Prezent, który wszystko zepsuł

newsempire24.com 3 dni temu

Halo! Halo, gdzie ty się włóczysz?! — miotał się głos Mikołaja z pokoju. — Chodźże tu! Ważna sprawa!

— Idę już! — odkrzyknęła Halina, wycierając mokre dłonie o fartuszek. — Co się stało? Pożar?

— Gdzie tam! Coś lepszego, znacznie lepszego! — mąż podskoczył do niej w progu, chwycił ją za łokcie. — Słuchaj tylko! Pamiętasz Tarnowskiego? Tego mojego szefa emeryta? Co w zeszłym roku przeszedł na spoczynek?

— Pamiętam. A co z nim? — Halina zaniepokoiła się. Takie podniecenie Mikołaja zwykle wróżyło kłopoty.

— Dzwonił przed chwilą! Wyobraź sobie, sprzedaje kawalerkę na Starym Mieście, trzypokojową! A nam proponuje, byśmy kupili! Prawie za darmo, Halo! Mówi, odstąpi nam za pół darmo, bo mu kiedyś pomogłem z jedną rzeczą. Pamiętasz, załatwiłem wtedy posadę jego bratankowi?

Halina powoli opadła na krzesło. Myśli zakręciły jej się w głowie jak liście w jesiennej zadymce.

— Mikołaju, jaka kawalerka? O czym ty mówisz? Przecież nas nie stać na takie sumy!

— I tu jest właśnie fortel! — Mikołaj przysiadł na podłokietniku, mówił szybko, rozgorączkowany. — Tarnowski mówi, iż można na raty! Drobne wpłaty, jemu się nie śpieszy. Sam zaś wyprowadza się na wieś do córki, mieszkanie w mieście mu niepotrzebne. Halo, ty rozumiesz, co to znaczy? Całe życie cisnęliśmy się w tej dwupokojówce, a tu taka okazja!

— Mikołaju, poczekaj… — Halina przetarła skronie. — A po co nam trzypokojowe? Dzieci dorosły, żyją osobno. Nam i to starczy w sam raz.

— Jak to po co?! — Mikołaj poderwał się, zaczął przemierzać pokój. — Halo, przecież jesteś rozsądną kobietą! Wnuki będą przyjeżdżać, gdzie się podzieją? A gdy się zestarzejemy, może dzieci do nas wrócą, by się nami zatroszczyć. Albo wynajmiemy opiekunkę, dla niej też pokój będzie potrzebny!

Halina patrzyła na męża w milczeniu. Trzydzieści lat małżeństwa, a on wciąż ten sam marzyciel. Zawsze mu się zdaje, iż tuż obok krąży wielkie szczęście, wystarczy tylko rękę wyciągnąć.

— A ile trzeba pieniędzy? — spytała ostrożnie.

— No, pierwsza wpłota nieduża, jakieś trzydzieści tysięcy. Potem miesięcznie po pięć tysięcy będziemy oddawać.

— Trzydzieści tysięcy?! — Halina o mało nie podskoczyła. — Mikołaju, zwariowałeś! Skąd weźmiemy takie pieniądze?!

— A tu, Halo, mam wszystko obmyślone — Mikołaj usiadł obok żony, wziął ją za dłonie. — Pamiętasz, mama zostawiła mi po babci ten pierścień? Ten z diamentem? Kazałem go w komisie ocenić, wart jest akurat koło czterech stówek. Sprzedamy — i pieniądze będą!

Halina gwałtownie cofnęła ręce.

— Pierścień?! Mikołaju Piotrowiczu, co ty wygadujesz?! Toż to pamiątka po twej matce! Oddała ci go na łożu śmierci!

— No i co z tego? — wzruszył ramionami Mikołaj. — Mama chciała, żeby nam się dobrze wiodło. No to właśnie będziemy żyć dobrze! W dużym mieszkaniu, w samym sercu miasta!

— A jeżeli nie podołamy ratom? jeżeli coś się zdarzy? Zachorujemy, stracimy pracę?

— Nic się nie zdarzy! — machnął ręką mąż. — Halo, toż to szansa! Rozumiesz? Takie sposobności raz w życiu się przytrafiają!

Halina wstała, podeszła do okna. Za szybą padał deszcz, spływały mętne strużki. Zupełnie jak jej myśli teraz — wszystko pomieszane, nic niepojęte.

— Mikołaju, a rozmawiałeś z dziećmi? Co powiedzą?

— A co mają powiedzieć? Będą uradowane! Wyobraź sobie, jak Aśka się zdziwi! Jak Jaś będzie dumny — rodzice w centrum mieszkają!

Asia, starsza córka, uczyła w szkole. Wiecznie w pracy, wiecznie zmęczona. Jaś, młodszy, po wojsku wyjechał do Gdańska, rzadko dzwonił. Czy ucieszyliby się nowym mieszkaniem rodziców? Halina wątpiła.

— Posłuchaj — powiedziała, nie odwracając się, — a może nie warto się spieszyć? Pomyślimy jeszcze, poradzimy się…

— Z kim się poradzić?! — Mikołaj rozłożył ręce. — Halo, Tarnowski jutro odlatuje do córki! Dzisiaj trzeba zdecydować! Inaczej kawalerkę ktoś inny kupi!

— A czemu nam ją akurat proponuje? — zadała nagle pytanie Halina. — Czyżby nie miał innych znajomych?

— Ot… Mówi, iż my ludzie solidni. Sprawdzili się.

Coś w głosie męża skłoniło Halinę, by się odwrócić. Mikołaj unikał jej
Od tego dnia każdego wieczoru siedzieli wśród niedokończonych ścian, zagłuszając pustą przestrzeń wyciszonym gderaniem starej lodówki, bo już tylko wspomnienia z dawnej kuchni ogrzewały ich serca.

Idź do oryginalnego materiału