Wanda wyczuła w kieszeni szlafroka małe aksamitne pudełeczko i zaciśnęła je kurczowo w dłoni. Serce waliło tak głośno, iż wydawało się, iż echo roznosi się po całym mieszkaniu. Za ścianą monotonnie buczał telewizor – Tadeusz oglądał wieczorne wiadomości, jak codziennie od dwudziestu siedmiu lat ich małżeństwa.
“Wandziu, herbatę zrobisz?” – dobiegł z salonu głos męża.
“Za chwilę”, odparła, nie puszczając pudełka. “Dokończę tylko.”
Stała przy kuchennym oknie, patrząc na podwórko, gdzie sąsiedzkie dzieci ganiały piłkę między zaparkowanymi samochodami. Zwykły codzienny widok, a jednak dziś wydawał się wyjątkowy, jakby oglądała go po raz ostatni.
Pudełeczko w kieszeni nagrzewało jej dłoń. W środku leżały złote spinki do mankietów z małymi diamentami – prezent, który przygotowywała Tadeuszowi na rocznicę ślubu od trzech miesięcy. Odkładała grosz do grosza z każdej pensji, oszczędzała na wszystkim, choćby na swoich kremach i lekach. Chciała sprawić mężowi niespodziankę, pokazać, jak go ceni.
Ale wczoraj wszystko się zmieniło.
“Idziesz już czy nie?” – niecierpliwie zawołał Tadeusz. “Program się zaczyna.”
Wanda wzięła głęboki oddech i weszła do salonu. Mąż siedział w swoim ulubionym fotelu, w rozciągniętej koszulce i dresowych spodniach. Na stoliku do kawy stały dwie filiżanki z herbatą i leżała rozłożona gazeta.
“Słuchaj, pamiętasz Krysię Nowak z naszej klasy?” – zapytał Tadeusz, nie odrywając wzroku od ekranu.
Wanda zastygła z filiżanką w ręce. Właśnie o tej Krysii myślała całą noc.
“Pamiętam” – odpowiedziała ostrożnie. “Dlaczego pytasz?”
“Spotkałem ją dziś koło sklepu. Mówi, iż się niedawno rozwiódł. Mąż zostawił ją dla jakiejś młodszej. Wyobrażasz sobie, po trzydziestu latach małżeństwa?”
Wanda postawiła filiżankę z powrotem na stół. Ręce jej drżały.
“I co teraz robi?”
“Mieszka sama w kawalerce, dorabia gdzieś jako sprzątaczka. Szkoda jej, naprawdę. Fajna była w szkole.”
Tadeusz pokiwał głową i przełączył kanał. Na ekranie zamigotały reklamy.
Wanda milczała. Nie mogła powiedzieć mężowi, iż widziała to spotkanie na własne oczy. Że stała w sąsiednim przejściu między półkami i słyszała każde ich słowo. Że widziała, jak Tadeusz obejmował Krysie, jak ona przytulała się do niego, jak umawiali się na jutro wieczorem.
“Wandziu, coś taka cicha?” – Tadeusz w końcu na nią spojrzał. “Chora jesteś?”
“Nie, wszystko w porządku” – próbowała się uśmiechnąć. “Po prostu zmęczona. W pracy dziś był nalot.”
“Rozumiem. To połóż się wcześniej.”
Znów wbił wzrok w telewizor. Wanda wstała i wyszła do kuchni pod pretekstem zmywania. Pudełko ze spinkami w kieszeni nagle wydało się ciężkie jak kamień.
Przypomniała sobie, jak trzy miesiące temu zobaczyła te spinki w witrynie jubilerskiego sklepu. Jak długo stała, wpatrując się w nie, wyobrażając sobie euforia Tadeusza. Zawsze lubił eleganckie rzeczy, choć rzadko sobie coś kupował. Mówił, iż rodzina jest ważniejsza.
Rodzina. Jaka ironia.
Wanda wyjęła pudełko i otworzyła je. Spinki migotały w świetle kuchennej lampy. Piękne, drogie. Takie, których mąż nigdy by sobie sam nie kupił.
“Kochanie, skoczę do sklepu” – dobiegł z przedpokoju głos Tadeusza. “Chleba w ogóle nie ma.”
“Dobrze” – krzyknęła w odpowiedź.
Drzwi zatrzasnęły się. Wanda podeszła do okna i zobaczyła, jak mąż idzie przez podwórko. Nie w stronę sklepu, ale na przystanek autobusowy. Tam, gdzie wczoraj umówił się z Krysie.
Zamknęła pudełko i poszła do sypialni. Na toaletce leżały fotografie – ich ślub, narodziny syna Jacka,