«„Proszę, ożeń się ze mną” – bogata singielka błaga bezdomnego. Jego warunek wprawił wszystkich w osłupienie…»

newskey24.com 3 tygodni temu

Dziennik osobisty

Mżawka osnuwała ulice lekką mgiełką, gdy ludzie spieszyli się do swoich spraw, z parasolami nad głowami, wzrokiem utkwionym w chodniku nikt jednak nie zauważył kobiety w beżowej garsonce, która nagle uklękła na środku skrzyżowania. Jej głos drżał.
Proszę ożeń się ze mną, szepnęła, wyciągając aksamitne pudełeczko.

Człowiek, do którego zwróciła się z tą prośbą? Nie golił się od tygodni, miał na sobie wytarty płaszcz pozszywany taśmą i spał w zaułku niedaleko ulicy Nowy Świat.

Alicja Nowak, 36-letnia miliarderka, prezeska firmy technologicznej i samotna matka, miała wszystko przynajmniej tak myślał świat. Wyróżnienia w rankingach najbogatszych, okładki magazynów, apartament z widokiem na Łazienki Królewskie. Ale za szklanymi ścianami swojego biura czuła, iż się dusi.

Jej sześcioletni syn, Kacper, zamilkł, gdy ojciec znany chirurg porzucił ich dla młodszej kobiety i nowego życia w Berlinie. Kacper już się nie śmiał. Ani przy kreskówkach, ani przy szczeniakach, ani choćby przed kawałkiem sernika.

Nic go nie cieszyło z wyjątkiem tego dziwnego, zaniedbanego mężczyzny, który karmił gołębie przed jego szkołą.

Alicja zauważyła go pierwszy raz, gdy spóźniła się po syna. Kacper, zwykle milczący, wskazał na mężczyznę po drugiej stronie ulicy i powiedział: Mamo, ten pan mówi do ptaków, jakby byli jego rodziną.

Alicja zignorowała to aż pewnego dnia sama to zobaczyła. Bezdomny, może czterdziestoletni, z ciepłymi oczami spod warstw brudu i zarostu, układał okruchy na murku, mówiąc łagodnie do każdego gołębia jak do przyjaciela. Kacper stał obok, patrząc na niego ze spokojem, którego matka nie widziała u niego od miesięcy.

Od tamtej pory Alicja przychodziła pięć minut wcześniej każdego dnia tylko po to, by obserwować te spotkania.

Pewnego wieczoru, po trudnym zebraniu zarządu, Alicja znalazła się sama przed szkołą. On tam był, choćby w deszczu nucił coś do ptaków, przemoczony, ale wciąż uśmiechnięty.

Zawahała się, w końcu podeszła.

Przepraszam, powiedziała cicho. On podniósł wzrok, jego spojrzenie było przenikliwe mimo brudu. Jestem Alicja. Ten chłopiec Kacper on on cię lubi.

Mężczyzna uśmiechnął się. Wiem. On też rozmawia z ptakami. One rozumieją rzeczy, których ludzie nie pojmują.

Alicja mimowolnie się zaśmiała. Mogę mogę spytać, jak masz na imię?

Janek, odpowiedział prosto.

Rozmawiali. Dwadzieścia minut. Potem godzinę. Alicja zapomniała o zebraniu. Zapomniała o parasolce, z której kapało jej za kołnierz. Janek nie prosił o pieniądze. Pytał o Kacpra, o jej firmę, o to, ile śpi i delikatnie ją rozśmieszał, gdy odpowiedź była zła.

Był miły. Był mądry. Był zraniony. I zupełnie inny niż wszyscy mężczyźni, których kiedykolwiek poznała.

Dni zamieniły się w tydzień.
Alicja przynosiła kawę. Potem zupę. Potem szalik.
Kacper rysował dla Janka, mówiąc: Mamo, on jest jak prawdziwy anioł. Tylko smutny.

Ósmego dnia Alicja zadała pytanie, którego nie planowała:
Czego czego by ci trzeba, żebyś znów mógł żyć? Żeby dostać drugą szansę?

Janek odwrócił wzrok. Ktoś musiałby uwierzyć, iż jeszcze coś znaczy. Że nie jestem tylko duchem, którego ludzie unikają.

Potem spojrzał jej prosto w oczy.

I chciałbym, żeby ta osoba była szczera. Nie z litości. Tylko żeby mnie wybrała.

Teraźniejszość Oświadczyny

I tak Alicja Nowak, miliarderka, która kiedyś kupowała firmy zajmujące się sztuczną inteligencją przed śniadaniem, teraz klęczała na Mokotowskiej przemoczona deszczem podając pierścionek mężczyźnie, który nie miał nic.

Janek wyglądał na wstrząśniętego. Zamarł. Nie z powodu kamer, które już zaczęły migać wokół nich, ani gapiów z podniesionymi brwiami.

Ale z jej powodu.

Ożenić się ze mną? szepnął. Alicjo, ja nie mam nazwiska. Nie mam konta w banku. Śpię za śmietnikiem. Dlaczego ja?

Ona przełknęła ślinę. Bo sprawiasz, iż mój syn się śmieje. Bo sprawiłeś, iż znów coś czuję. Bo jesteś jedynym, który nie chciał ode mnie nic tylko mnie poznać.

Janek wpatrywał się w pudełeczko w jej dłoni.

Potem cofnął się o krok.

Tylko najpierr odpowiedz mi na jedno.

Alicja zesztywniała. Na wszystko.

Pochylił się lekko, patrząc jej prosto w oczy.

Ciągle byś mnie kochała, spytał, gdybyś odkryła, iż nie jestem tylko bezdomnym ale kimś, kto ma przeszłość zdolną zniszczyć wszystko, co zbudowałaś?

Oczy Alicji rozszerzyły się.

Co masz na myśli?

Janek wyprostował się. Jego głos stał się niski, ochrypły.

Bo nie zawsze byłem bezdomny. Kiedyś miałem imię, które media szeptały na salach sądowych.

[Dalsza część Eryk i bliźniaki]

Eryk Kowalski stał w milczeniu, wpatrując się w zniszczoną, czerwoną zabawkową ciężarówkę w swoich dłoniach. Farba była wytarta, koła się zacinały, a jednak miała większą wartość niż wszystkie luksusy, które posiadał.

Nie, powiedział w końcu, klękając przed bliźniakami. Nie mogę tego wziąć. To należy do was.

Jeden z chłopców, z łzami w piwnych oczach, szepnął: Ale potrzebujemy pieniędzy na lekarstwa dla mamy. Proszę, panie

Serce Eryka ścisnęło się.

Jak się nazywacie? spytał.

Ja jestem Tomek, powiedział starszy. A to jest Maciek.

A wasza mama?

Ania, odpowiedział Tomek. Jest bardzo chora. Lekarstwa są za drogie.

Eryk spojrzał na nich. Mieli zaledwie sześć lat. A jednak stali tu, sprzedając swoją jedyną zabawkę, sami na zimnie.

Jego głos zmiękł. Zaprowadźcie mnie do niej.

Z początku wahali się, ale coś w jego tonie ich przekonało. Z wysmarkanymi

Idź do oryginalnego materiału