Prezent o posmaku bólu

polregion.pl 4 dni temu

Prezent z posmakiem goryczy

Oni jedli kolację w kuchni — Natalia i jej mąż, Grzegorz. Wieczór był spokojny, czajnik stygł na kuchence, a przez okno ciągnęło wczesną jesienią. Nagle zadzwonił telefon. Grzegorz spojrzał na ekran — nieznany numer.

— Ciekawe, kto mnie potrzebuje o tej porze? — mruknął.

— Odbierz, to się dowiesz — uśmiechnęła się Natalia, nie przywiązując wagi.

Grzegorz wstał i wyszedł do przedpokoju. Po kilku minutach wrócił — blady, z pustym spojrzeniem, jakby zobaczył coś, co nie mieściło się w ramach codzienności.

— Co się stało, Grzesiu? — zaniepokojona wstała Natalia. — Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha!

— Natalio… Mam córkę. I muszę ją zabrać…

Kiedyś naprawdę miał rodzinę. Ewa, jego pierwsza żona, urodziła mu córeczkę — Zosię. Ale już dwa lata po narodzinach dziecka małżeństwo zaczęło się rozpadać. Ewa ciągle wybuchała, oskarżała go o wszystko: iż za mało zarabia, iż nie poświęca jej czasu, iż „za mało pomaga”.

Starał się. Dla Zosi, dla rodziny. Wielu mówiło: może Ewa ma depresję poporodową? Warto iść do lekarza. Ale Grzegorz wiedział: Ewa taka była jeszcze przed narodzinami Zosi. Teraz tylko było gorzej.

Nigdy się nie uśmiechała. choćby gdy bawiła się z Zosią — to nie była troska, tylko obowiązek. Serce ściskało mu się, gdy to widział.

Gdy w desperacji zaproponował Ewie terapię, ta wybuchła:

— Co, uważasz mnie za wariatkę?!

To była ostatnia kropla. Rozwiódł się. A Ewa, jakby z zemsty, wywiozła córkę do innego miasta. Nie zostawiła adresu. Nie wniosła o alimenty. Zniknęła.

Próbował szukać. Ale wspomnienia rozmów z byłą żoną były tak ciężkie, iż w pewnym momencie się poddał. Uwierzył, iż dla córki lepiej będzie z matką. choćby nie wiedział, jak bardzo się mylił…

Ewa nie wybaczyła. Ani jemu, ani życiu. Złość, którą nosiła w sobie, zatruła wszystko. choćby Zosię.

Dziewczynka dorastała w domu, gdzie nie było świąt, przytuleń ani radości. O urodzinach po raz pierwszy usłyszała w przedszkolu.

— Mamo, dziś Jurek ma urodziny! Dostał samochodzik! A ja dostanę prezent?

— Nie — odcięła Ewa. — To ja cię rodziłam. Mnie się należą podziękowania. Nie zadawaj głupich pytań.

Mikołaja nie obchodzili. Śmiech był zakazany. Cukierki — luksus. choćby bajki były niepożądane. Życie było szare, pełne napięcia, i nikt nie wiedział, iż mała Zosia w tajemnicy marzyła: jak dorośnie, kupi sobie całą paczkę cukierków.

Sąsiedzi unikali Ewy. Nie lubili jej, bali się. Mówili: „Z nią coś nie tak”. I jak się okazało, mieli rację.

Pewnego dnia Ewie zrobiło się słabo. Nie ufała lekarzom, wezwała pogotowie za późno. Zawieźli ją, nie obiecując niczego. Przed wyjazdem przekazała sąsiadce imię ojca Zosi, jego nazwisko i miasto.

Zosia została u tej kobiety. Cicha, zamknięta, nie zrozumiała, iż mama już nie wróci.

Opieka społeczna gwałtownie odnalazła Grzegorza. Był już od pół roku żonaty z Natalią. Gdy usłyszał, iż może zabrać córkę, nie wahał się ani chwili.

— Jadę. Muszę ją odebrać — powiedział Natalii.

— Oczywiście. Pojadę z tobą, jeżeli chcesz. Ale ty musisz być przy niej.

Zosia nie pamiętała ojca. Bała się — a nuż będzie gorzej niż z mamą? Ale gdy w drzwiach stanął Grzegorz, nie sam, a z ogromnym pluszowym kotem i paczką cukierków, jej oczy rozbłysły.

Słodycze. Ciepło. Dobroć. Jej małe serce zdecydowało: zły człowiek nie przyniósłby cukierków.

Gdy bawiła się nową zabawką, sąsiadka opowiadała o zmarłej Ewie. Grzegorz słuchał, zaciskając pięści. W gardle stała mu kula. Boże, dlaczego się poddałem? Dlaczego nie walczyłem?

Po kilku dniach załatwili wszystkie papiery. Zosia zamieszkała z ojcem. Następnego dnia, przy śniadaniu, Grzegorz zaczął rozmowę:

— niedługo masz urodziny. Co chciałabyś dostać?

Dziewczynka zmieszała się.

— Nie wiem. Nigdy nie miałam prezentów. Nie obchodziliśmy…

Upuścił łyżkę.

— Jak to? Dlaczego?

— Mama mówiła, iż nie zasłużyłam. Że to nie moja zasługa, iż się urodziłam.

Grzegorz wstał od stołu, w milczeniu wyszedł. Natalia poszła za nim. Stał w kuchni, oparty o blat, z twarzą w dłoniach.

— Prosiła mnie… tylko o cukierki. Cukierki, Natalio! To, co każde dziecko powinno mieć. Boże, jak mogłem na to pozwolić?..

— Nie obwiniaj się. Ważne, iż teraz jest w domu. Z tobą. Z nami — szepnęła Natalia, obejmując go. — Wszystko jej wynagrodzimy. choćby to, czego nigdy nie miała.

Tydzień później w domu panowała magia. Balony, lampki, zapach ciasta. Zosia skończyła siedem lat. Obudziła się — i pomyślała, iż śni. Pokój udekorowany, na stole tort ze świeczkami. Przytulali ją, gratulowali, śmiali się. A ona śmiała się w odpowiedzi.

Po raz pierwszy.

W parku jeździła na karuzelach, jadła wW drodze powrotnej, gdy Zosia zasnęła z głową na ramieniu Natalii, a Grzegorz prowadził samochód w milczeniu, poczuł, iż po latach pustki wreszcie odnalazł to, czego brakowało mu najbardziej — prawdziwą rodzinę.

Idź do oryginalnego materiału