlatego, iż Chwalimierz nie przestaje mnie zaskakiwać. Co jakiś czas wyłaniają się z tych ruin nieznane mi dotąd historie i pochłaniają mnie bez reszty. Tak było w przeszłości i tak jest dziś. Tym razem to Pruska Madonna zwabiła mnie do tej miejscowości. Posłuchajcie…
Wszystko zaczęło się podczas pisania naszej pierwszej książki, w której dwa rozdziały poświęcone zostały tej miejscowości oraz familii szlacheckiej, która miała ją w posiadaniu przez bardzo wiele lat. Kramstowie zawsze rozpalali naszą wyobraźnię, jednak nigdy nie pozwolili poznać swoich dziejów do końca. Z tego też powodu wątki z ich życia w Chwalimierzu powracają do nas nieustannie. Są to przeważnie strzępy informacji, które z powodzeniem można nazwać zagadkami. Jaśniepaństwo ci grają z nami zza światów w łamigłówkę i co jakiś czas wysyłają do nas impuls, a my dajemy wciągać się w kolejne gierki. I tak właśnie wpadłyśmy na trop zaginionych szyszek Kramsta , o których wszyscy myśleli, iż przepadły na zawsze. Udało nam się również odnaleźć miejsce wiecznego spoczynku zaginionej córki szlachciców — Edyty – zmarłej w tajemniczych okolicznościach.
Kaplica z lawy wulkanicznej
Jednak zaprawdę powiadam Wam, iż nie ma ani jednego nowego roku, żeby pałac w Chwalimierzu nie zaskoczył nas świeżą tajemnicą, a jego dawni, nieżyjący mieszkańcy nie zaprzęgli Nieustannego Wędrowania do pracy nad rozwiązywaniem kolejnych zagadek z ich życia. Tak było również z kaplicą z lawy wulkanicznej. Zapytacie, co było w tym obiekcie aż tak bardzo zajmującego? Zaraz o wszystkim tym Wam opowiem. Kto ma uszy, niechaj słucha!
Kiedy Ines zbierała materiały do swoich rozdziałów o Kramstach do naszej pierwszej wspólnej książki, trafiła na relacje ludzi, którzy opisywali jej ten obiekt wraz z przylegającymi do niego budynkami. Ponieważ osoby te zamieszkały w Chwalimierzu zaraz po II wojnie światowej, pamiętały pałac w jednym kawałku, dlatego ich opowieści były dla Ines bezcenne! Pomimo tego jednak, iż wiarygodne i z pierwszej ręki, to często niezrozumiałe. I tak właśnie dotarły do nas informacje o tajemniczym malowidle, które znajdowało się wewnątrz kaplicy grobowej Kramsów. Przedstawiona została tam Matka Boska siewna. Natomiast inna opowieść zawiodła nas do tajemniczej kapliczkowej groty z lawy wulkanicznej, istniejącej częściowo do dziś, która znajduje się wśród pałacowych ruin. Według relacji naocznych świadków stała tam naturalnych rozmiarów figura Matki Boskiej. Ciekawostką jest również to, iż opowiadano nam, iż dzieci lubiły kręcić się na posągu wokół jego osi jak na karuzeli.
Ewangelicy z pałacu w Chwalimierzu
Zasięgałyśmy wiedzy u znajomych architektów, żeby ustalić, jak działał ten mechanizm, niestety nikt nie miał na to żadnego pomysłu. Jednak nie to w tym jest najciekawsze, ale fakt, iż obrazy i figury Matki Boskiej za nic nie pasują do ewangelików, którzy zamieszkiwali pałac w Chwalimierzu. Nie zliczę godzin, które spędziłam z Ines na tropieniu tego wątku, ponieważ było ich pierdyliard! Ta historia spędzała mi sen z oczu i zabierała każdą wolną chwilę. Aż któregoś grudniowego dnia wybrałyśmy się obie po raz kolejny do tego miejsca na lustrację terenu.
Wtedy już zaczęłam podejrzewać, iż być może jednak pogląd, iż protestanci całkowicie odrzucali kult maryjny, jest błędny. Znalazłam przecież świątki pochodzące z nieistniejącego kościoła ewangelickiego w Rakoszycach!. Bo jak inaczej to wytłumaczyć? Nie jestem ekspertem od religioznawstwa. Temat ten, pomimo iż nie jest mi obcy, nigdy nie zajmował mnie na tyle, abym czuła się w nim jak ryba w wodzie, jednak osoba Matki Boskiej w ramach protestantyzmu nie pasowała mi wcale.
