Proszę, zadzwońcie po pomoc!

newsempire24.com 2 dni temu

“Zawołajcie Ludmiłę, proszę…”

Od rana Bronisławę prześladowało przeczucie, iż coś się wydarzy. Wszystko, co miało się stać, już się dawno stało. I miłość, i rodzina, a teraz została sama. Mąż, z którym przeżyli razem trzydzieści sześć lat, odszedł dwa lata temu. Syn miał swoją rodzinę, dwoje dzieci, wszyscy żyli w zdrowiu. Po prostu przeczucie święta, domyśliła się w końcu. Jutro był ósmy marca.

I od razu przypomniał jej się mąż. Nikt już nie przyniesie jej mimoz ani tulipanów. Chociaż, co to za myśli? A Sławek, syn? Na pewno wpadnie i ją powinszuje.

Kiedyś mieli działkę. Taki malutki domek na sześciu przydziałowych setkach ziemi. Kupili go rodzice po kryzysach dawnych lat. Dopóki pracowała, przyjeżdżała tam na urlop i w weekendy. A gdy Bronisława przeszła na emeryturę, spędzała tam niemal całe lato, wracając do miasta tylko po to, by się wykąpać i zrobić zakupy.

Tamtego roku lato było suche i upalne. Codziennie musiała podlewać grządki. Mąż przyjechał, jak zwykle, po pracy w piątek. Bronisława od razu zauważyła jego bladość.

“Wszystko w porządku, tylko duszno bardzo”, – machnął ręką na jej uwagę.

“Odpocznij, ja sama skończę, kilka zostało. Posiedź w cieniu na ławce”, – powiedziała mu Bronisława.
Usiadł, oparł plecy o nagrzaną słońcem ścianę domu, patrząc, jak podlewa grządki z węża. Kiedy skończyła i podeszła do niego, od razu zrozumiała, iż coś jest nie tak. Zdawało się, iż drzemie. Ale gdy dotknęła jego ramienia, przechylił się na bok. Zasnął na zawsze na tej ławce.

Działkę Bronisława sprzedała jesienią. Nie mogła tam już jeździć. Wciąż wydawało jej się, iż widzi go siedzącego na ławeczce. Syn ją zrozumiał.

“Od dawna trzeba było się jej pozbyć. Po co się męczyć, skoro wszystko można kupić w sklepie przez cały rok?”

Sam jeździł z żoną i dziećmi na wakacje nad morze. Pieniądze z działki Bronisława oddała synowi. Miał dwoje dzieci, jemu były bardziej potrzebne. A jej emerytury wystarczało. Chciała znów podjąć pracę, ale syn odwiódł ją od tego.

“Będziesz zarabiać grosze, a nerwy stracisz za trzy złote”, – powiedział.
Tak zawsze mawiał jej mąż.

“Żeby teraz uczyć w szkole, trzeba mieć nerwy ze stali. jeżeli tęsknisz za lekcjami, zajmij się wnukami. Masz mnie. jeżeli coś, pomogę.”

I tak żyła sama. Oczywiście, brakowało męskich rąk. Ale syn wzywał fachowców, gdy coś się zepsuło albo kran zaczął kapać.

W ostatnich latach z mężem żyli w zgodzie. A za młodu bywało różnie. Kłócili się tak, iż mało nie doszło do rozwodu. Mąż hulał ostrożnie. Ale kobiety zawsze to wyczuwają. Pewnego dnia nie wytrzymała, powiedziała mu wszystko i wskazała drzwi. Jeszcze by jakąś chorobę do domu przyniósł.

Mąż spakował walizkę, przysiadł na chwilę na kanapie. I wtedy wrócił Sławek ze szkoły. Miał wtedy trzynaście lat. Zobaczył ojca z walizką i wszystko zrozumiał. Duży już był, wszystko słyszał i wiedział. Awantury rodziców też go męczyły.

“Będziesz mnie nienawidzić?” – zapytał go ojciec.

“Będę”, – odparł syn i wyszedł, zatrzaskując drzwiami.

“Nie mogę tak! Nie mogę”, – powiedział mąż, uderzając dłońmi w kolana. Wstał i odsunął walizkę za kanapę, żeby nie raziła w oczy. – “Kolacją nakarmisz?” – spytał, nie patrząc na Bronisławę.

Zmęczyły ją już te awantury i wyjaśnienia. Jaka różnica, czy wyjdzie dziś, czy jutro. Może choćby lepiej. Niech idzie, kiedy ona i syn będą w szkole. Bronisława nakryła do stołu, zawołała Sławka na kolację. Jedli w milczeniu, nie wypowiadając ani słowa.

Następnego dnia Bronisława wróciła z pracy późno. Gdy tylko weszła, rzuciła się do pokoju i zajrzała za kanapę. Walizka zniknęła. Na sercu zrobiło się ciężko i pusto. Wróciła do przedpokoju i powoli zaczęła się rozbierać. A potem podniosła wzrok i zobaczyła walizkę na półce pod sufitem. Wpadła do pokoju i otworzyła szafę. Na wieszakach wisiały koszule i spodnie męża. Ulżyło jej.

Ale gdy wrócił z pracy, Bronisława sarkastycznie zauważyła, iż szkoda, iż rozpakował walizkę, bo może będzie musiał ją znów zbierać.

Mąż milczał, ale już nie zostawał po godzinach w pracy, a jeżeli się zdarzyło, dzwonił i uprzedzał. Od tamtej pory kłócili się coraz rzadziej. A w ostatnich latach żyli jak dwa gołąbki. Żeby tak od młodości…

Bronisława starała się przypominać sobie tylko dobre chwile. Po co wracać do złych? Wszystkie urazy odeszły razem z mężem. Oczywiście, czasem nachodziła ją melancholia, ale gwałtownie mijała.

W samotności były też swoje plusy. Sprzątała mieszkanie rzadziej. Komu tu miało się robić bałagan? Gotowała sobie proste i lekkie potrawy. Za to dużo czytała, oglądała seriale. Mąż ich nie cierpiał. Siedział na kanapie, oglądał mecze i programy informacyjne. A ona na twardym taborecie w kuchni wpatrywała się w mały telewizor stojący na lodówce, aż kark jej drętwiał. Kuchnia była mała, nie było gdzie postawić telewizora.

A teraz leżała na kanapie jak królowa, oglądała, co chciała. Myślała o wzięciu kota. Ale od niego pełno sierści. Poza tym nigdy szczególnie nie lubiła zwierząt.

Jutro ósmy marca. Może kupić tort? Ale kto go będzie jadł? Syn na pewno wpadnie, żeby ją powinszować. Upiecze coś sama. I Bronisława zaczęła szukać zeszytu z przepisami.

Może kupić kwiaty? Rozejrzała się po pokoju. Nie, od nich będzie jeszcze smutniej. Kwiaty powinien dawać mężczyzna. Po co zresztą? Żeby po dwóch dniach je wyrzucić?

Bronisława upiekła babeczki z czekoladą i mandarynkami. Wnuki je uwielbiały. Przekaże je przez syna. Zmęczona, usiadła przed telewizorem. Leciał jakiś film. Już go widziała. Oczy same się zamknęły, i BronisławaPo kilku miesiącach Bronisława wysłała do AdrPo kilku miesiącach Bronisława wysłała do Adriana pocztówkę z zaproszeniem na święta, a gdy w odpowiedzi otrzymała bukiet bzów i bilet w jedną stronę do Sopotu, zrozumiała, iż czas zacząć nowy rozdział.

Idź do oryginalnego materiału