Deszcz mżył lekko, gdy ludzie spieszyli się, trzymając parasole, z wzrokiem utkwionym w chodniku nikt nie zauważył kobiety w beżowej garsonce, która upadła na kolana na środku skrzyżowania. Jej głos drżał.
Proszę ożeń się ze mną, szepnęła, wyciągając aksamitne pudełeczko.
Mężczyzna, do którego zwróciła się z tą prośbą? Nie golił się od tygodni, nosił połatany płaszcz i spał w zaułku niedaleko Warszawy.
Katarzyna Nowak, 36 lat, miliarderka, prezeska firmy technologicznej i samotna matka, miała wszystko przynajmniej tak myślał świat. Wyróżnienia w rankingach, okładki magazynów, apartament z widokiem na Łazienki. Ale za szklanymi ścianami swojego biura czuła, jakby się dusiła.
Jej sześcioletni syn, Jakub, zamilkł, odkąd ojciec, znany chirurg, opuścił ich dla młodszej kobiety i nowego życia w Paryżu. Jakub już się nie uśmiechał. Ani na kreskówki, ani na szczeniaczki, choćby na kawałek sernika.
Nic go nie cieszyło poza tym dziwnym, zaniedbanym mężczyzną, który karmił gołębie przed jego szkołą.
Katarzyna zauważyła go pierwszy raz, gdy spóźniła się po syna. Jakub, zwykle milczący, wskazał na mężczyznę po drugiej stronie ulicy i powiedział: Mamo, ten pan rozmawia z ptakami, jakby były jego rodziną.
Katarzyna nie zwróciła na to uwagi dopóki sama nie zobaczyła. Bezdomny, około czterdziestki, z ciepłymi oczami spod warstwy brudu i zarostu, układał okruchy na murku, mówiąc do każdego gołębia jak do przyjaciela. Jakub stał obok, patrząc na niego ze spokojem, którego matka nie widziała u niego od miesięcy.
Od tamtej pory Katarzyna przychodziła pięć minut wcześniej każdego dnia tylko po to, by obserwować to spotkanie.
Pewnego wieczoru, po trudnym zebraniu rady nadzorczej, Katarzyna szła sama, mijając przed szkołą. On był tam, choćby w deszczu nucił dla ptaków, przemoczony, ale wciąż uśmiechnięty.
Zawahała się, potem przeszła przez ulicę.
Przepraszam, powiedziała cicho. Podniósł wzrok, jego spojrzenie było przenikliwe mimo brudu. Jestem Katarzyna. Ten chłopiec Jakub on on cię lubi.
Mężczyzna uśmiechnął się. Wiem. On też mówi do ptaków. One rozumieją rzeczy, których ludzie nie pojmują.
Roześmiała się mimowolnie. Mogę mogę spytać, jak masz na imię?
Janek, odpowiedział po prostu.
Rozmawiali. Dwadzieścia minut. Potem godzinę. Katarzyna zapomniała o zebraniu. Zapomniała o parasolu, z którego kapało jej na szył