I właśnie z tego powodu drążyłam tę tajemnicę, budząc się i zasypiając każdego dnia z pytaniem — skąd obrazy matki Jezusa w ewangelickim świecie?
Kaplica z lawy wulkanicznej
Poszłyśmy do Chwalimierza pewnego pięknego grudniowego dnia celem zbadania rzeczonego obiektu, który pomimo wszystko przez cały czas jest czytelny w tym terenie. Nie do końca pamiętam, skąd dawniej było u mnie przekonanie, iż jest to pałacowy kominek? Być może myślałam tak dlatego, iż czarną jak sadza lawę wulkaniczną wzięłam za pozostałości po palenisku. Jednak teraz mam już zupełnie inne spojrzenie i myślę inaczej.
Kiedy przybyłyśmy do tego miejsca, Ines jeszcze raz opowiedziała mi o tym, co mówili jej rozmówcy, z którymi przeprowadzała wywiady do książki:
– Opowiadali mi, iż małe dzieci ze wsi przychodziły tutaj i kręciły się na figurze jak na karuzeli! A potem ktoś inny mówił, iż posąg spadł na ziemię i leżał bardzo długo przykryty liśćmi. Mówiono o nim, iż to Matka Boska w długim płaszczu. Jakiś czas później zniknął z tego miejsca w tajemniczych okolicznościach.
Przyznacie, iż kilka było tych informacji, a tajemnica ogromna! Bardzo chciałam wiedzieć, o co w tym wszystkim chodziło? Najsampierw jednak zrobiłyśmy obchód w ruinach i obejrzałyśmy bardzo dokładnie tę niby kapliczkę. Rzeczywiście było możliwe, żeby stanęła tam figura ludzkich rozmiarów, bo Ines się tam swobodnie zmieściła.
I ja zaraz za nią wdrapałam się do groty. Namierzyłyśmy tam dziwne metalowe rury oraz kafelki.
Taka sama posadzka znajdowała się również po drugiej stronie tego obiektu na tarasie z tralkami, na który ongiś można było wejść po schodach, ale niestety dziś ich już tam nie ma.
Natomiast grota na tylnej ścianie ma kwadratowy otwór, który został tam wykonany celowo, a z boku wygląda tak:
Kościół pod wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa i Pruska Madonna
Ciężko mi pojąć, po co z każdej strony wykonano te otwory i dlaczego kapliczka jest odwrócona tyłem do tarasu, jednak wszystko to dlatego, iż nie jestem sobie w stanie wyobrazić, jak wyglądała ta bryła w całości. Niestety, te drobiazgowe oględziny nie pomogły mi wyjaśnić, skąd w protestantów maryjna grota? To był strasznie męczący wątek. Na nic konkretnego nie wpadałam, a to, co przychodziło mi do głowy, było strasznie naciągane. Miałam przed sobą wnękę jak ulał pasującą do posągu Matki Boskiej, a jednak nie umiałam jej tam sobie wyobrazić.
Podczas naszej wyprawy zrobiłam sporo fotografii tego zajmującego obiektu, ale nie czułam, iż nasyciłam się tą przygodą. Dlatego, gdy w drodze powrotnej do domu zatrzymałyśmy się na chwilę przy kościele w Chwalimierzu, wpadłam na genialny pomysł, aby postarać się o wejście do tej świątyni.
Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Pukałam do drzwi mieszkańców wsi i rozpytywałam o osoby, które mają klucze do tego przybytku. Poszło mi naprawdę łatwo i już po chwili obie z Ines zwiedzałyśmy świątynię. Obiekt sakralny przepełniony jest pamiątkami po rodzinie Kramstów, ponieważ to oni powołali tę kaplicę do istnienia. W centralnym punkcie kościółka znajduje się figura Chrystusa, którą odnalazłam na przedwojennych fotografiach tego miejsca, a więc posąg stoi tam od samego początku. Nie zabrano go stąd po wojnie i znikąd nie przyniesiono. Po prostu od zawsze tam był. To prawdziwy cud!
Powiem Wam też w sekrecie, iż ten właśnie Jezus wiele lat temu słuchał mojej przysięgi małżeńskiej, jednak nie widział w jakiej strasznej sytuacji życiowej się znalazłam, kiedy się rozwodziłam. Więc gdy podeszłam do niego bliżej, szepnęłam, patrząc mu prosto w oczy:
– Już nie wierzę w ani jedno twoje słowo…
Na tropie Fritza Schapera
Najpierw bardzo zachłannie fotografowałyśmy wnętrze kościoła, ponieważ czas był jednak ograniczony. Pani, która otworzyła nam świątynię, zostawiła obiad na kuchence.
