Proszę już tylko o miskę zupy.

newskey24.com 18 godzin temu

Mam siedemdziesiąt siedem lat i doczekałam dnia, kiedy proszę swoją synową, Katarzynę, tylko o talerz zupy. Jeszcze niedawno wierzyłam, iż jej obowiązkiem jest utrzymanie domu w czystości, gotowanie, szydełkowanie i dbanie o rodzinę, tak jak ja to robiłam w swoim czasie. Ale życie się zmieniło, i ja, Zofia Nowak, zrozumiałam, iż moje oczekiwania pozostały w przeszłości. Zabrali mnie do siebie syn Paweł i Katarzyna, i teraz mieszkam w ich domu, czując się raz jak gość, raz jak ciężar. Serce mnie boli, ale uczę się akceptować rzeczywistość, choć w środku wciąż tli się uraza.

Kiedyś byłam panią dużego domu. Wstawałam o świcie, gotowałam rosół, piekłam pierogi, szyłam firanki, wychowywałam Pawła. Mój mąż, niech mu ziemia lekką będzie, pracował w fabryce, a ja dbałam o dom, by wracał do przytulności. Myślałam, iż tak musi być: kobieta to opoka rodziny, a synowa, gdy przyjdzie czas, podtrzyma tę tradycję. Gdy Paweł przyprowadził Katarzynę, miałam nadzieję, iż stanie się dla mnie córką, iż będziemy razem krzątać się po domu, dzielić przepisami jak za dawnych lat. Ale stało się inaczej.

Katarzyna jest nowoczesną kobietą. Pracuje w biurze, zawsze z telefonem, ubiera się modnie, rzadko gotuje. Gdy wzięli ślub, mieszkałam jeszcze w swoim mieszkaniu, ale dwa lata temu zdrowie mi zaczęło szwankować — nogi odmawiały posłuszeństwa, w głowie się kręciło. Paweł nalegał: „Mamo, zamieszkaj z nami, będzie ci łatwiej”. Zgodziłam się, sprzedałam mieszkanie, by nie być im ciężarem, a pieniądze dałam na remont ich domu. Myślałam, iż pomogę, jak potrafię. Ale Katarzyna nie chciała ani mojej pomocy, ani moich oczekiwań.

Od pierwszego dnia zauważyłam, iż nie lubi, gdy wchodzę do kuchni. Raz zaproponowałam ugotowanie rosołu, który Paweł uwielbia, a ona tylko się uśmiechnęła: „Zofio, nie trudź się, zamówimy jedzenie”. Zamówią? Dla mnie gotowanie to troska, a nie kliknięcie w aplikację. Chciałam posprzątać, ale Katarzyna delikatnie powstrzymywała: „Nie musi pani, mamy odkurzacz automatyczny”. Automat? A gdzie w tym dusza, gdzie ciepło? Milczałam, ale rosło we mnie uczucie, iż tu nie mam miejsca. Paweł tylko wzruszał ramionami: „Mamo, Kasia sobie radzi, odpocznij”. Odpocznij? Dla mnie w moim wieku odpoczynek to nie bezczynność, ale bycie potrzebną.

Najboleśniejsze jest jej podejście. Zawsze wierzyłam, iż synowa powinna szanować teściową, pomagać, słuchać rad. Ale Katarzyna robi po swojemu. Przyrządza jakieś sałatki z awokado zamiast schabowych, których ją uczyłam. Dom ich jest czysty, ale zimny — brakuje tych drobiazgów, które go ożywiają: haftowanych serwet, zapachu świeżego chleba. Raz zasugerowałam: „Kasiu, może upieczemy placek drożdżowy, Paweł tak lubi”. A ona odparła: „Zofio, teraz jemy mniej mącznych rzeczy, dieta”. Dieta? A czym żywi się dusza?

Zaczęłam się obrażać. Myślałam, iż mnie nie szanuje, nie ceni mojego doświadczenia. Próbowałam rozmawiać z Pawłem: „Synu, twoja żona w ogóle nie dba o dom, wszystko na telefon, wszystko na wynos. Czy to jest rodzina?” Ale on machnął ręką: „Mamo, u nas wszystko w porządku, nie dramatyzuj”. W porządku? Dla nich może, ale ja czuję się jak mebel, który przesunięto w kąt. Sąsiadka, gdy się jej poskarżyłam, powiedziała: „Zosiu, inne czasy, synowe już nie te”. Ale ja nie chcę winić czasów. Chcę, by mnie widziano, a nie tylko karmiono i układano do snu.

Kilka dni temu dotarło do mnie, iż już nie mogę. Katarzyna przygotowywała kolację — coś z kurczakiem i dziwnym sosem. Siedziałam w swoim pokoju, słuchałam, jak się z Pawłem śmieją, i nagle poczułam się obca. Wstałam, weszłam do kuchni i powiedziałam: „Kasiu, ugotuj mi proszę talerz zupy. Zwykłej, jak lubię, z ziemniakami”. Zdziwiła się, ale skinęła głową: „Dobrze, Zofio, jutro to zrobię”. I wczoraj przyniosła mi zupę — prostą, ciepłą, prawie jak moja. Jadłam i ledwie powstrzymywałam łzy. Nie przez smak, ale przez to, co zrozumiałam: teraz proszę tylko o to. Nie o haftowanie, nie o sprzątanie, nie o moje reguły — tylko o talerz zupy.

Zrozumiałam, iż moje oczekiwania pochodziły z innego świata. Katarzyna nigdy nie będzie taka jak ja, i może to wcale nie jest złe. Ona pracuje, jest zmęczona, a ja w moim wieku nie mam prawa mówić, jak ma żyć ich rodzina. Ale boli, iż nie jestem już potrzebna tak jak kiedyś. Paweł mnie kocha, wiem o tym, ale zajmuje się swoim życiem. A ja siedzę w ich domu i myślę: gdzie jest ta kobieta, która wszystkim zarządzała? Została tylko staruszka, która prosi o zupę.

Postanowiłam nie poddawać się. Nauczę się żyć inaczej: oglądać seriale, spacerować po podwórku, dzwonić do starych przyjaciółek. Może poproszę Katarzynę, by pokazała mi, jak zamawiać jedzenie przez telefon — w końcu mogłoby mi się spodobać? Ale nie chcę być ciężarem. jeżeli nie widzą we mnie matki i babci, znajdę dla kogo żyć. A na razie proszę tylko o talerz zupy — i może o odrobinę ciepła, którego mi tak brakuje.

Idź do oryginalnego materiału