Musiałyśmy się więc uwijać jak mrówki. Ciągle jesteśmy w takich sytuacjach, iż wpadamy gdzieś znienacka i na gwałtownie zbieramy materiały. Fotografujemy na dwa aparaty, bo wiadomo, iż zawsze coś może się którejś z nas nie udać. Tak było i wtedy. Rozeszłyśmy się po kaplicy i archiwizowałyśmy, każda na własną rękę.
Byłam tam niby bez związku z grotą z pałacu von Kramstów, a jednak cały czas na jej tropie, choć wówczas jeszcze tego nie wiedziałam. Sesja w kościele trwała już dobry kwadrans, kiedy nasza dobrodziejka zaczęła się niecierpliwić.
Pomimo tego Ines weszła na tyły ołtarza, a ja poszłam w jej ślady. Znalazłyśmy się za figurą Chrystusa i w ciasnym przejściu. Wtedy właśnie zwróciłam uwagę, iż posąg jest nadwyraz realistycznie przedstawiony. Artysta zadbał choćby o takie szczegóły jak paznokcie u stóp Jezusa. Podobnie rzecz miała się z jego oczami. Zresztą sami zobaczcie.
Po chwili dojrzałyśmy napis. Znajdował się z boku podstawy dla posągu. Był fantastycznie wyraźny i niesamowicie nas ucieszył. Znalazłyśmy autora tego niezwykłego dzieła oraz rok jego powstania.
Dzieła Schapera
Niedługo potem opuściłyśmy ten obiekt sakralny i pożegnałyśmy się z wyrazami wdzięczność. To była niewątpliwa, wielka przygoda z naszą okolicą, gdzie zawsze znajdujemy coś nowego i odkrywamy kolejne wątki dla naszych historii. Wracałyśmy do domu już po zachodzie słońca, przepełnione wrażeniami. Znowu czułam się jak Indiana Jones i w głowie układałam kolejny wpis blogowy. Niestety później okazało się, iż praca nad książką pochłania więcej czasu, niż początkowo myślałam, i byłam zmuszona odłożyć ten temat do lamusa. Pewnego dnia jednak, kiedy przeglądałam moje archiwum fotograficzne przy porannej kawie, trafiłam na zdjęcia z tamtej wyprawy do Chwalimierza i tak z ciekawości na gwałtownie wygooglowałam sobie nazwisko autora posągu Chrystusa znajdującego się w tamtejszym kościele. Po chwili oderwało mnie od rzeczywistości, ponieważ połknęłam bakcyla. Kto ma uszy, niechaj słucha…
Fritz Schaper urodził się 31 lipca 1841 roku w Alsleben, a zmarł 29 listopada 1919 roku w Berlinie. Był słynnym niemieckim rzeźbiarzem i profesorem Akademii Sztuk Pięknych w Berlinie. Jego życiorys nadaje się na odrębny materiał blogowy, dlatego podam Wam, póki co, źródło, gdzie możecie zaczerpnąć o nim więcej informacji. TUTAJ należy kliknąć w tym celu, a my idziemy dalej!
Dwie figury Chrystusa
Przeglądałam stronę na niemieckiej Wikipedii i doszłam do ciekawej listy jego słynnych dzieł. Dowiedziałam się również, iż artysta ten znany był ze swojego stylu, który celował w naturalność i swobodę, co całkowicie pokrywało się z moimi spostrzeżeniami podczas wizyty w kościele. Czułam się zaskoczona, czytając, kto zamawiał u niego popiersia i posągi. Były to koronowane głowy i wielcy bohaterowie narodu niemieckiego. Schaper był bardzo doceniany. Wielokrotnie podkreślano jego twórczość, odznaczając go orderami i medalami. Była więc z niego prawdziwa szycha w świecie sztuki i z całą pewnością nie każdego było stać na zamówienie u Fritza Schapera. Jednak Kramstowie, tarzający się w pieniądzach, nie mieli najmniejszego z tym problemu, czego dowodem jest figura Chrystusa w kaplicy, którą ufundowali i wyposażyli. Myślę, iż niewielu znawców twórczości tego słynnego rzeźbiarza wie, iż takie arcydzieło stoi za ołtarzem w małym, wiejskim kościółku niedaleko Środy Śląskiej. Natomiast w innym miejscu w sieci znalazłam zdjęcie drugiego, takiego samego posągu Chrystusa, który znajduje się na terenie Niemiec. Figury są niemal identyczne i nie bez powodu tutaj o tym wspominam.
Pruska Madonna
Kiedy podczas szukania informacji o Schaperze doszłam do listy stworzonych przez niego posągów, mniejszych figur i popiersi, w pewnym momencie moją uwagę przykuła Pruska Madonna. Dłoń na myszce skamieniała, a ja zawiesiłam się w bezruchu. To był ten moment, kiedy moja podświadomość wpadła na dobry trop, ale ja jeszcze nie wiedziałam, w czym rzecz!
– Pruska Madonna? – pomyślałam. – Dlaczego „madonna”? O co tu chodzi?
Od razu zaczęłam przeszukiwać internet, a nie było to wcale trudne, choćby w polskiej Wikipedii. Od razu zostałam zasypana lawiną informacji na temat kobiety, której figurę wyrzeźbił Fritz Schaper. Zostawię Wam w tym momencie link do źródła, z którego czerpałam, gdy w mojej głowie powstawały te skomplikowane procesy myślowe. Klikajcie TUTAJ i sami zobaczcie, z czym to się je.
Luiza Pruska (ur.1776 r. – zm. 1810 r.), królowa Prus i żona Fryderyka Wilhelma III. Już za życia była legendą. Stanowiła wzór do naśladowania dla wszystkich niemieckich kobiet. Interesowała się losem ułomnych i chorych. Stała się symbolem matki narodu i matki królów. Uznawana przez swoje zasługi dla kraju za niemal świętą. W Prusach królowa Luiza była ikoną dobroczynności. Postrzegana jako stuprocentowa patriotka, ostatecznie niemal została wyniesiona na ołtarze. Mówiono wtedy o niej — Pruska Madonna. Jej kult w Prusach stał się przyczyną licznego powstawania jej posągów. Ponieważ bardzo lubiła nosić stroje nawiązujące do starożytnej Grecji, często przedstawiano ją jako boginię, ale zdarzało się też, iż wyglądała jak Matka Boska.
Fritz Schaper wyrzeźbił ją właśnie w tym stylu, jako najprawdziwszą Madonnę z dzieciątkiem, aby każdy, kto na nią spoglądał, widział jej boskość. Artysta miał taki pomysł na przedstawienia królowej Luizy z księciem Wilhelmem:
Czas połączyć kropki
Z opowiadania tego zrobił się w tej chwili chaos, ale to tylko pozory. Zaraz połączę wszystkie kropki i wszystko Wam wyjaśnię. Kiedy zaczynałam spisywać tę historię, zastanawiałam się, dlaczego ludzie opowiadali, iż Kramstowie w kapliczkowej grocie ustawili sobie Matkę Boską? Byli przecież ewangelikami! Później, kiedy po raz kolejny odwiedziłam to miejsce i zrobiłam fotografie całkiem bez planu trafiłam do kościoła w Chwalimierzu. Tam, podczas oględzin obiektu, znalazłam nazwisko twórcy figury Chrystusa. Po jakimś czasie zaczęłam zbierać informacje o Schaperze, a one naprowadziły mnie na ślad drugiego, niemal takiego samego posągu Jezusa, który również był jego dziełem oraz kobiety, o której mówiono Pruska Madonna. Wszystko to tak ułożyło się w mojej głowie, iż wyciągnęłam z tego następujące wnioski:
Pruska Madonna w grocie z lawy wulkanicznej
Skoro Fritz Schaper stworzył dwie bliźniacze rzeźby Chrystusa, z których jedna znajduje się w kościele w Chwalimierzu, to równie dobrze mógł zrobić podobnie w przypadku Luizy. I dalej! Skoro Kramstowie zamówili u niego posąg do domu modlitwy, mogli też zamówić Pruską Madonnę do groty z lawy wulkanicznej, bo widać podobało im się, jak pracował.
Moim zdaniem stała tam figura wielbionej królowej, którą wykonał rzeźbiarz w swoim maryjnym stylu, co było wówczas bardzo na czasie. Ludzie, którzy po II wojnie światowej przyjechali do tej miejscowości z różnych stron świata jako przesiedleńcy, w kamiennej postaci Luizy widzieli Matkę Boską, co było przecież bardzo zasadne (patrz zdjęcie wyżej). Kto z nich znał historię Prus? Kto wiedział o ich bohaterce narodowej, którą czcili? Śmiem twierdzić, iż nikt!
Czy jednak tak było naprawdę? Czy w pałacu Kramsta rzeczywiście znajdowała się rzeźba Pruskiej Madonny, którą ludzie brali za Matkę Boską? Niestety nie mogę dać na to gwarancji, ponieważ nigdy nie widziałam tego posągu. Ja tylko połączyłam kropki…